W obliczu światowego kryzysu sejmowa debata o budżecie państwa miała być ważna i merytoryczna. Stan państwowej kasy przedstawiał minister finansów Jacek Rostowski, który sypał jak z rękawa miliardami złotych wpływów i wydatków, procentami ściągniętych podatków i bezzwrotnych wpływów z Unii Europejskiej.

Reklama

Po wystąpieniu ministra głos zabrała posłanka Aleksandra Natalli-Świat i przypomniała, że PiS już wcześniej prosił o przesunięcie debaty. Jej klub wniósł o dostarczenie wystąpienia na piśmie, bo nikt nie jest w stanie ustosunkować się merytorycznie do takiego potoku liczb. "Nie można ich nawet zapamiętać" - tłumaczyła posłanka. I poprosiła o przesunięcie debaty o dwa tygodnie.

Po przerwie, w czasie której zebrał się Konwent Seniorów, prowadzący obrady wicemarszałek Sejmu Jarosław Kalinowski poinformował, że marszałek Bronisław Komorowski nie przychylił się do wniosku o przełożenie debaty na piątek.

Kalinowski podkreślił, że nie było do tej pory takiego zwyczaju i marszałek Sejmu nie widzi potrzeby wprowadzania "nowego obyczaju".

Jednocześnie Kalinowski poinformował, że jeśli posłowie chcą zapoznać się z danymi przedstawionymi przez ministra finansów, to dostępny już jest nieautoryzowany stenogram z jego wystąpienia.

Reklama

Posłowie opozycji nie ukrywają znudzenia wystąpieniem ministra Rostowskiego. "To debata dla księgowych" - powiedział DZIENNIKOWI szef SLD Wojciech Olejniczak. "Na studiach mieliśmy podobnych wykładowców. Mówiliśmy na nich <zaklinacze węży>" - dodał polityk PiS Joachim Brudziński.

>>> Krytyczne opinie o tegorocznym budżecie

Reklama

A gdzie premier?

W parlamencie nie było też premiera , choć opozycja już dawno zapowiadała, że ma do niego liczne pytania. Rzecznik rządu Paweł Graś tłumaczył, że szef rządu ma inne obowiązki, m.in. spotkanie z przebywającym w Polsce prezydentem Rumunii.

Ale te tłumaczenia nie przekonują opozycji. "Jestem rozczarowany" - mówi DZIENNIKOWI poseł Tadeusz Cymański z PiS. "Nie będziemy mogli zadać wielu konkretnych pytań. Już wiadomo, że w uchwalonym budżecie są błędy, a premier nieustannie ogłasza sukcesy rządu" - podkreślił.

Jeszcze bardziej krytyczny jest wicemarszałek Wojciech Olejniczak z Lewicy. I punktuje - na sali nie ma premiera, prezesa PiS, przewodniczących klubów PO Zbigniewa Chlebowskiego i PiS Przemysława Gosiewskiego, nie ma szefa NBP. "Nie ma nikogo, tylko my jesteśmy" - powiedział DZIENNIKOWI.

Wystąpienie ministra wicemarszałek podsumował krótko: "Same procenty, to debata dla księgowych". "Fikcyjny budżet, fikcyjne dochody, a to może przekładać się na upadek zakładów pracy i wzrost bezrobocia" - podsumował lider SLD.

A minister finansów przyznał, że wpływ na budżet miało spowolnienie gospodarcze, widoczne zwłaszcza w czwartym kwartale ubiegłego roku. A to jest z kolei efekt przeinwestowania światowej gospodarki - tłumaczył.