Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski przysięga na wszystkie świętości: celem trzydniowego wyjazdu Sikorskiego do amerykańskiej stolicy nie jest wypromowanie własnej kandydatury na nowego sekretarza generalnego NATO.

Reklama

Jednak wczorajsze wystąpienie ministra oraz zaplanowany cykl spotkań z ludźmi, którzy mają wiele do powiedzenia przy mianowaniu szefa Paktu, pokazują, że Sikorski nie złożył broni. Choć w ostatnich tygodniach zmalała szansa, że najważniejsze kraje Sojuszu poprą jego kandydaturę. Jeszcze w środę niemiecki "Sueddeutsche Zeitung" pisał, że Sikorski nie ma co liczyć na wsparcie Berlina, Paryża, ale także Waszyngtonu, bo dał się poznać jako zdecydowany przeciwnik pojednania z Rosją.

Sikorski postanowił skontrować te obawy. Przyjął więc o wiele łagodniejszą linię wobec Moskwy. "Musimy przyznać, że Rosja i Wspólnota Euroatlantycka mogą mieć odmienne interesy w niektórych okresach i niektórych obszarach. Ale Rosja jest bardzo ważnym partnerem z ogromnym, ale tylko częściowo wykorzystanym potencjałem w zwiększaniu stabilności i bezpieczeństwa" - oświadczył podczas przemówienia inaugurującego seminarium z okazji 60. rocznicy powstania NATO w Council on Foreign Relations.

Sikorski wyszedł też naprzeciw oczekiwaniom ekipy Baracka Obamy w sprawie wojny w Afganistanie, największego wyzwania, przed którym stanęło dziś NATO.

Reklama

"Nie wygrywamy tej wojny. Ten rok będzie dla niej kluczowy. Potrzebne są tam wspólne reguły walki. Powinniśmy znaleźć sposoby dzielenia się ciężarami i niebezpieczeństwami tej operacji " - mówił szef polskiej dyplomacji. Ten apel o solidarność korespondował z zeszłotygodniową zapowiedzią prezydenta Stanów Zjednoczonych o zwiększeniu amerykańskiego kontyngentu w Afganistanie i wyrażonym przez Obamę oczekiwaniem, że tak też zrobią sojusznicy w tej wojnie. Jednak najwięksi europejscy partnerzy nie chcą o tym słyszeć.

Czy waszyngtońskie zabiegi Sikorskiego przyniosą rezultat, okaże się 3 kwietnia. W tym dniu w Strasburgu odbędzie się szczyt NATO, podczas którego zostanie wybrany ten, kto w nadchodzących 4 latach będzie kierował najpotężniejszym sojuszem świata.