"To dobry pomysł, żeby sześciolatki poszły do szkoły" - mówił szef klubu Lewicy Wojciech Olejniczak. I zapewnił, że SLD pomoże w odrzuceniu ewentualnego prezydenckiego weta. Lewica podobnie jak PO dobrze ocenia nowelizację, która oprócz tego, że wprowadza sześciolatków do szkół, daje też samorządom możliwość przekazywania szkół w prywatne ręce.

Reklama

>>> Los sześciolatków w rękach prezydenta

Dobrze ocenia zmiany Edmund Wittbrodt, minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka. "Być może lepszym rozwiązaniem byłoby posłanie wszystkich sześciolatków do szkół w jednym terminie np. od przyszłego roku szkolnego. W tym czasie można by odpowiednio przygotować klasy i kadrę do przyjęcia o rok młodszych dzieci. Ale trzyletni okres przejściowy gwarantuje, że sześciolatki trafią tylko do tych szkół, które są na to przygotowane" - mówi DZIENNIKOWI Wittbrodt. Chwali też ideę, aby małe szkoły, w których uczy się nie więcej niż 70 uczniów, mogły być przejmowane przez rodziców czy stowarzyszenia. "Taka możliwość może ratować małe, prowincjonalne szkoły przed groźbą likwidacji" - dodaje były minister edukacji.

Te argumenty nie przekonują Jarosława Zielińskiego, byłego wiceministra edukacji w rządzie PiS, który pracował nad obniżeniem wieku szkolnego. Uważa on, że szkoły, nauczyciele i programy nie są przygotowani na przyjęcie sześciolatków. "To, co proponuje minister Hall, jest całkowitym chaosem. Rząd odebrał też pieniądze na tę reformę" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM Zieliński. Poważne wątpliwości byłego wiceministra budzi zapis o możliwości przekazywania małych szkół w prywatne ręce, bo to może ograniczyć dostęp do bezpłatnej edukacji, szczególnie na prowincji. A to dlatego, że za szkołę, którą samorząd przekazał np. fundacji, rodzice będą musieli zapłacić" - przestrzega polityk PiS.

Reklama