"Chodzi o procedury ratujące życie. W naszej klinice wykonujemy 80 przeszczepów szpiku, co kosztuje 9 mln zł. Wczoraj zapytałam dyrektora dolnośląskiego NFZ, jak będziemy dostawać pieniądze. Odpowiedział, że pieniędzy nie ma" - mówi DZIENNIKOWI prof. Alicja Chybicka, kierownik kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu.

Reklama

"Nie ma jeszcze żadnych ustaleń dotyczących rozliczeń transplantacji" - przyznaje Edyta Grabowska-Woźniak, rzecznik centrali NFZ.

>>> Będzie mniej pieniędzy na leczenie

W przyszłym tygodniu w siedzibie funduszu mają się spotkać przedstawiciele rządu i NFZ z transplantologami i odpowiadać na trudne pytania: czy pieniędzy będzie więcej, czy jednak mniej? I co zrobić, żeby nie zmniejszyła się liczba przeszczepów?

Reklama

Decyzję rządu krytykuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Jak mówi szef związku Krzysztof Bukiel, rząd pokazał, że dopóki słupki poparcia nie spadają, nie zamierza przejmować się sprawami zwykłych ludzi. "Można było zmniejszyć wydatki, skoro budżet państwa się nie domyka, ale za to należało wprowadzić współpłacenie pacjentów. Bo teraz zabiera się ludziom szansę na przeżycie, a jednocześnie nie daje im legalnej możliwości zapłacenia za możliwość leczenia" – tłumaczy nam Krzysztof Bukiel.

p

Rozmowa z prof. Magdaleną Durlik, kierownikiem Kliniki Medycyny Transplantacyjnej i Nefrologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w Warszawie, prezesem-elektem Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego

Reklama

Iwona Dudzik: Czy z pani punktu widzenia zapowiedź, że przeszczepy nerek będą finansowane przez NFZ, a nie przez ministerstwo, to wiadomość dobra czy zła?
Magdalena Durlik: My, transplantolodzy, jesteśmy tym zaskoczeni. Jeszcze miesiąc temu podczas rozmów w ministerstwie nikt o tym nie wspominał. Na razie mamy wielkie obawy i żadnych informacji, jak to będzie wyglądało. Chcemy wiedzieć, czy NFZ będzie płacić za przeszczepy tyle samo, ile Ministerstwo Zdrowia, czy nie. Czy zmniejszy się liczba zabiegów, czy nie ma takiego zagrożenia?

Dlaczego lepiej, gdy przeszczepy są finansowane przez ministerstwo, a nie NFZ?
Bo Ministerstwo Zdrowia płaci bez opóźnień i to finansowanie jest najpewniejsze. Natomiast NFZ zwraca tylko koszty przeszczepów w liczbie przewidzianej w kontrakcie. Ewentualne nadwyżki reguluje z rocznym opóźnieniem. Dla szpitali to problem.
Jest jeszcze jedna kwestia. Przy przeszczepach sporo jest dodatkowych kosztów związanych z dawcą i pobraniem narządów, takich jak komisyjne orzeczenie śmierci mózgu, przygotowanie biorcy, transport do ośrodka transplantacyjnego, dobór biorcy. Obawiam się, że NFZ nie będzie chciał za to dodatkowo zapłacić. To nie wszystko. Liczyliśmy na to, że w tym roku będą dodatkowe pieniądze na zatrudnienie w szpitalach koordynatorów przeszczepiania, którzy mieli dbać o pozyskanie dawcy i przekazywać informacje o dostępnym narządzie. Teraz to wszystko staje pod znakiem zapytania.

Pieniądze na koordynatorów miały być przecież zagwarantowane w nowej ustawie transplantacyjnej?
Ale ustawa wciąż jest w Sejmie. Jeśli zamiast tego minister zdrowia przekazuje zadania finansowania przeszczepów do NFZ, to oznacza, że pensji dla koordynatorów nie będzie. Wciąż jest pytanie, czy fundusz będzie płacił, czy raczej wymyśli ograniczenia? Nie oszukujemy się, NFZ tylko patrzy, jak nam zabrać. Jest monopolistą, który dyktuje warunki.

Szpitali nie stać na koordynatorów?
Nie, bo NFZ zmniejszył w tym roku stawki za tzw. punkt. Szpitale muszą oszczędzać: wstrzymują inwestycje, zamrażają płace. Kto w tej sytuacji zatrudni koordynatorów przeszczepiania, kto im da pensje, jeśli nie będzie pieniędzy?

Czego się pani spodziewa po rozmowach, jakie w przyszłym tygodniu mają się odbyć z NFZ?
Liczę, że dojdzie do kompromisu. Mnie jest wszystko jedno, kto płaci. Może to być NFZ. Byle stawki nie były mniejsze i znalazły się pieniądze na wszystkie czynności związane z pobraniem i przeszczepieniem narządu. Jeśli nie, to za przeszczepy nikt nie będzie się brał i transplantologię czeka kolejna zapaść.

Jakie mogą być tego konsekwencje?
W przypadku przeszczepów nerek zwiększy się liczba pacjentów dializowanych i w efekcie będzie to jeszcze drożej kosztować. Bo pół roku dializy kosztuje tyle, ile przeszczep nerki. W przypadki przeszczepów wątroby i serca pacjenci nie mają żadnej alternatywy.