"Dostaliśmy już nieformalny sygnał z Berlina, że zakaz podejmowania pracy zostanie utrzymany" - mówi DZIENNIKOWI rzeczniczka Komisji Europejskiej ds. zatrudniania Chantal Hughes.

Jej zdaniem śladem Republiki Federalnej pójdzie także Austria. W obu państwach Polacy nie będą mogli pracować aż do 1 maja 2011 roku.

Reklama

Wtedy, zgodnie z traktatem o poszerzeniu Unii, Berlin oraz Wiedeń nie będą miały wyboru - będą musiały zezwolić naszym obywatelom na legalną pracę.

Sygnały z Brukseli potwierdza w rozmowie z DZIENNIKIEMK minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz. "Zniesienie ograniczeń na największym rynku pracy Europy, jakim są Niemcy, jest naszym absolutnym priorytetem, ale jest pesymistą: nie sądzę, aby 1 maja do tego doszło" - przyznaje.

Reklama

Zdaniem ekspertów w Republice Federalnej pracuje dziś nielegalnie kilkaset tysięcy Polaków.

Poza Niemcami oraz Austrią w Unii Europejskiej Polacy nie mogą pracować legalnie jeszcze tylko w Danii i Belgii. Pierwszy z tych krajów zapowiedział już jednak, że 1 maja zniesie ograniczenia. Drugi jeszcze się waha.

Gospodarka czy polityka?

Reklama

"Nie dziwni mnie decyzja niemieckich władz. Szczególnie biorąc pod uwagą szalejący na tamtejszym rynku kryzys oraz zbliżające się w Niemczech wybory" - mówi DZIENNIK Joanna Kluzik-Rostkowska, minister pracy w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.

Dodaje jednak, że ta decyzja powinna spotkać się z reakcją polskiego rządu. "Tu jest pole do popisu dla polskiej dyplomacji. Nie wiem czy sprawa nie powinna zostać poruszona na forum Unii Europejskiej" - mówi Kluzik-Rostkowska.

Jak się uchronić przed decyzją Berlina?

Na decyzję Niemiec spokojnie reaguje Platforma Obywatelska. "Każda informacja dotycząca zawężenia rynku pracy jest niepokojąca. Choć osobiście nie spodziewałem się, aby po otwarciu niemieckiego rynku pracy powtórzył się scenariusz podobny do zarobkowej emigracji Polaków na Wyspy Brytyjskie" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM wiceszef Platformy Obywatelskiej Waldy Dzikowski .

Spokojnie do informacji podchodzi też Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. "To Niemcy tracą utrzymując zamknięty rynek pracy. Ekonomiczne wskaźniki Brytyjczyków czy Skandynawów zdecydowanie wzrosły po tym, jak kraje te otworzyły się na pracowników spoza swoich granic" - mówi nam Męcina.

"Niemcy taką decyzją strzelają sobie w stopę. Otwierając swój rynek pracy dla Polaków dostaliby usługi tańsze i lepsze" - mówi DZIENNIKOWI ocenia Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. W jego ocenie polski rząd chcąc uchronić przed negatywnymi skutkami decyzji Berlina powinien obecnie w znaczny sposób obniżyć koszty pracy. "Jedną z najważniejszych konkluzji ostatniego szczytu w Davos była ta, że w dobie kryzysu kapitał będzie wędrował tam, gdzie są zasoby ludzkie. W Polsce mamy mnóstwo dobrze wykształconych i chętnych do pracy młodych ludzi. Problem w tym, że koszty pracy w naszym kraju są niewyobrażalnie wysokie, co zniechęca potencjalnych inwestorów" - dodaje Gwiazdowski.