Według rodziny Krzysztofa Korytowski, wicestarosta z Sierpca, a potem dyrektor w Orlenie, zgłosił się do pomocy w szukaniu chłopaka. Zaoferował też usługi swojego znajomego, lokalnego bandyty Eugeniusza Drohomireckiego "Gienka". "Gienek" miał informacje o tym, gdzie przetrzymywany jest Krzysztof. Skąd wicestarosta znał się z bandytą? "Sierpc to małe miasto" - tłumaczył Korytowski. Pomocnikiem "Gienka" w poszukiwaniach był inny przestępca - Mirosław K., "Kajtek".

Reklama

"Gienek" wyciągnął od rodziny Olewników 160 tysięcy. Nie pomógł odnaleźć porwanego. Korytowski bronił się, że jego rola polegała jedynie na przekazywaniu wiadomości od "Gienka" rodzinie Olewników. Jednak ojcu Krzysztofa Korytowski mówił co innego. "Mniej więcej wiem, gdzie jest [Krzysztof], ale tego panu nie powiem dla dobra sprawy... (...) Są koszty, prokurator wziął tyle, komendant tyle..." - słychać głos Korytowskiego w rozmowie, którą nagrał Olewnik senior.

DZIENNIK ustalił, że jeszcze długo po porwaniu Korytowski kontaktował się z Jackiem K., wspólnikiem młodego Olewnika, aresztowanym w ubiegłym tygodniu za związki z porywaczami.

Jeden ze świadków w sprawie, lokalny dziennikarz, zeznał, że widział u Korytowskiego listy od porywaczy pisane ręką Krzysztofa, zanim te trafiały do rodziny. Korytowski zaprzeczał. Tłumaczył, że listy dawał mu ojciec porwanego.

Co ciekawe, szukając porywaczy, policja założyła sporo podsłuchów. Maciej Książkiewicz, szef policji w Płocku (już nie żyje), kiedy policjanci przedstawili mu listę kandydatów do inwigilowania, anulował wniosek o objęcie podsłuchem Korytowskiego.

Reklama

Niejasną rolę w sprawie porwania odgrywał też Wojciech Kęsicki, szef lokalnej policji w Drobinie i przyjaciel Korytowskiego.

Bywali u siebie w domach. Razem pili. Kęsicki twierdzi, że znajomość skończyła się w 2001 r. Ale Korytowski zeznał w śledztwie coś innego: przyznał, że rozmawiali o porwaniu.

Reklama

Kęsicki to człowiek, który był "domowym policjantem" Olewników. To on organizował imprezę, po której porwano biznesmena. I początkowo brał udział w śledztwie. Dziś jest pracownikiem firmy aresztowanego Jacka K. Dostał drobny zarzut wyłudzenia pieniędzy od Olewników.

Co ciekawe, Kęsicki, gdy był przesłuchiwany, stosował podobną taktykę co Jacek K. Dopiero z czasem odświeżała się ich pamięć.

>>> Awantura o bilingi przyjaciela Olewnika

Na początku śledztwa Kęsicki nie pisnął ani słowem, że kolegował się z Krzysztofem Olewnikiem. Prokuratorowi opowiadał, że właściwie zna ojca biznesmena, a Krzysztofa niejako przy okazji. Dopiero w 2005 r. przyznał, że balował razem z młodym Olewnikiem i Jackiem K., że spotykali się w zajazdach na Mazowszu, że załatwiał ich sprawy związane z kradzionymi autami i że w sprawie jednego z bmw Krzysztofa negocjował z szefem gangu z Wołomina. Również dopiero w 2005 r. zdecydował się ujawnić, że Krzysztofowi grożono na tydzień przed porwaniem.

Kęsicki mocno zżył się z Jackiem K. Przez dłuższy czas obaj mieli poszukiwać Krzysztofa (kiedy Kęsicki dostał zarzuty, spalił swoje notatki z tego czasu). Superświadek prokuratury Piotr S. zeznał, że w 2004 r. widział Kęsickiego i Jacka K. na dworcu kolejowym w Warszawie w towarzystwie porywaczy. Rozpoznał obu na zdjęciach. Kęsicki i K. zaprzeczyli, że byli na stacji kolejowej. Świadek Piotr S. zmarł, zanim prokurator pokazał mu obu na żywo.

Jest jeszcze jeden fakt, dotąd nieopisany. W 2003 r. ktoś z budki telefonicznej położonej w Zawidzu Kościelnym z tej samej karty telefonicznej połączył się z komendą policji w Płocku, a potem z dwoma porywaczami. Dom w Zawidzu ma Kęsicki, ale twierdzi, że nawet nie wie, gdzie w jego wsi jest budka.