Od stycznia wzrosły zarówno wynagrodzenia posłów, jak i wydatki na ich biura. W ubiegłym roku poseł zarabiał 9892,20 złotych brutto. W tym roku będzie to 10278,10 złotych brutto.Do tego co miesiąc dieta w wysokości 25 procent wynagrodzenia, otrzymywana nawet podczas wakacji.

Reklama

Na utrzymanie biura poseł otrzymywał w ubiegłym roku 10150 złotych miesięcznie, w tym - aż o tysiąc więcej. Kancelaria Sejmu tłumaczy, że to pierwsza od pięciu lat tak poważna podwyżka.

DZIENNIK dowiedział się, że posłowie chcieli zwiększyć tegoroczny budżet Sejmu o ponad 37 milionów złotych. Ostatecznie senatorowie powiedzieli nie i będzie musiało wystarczyć tyle, co w tym roku, czyli 383 miliony złotych.

Jak tłumaczy dyrektor biura prasowego Kancelarii Sejmu Krzysztof Luft, większe wydatki na wynagrodzenia i biura posłów oznaczają, że cięć trzeba szukać gdzie indziej. I tak o 5 milionów złotych zmniejszą się wydatki na zakupy, usługi pocztowe, wizyty zagraniczne, hotele i przeloty klasą biznes.

Reklama

Najwięcej - 29 milionów złotych - zaoszczędzono na inwestycjach, remontach oraz administracji. Nie zostanie odnowiona sala plenarna, toalety oraz poddasza. Z części przywilejów będą musieli też zrezygnować pracownicy Sejmu. Nie będzie nowych samochodów, nie będzie już tylu podróży i szkoleń, czasopism. Wprowadzono też limity na rozmowy przez służbowe komórki.

Czy posłowie nie powinni także się ograniczyć? Krzysztof Luft nie chce tego oceniać.

Posłowie: Przecież mamy rodziny i kredyty

Reklama

Sami posłowie nie widzą nic niestosownego w tym, że ich pensje wzrosną. Tłumaczą się rodzinami na utrzymaniu, kredytami i porównują swoje "mizerne" zarobki do tych, jakie otrzymują posłowie z innych państw, menadżerowie czy gwiazdy telewizji.

"Chętnie na zarobki zamieniłbym się z prezesem PKO SA lub Hanną Smoktunowicz. Pracowałbym mniej, a zarabiał więcej" - mówi DZIENNIKOWI.

"Posłowie nie dostali podwyżek, tylko waloryzację wynikającą z inflacji. Czy mogliby z niej zrezygnować? Moim zdaniem, ze względu na kryzys w ramach solidarności społecznej mogliby. Ale rząd twierdzi, że kryzysu nie ma. I posłowie koalicji, pewnie w to uwierzyli" - uważa posłanka SLD Joanna Senyszyn.

Stefan Niesiołowski z PO podkreśla, że podwyżki są mu obojętne. "Proszę zwrócić uwagę, że podwyżki są minimalne i nie było ich od wielu lat. A przy tym zrobiliśmy poważne oszczędności na wielu wydatkach. Więc choć nie była to moja inicjatywa, to ja podwyżki akceptuję" - kwituje.