Jędrzej Bielecki: W ostatnich tygodniach w Afganistanie ginie coraz więcej żołnierzy amerykańskich i innych państw NATO. Dlaczego nie potrafią skutecznie się obronić?Judith Kipper*: Armia konwencjonalna jest zupełnie niedostosowana do wojny partyzanckiej, jaką prowadzą talibowie. Nasi żołnierze nie widzą, skąd przychodzi wróg, gdzie ucieka, gdzie się chowa. Gdy przed wyborami talibowie wzmogli działania zaczepne, bardzo trudno jest się temu przeciwstawić.

Reklama

Siły wysłane do Afganistanu nie są dostosowane do tamtejszych warunków?
Po zamachach 11 września Amerykanie wysłali do Afganistanu jednostki sił specjalnych, które szybko rozprawiły się z talibami. Ale od 2003 r. całość tych sił przeniesiono do Iraku. Zostały wojska konwencjonalne. Talibowie z tego skorzystali, odbudowując swoje siły, zdobywając broń, opanowując część utraconych terenów.

Barack Obama zapowiedział jednak zwiększenie do końca roku amerykańskich sił do blisko 70 tys. żołnierzy.
Nie da się już nadrobić straconego czasu. Przyznał to sam głównodowodzący amerykańskimi siłami w Afganistanie gen. Stanley McChrystal. Opanowanie całego kraju nie wchodzi już w grę. Nawet przy zwiększonej liczbie wojsk możliwe będzie jedynie zabezpieczenie najważniejszych miast. Nowa strategia będzie polegała na zlikwidowaniu najgroźniejszych dowódców sił talibów oraz przywódców gangów narkotykowych. Ale tak czy owak nie się już rozwiązać problemu Afganistanu samymi metodami wojskowymi.

Trzeba się wycofać?
Kiedyś z pewnością tak. Ale to zajmie lata. Na razie miałoby to katastrofalne skutki. Al-Kaida znów by się umocniła, Pakistan pogrążył w chaosie.

Co zatem robić?
Pozostają negocjacje z wrogiem. Do osiągnięcia są dwa cele: zlikwidowanie produkcji narkotyków oraz wyrzucenie, a przynajmniej ograniczenie roli Al-Kaidy w Afganistanie. Ale w obu przypadkach nie będzie to łatwe zadanie. W tym niezwykle biednym kraju młodzi ludzie zwykle nie mają żadnego innego sposobu na życie, jak walczyć. A produkcja narkotyków jest podstawą utrzymania większości chłopów.

Reklama

Talibowie atakują już nie tylko na południu kraju, ale także w jego zachodniej i północnej części. Czy NATO nie znalazło się w sytuacji, w jakiej byli Rosjanie w latach 80.?
Sytuacja jest rzeczywiście podobna, choć NATO przyjęło w Afganistanie zupełnie inną taktykę. Wojska sojusznicze nie są brutalne wobec miejscowej ludności, jak to było z Rosjanami. Kraje NATO, a szczególnie Stany Zjednoczone, wydały też grube miliardy na budowę dróg, szpitali, szkół. Ale mimo to stopniowe opanowanie kraju przez talibów jest całkiem realne. Przecież są oni częścią afgańskiego społeczeństwa. Nie tak dawno kontrolowali cały kraj, a dziś są silniejsi niż kiedykolwiek.

*Judith Kipper, dyrektor ds. Bliskiego Wschodu w Institute of World Affairs w Waszyngtonie, konsultantka ABC News