Marek Niemirski, który pracuje w pogotowiu na warszawskiej Pradze, został uderzony w twarz. Za co? "Za nic. Bo z noszami szedłem za wolno" - wspomina. "Grupa chłystków siedziała na ławce i komentowała: <ruszajcie się szybciej>. Coś im odpowiedziałem i tak się skończyło" - tłumaczy lekarz. Według niego pacjenci potrafią awanturować się o wszystko. "Wystarczy, że pojechaliśmy nie do tego szpitala, który wymyślił sobie pacjent, a w odwecie zadzwonił na policję i znieważył nas słowami, że zespół karetki był pijany. Więc zamiast jechać do chorych, godzinę spędzamy na policji, dmuchając w alkomat" - opowiada Niemirski.

Reklama

Według Naczelnej Izby Lekarskiej nawet 40 proc. lekarzy zetknęło się z agresją ze strony pacjentów: obelgami, pluciem, a nawet biciem. "Dlatego będę przekonywać posłów, by zmienili kodeks karny" - zapowiada Andrzej Włodarczyk, wiceprezes izby.

"Ataki na lekarzy są na porządku dziennym. Szczególnie w izbach przyjęć" - przyznaje krakowski chirurg Jerzy Friediger. "Niedawno pewien portal medyczny doniósł, że pacjent uderzył lekarza pogotowia i złamał mu nos. Dyrektor pogotowia oświadczył, że lekarz może dochodzić swoich praw z powództwa cywilnego. Nie słyszałem, by po tym zdarzeniu jakiś prokurator wszczął dochodzenie" - dodaje.

Gdyby lekarzy uznać za funkcjonariuszy, taki czyn byłby surowo karany. Np. za uderzenie można będzie trafić za kratki nawet na trzy lata (uderzenie zwykłego śmiertelnika to rok odsiadki), za doprowadzenie do rozstroju zdrowia trwającego do 7 dni - nawet na dziesięć lat (normalnie - dwa), a za znieważenie - na rok (normalnie można dostać grzywnę).

Reklama

Pomysł gorąco popiera Krzysztof Bukiel, główny organizator lekarskich strajków. Na własnej skórze doświadcza złości pacjentów. "W szczycie lekarskich strajków, dwa lata temu, ludzie wołali za mną na ulicy, że jestem zbójem. Do dziś otrzymuję anonimowe telefony" - przyznaje. Według Bukiela istnieje wyraźna dysproporcja między prawami i obowiązkami lekarskimi. "Państwo traktuje lekarza jak żołnierza na froncie: ma on pracować tam, gdzie go rząd postawi, i za tyle, ile mu zaproponują. A ludzie domagają się wszystkiego za darmo i bez ograniczeń. A jeśli nie - biją lekarza po twarzy, plują na niego i na pielęgniarkę" - twierdzi Bukiel. Jego zdaniem, zaostrzenie kar za takie czyny spowoduje, że ludzie "będą się bardziej mitygowali".

Co na to posłowie? Zdaniem posła PO Jerzego Kozdronia z sejmowej komisji sprawiedliwości pomysł jest zły, bo lekarze nie są urzędnikami państwowymi. Jego zdaniem nadanie im statusu funkcjonariuszy publicznych to otwarcie worka z roszczeniami kolejnych grup zawodowych. "Natychmiast zgłoszą się adwokaci, notariusze. Pewnie także pielęgniarki, bo nieuprzejmość ze strony pacjentów spotyka ich nawet częściej niż lekarzy. Funkcjonariuszami będą już prawie wszyscy oprócz sprzątaczek" - konkluduje.

Poseł Kozdroń zastrzega jednak, że nie mówi ostatecznie nie, bo "w Sejmie wszystko jest możliwe".