To skutek niespodziewanego podpisania przez prezydenta ustawy koszykowej. Do końca sierpnia resort musi przygotować 13 rozporządzeń wykonawczych. Każde z nich będzie zawierało listę metod leczenia, jakie państwo zapewnia swoim obywatelom w poszczególnych dziedzinach, jak pediatria czy kardiologia. Specjaliści - pozycja po pozycji - przeglądają teraz kilkadziesiąt tysięcy procedur medycznych.

Reklama

>>>Zaskoczenie. Prezydent podpisał ustawę

Wyjściowo w koszyku ma się znaleźć wszystko co do tej pory. Ale niemal od razu zaczną się prace nad jego nowelizacją, czyli wykreślaniem niektórych procedur. Których? "Na pewno nie będzie sytuacji, gdy z koszyka całkiem wypadnie leczenie jakiegoś schorzenia, np. wyrostka" - uspokaja wiceminister zdrowia Jakub Szulc. "Jeżeli jednak ktoś wynajdzie nową, bardziej skuteczną metodę wycinania tego wyrostka, to stara zostanie zastąpiona tą nową" - mówi.

Szulc przekonuje, że w ogólnym rozrachunku koszyk raczej będzie się rozszerzał, niż kurczył, ze względu na nowe metody leczenia. Na pewno jednak nie aż tak, by znalazło się w nim in vitro. Z tym będzie trzeba poczekać do ustawy regulującej zasady wykonywania tej metody. Także o znieczuleniu do porodu na życzenie nie ma co marzyć - będzie bezpłatne tak jak obecnie, tylko przy wskazaniach medycznych.

Reklama

Mimo wszystko pacjentom ma być lepiej - zapewnia minister Ewa Kopacz. Jakim sposobem? "W tej chwili decyzje o tym, co się pacjentom należy, zapadają w zaciszu gabinetów NFZ. Od widzimisię prezesa funduszu zależy, czy dane świadczenie w koszyku jest, czy nie. Z jednej strony instytucja ta ustala zasady płacenia za leczenie, z drugiej jest płatnikiem, a z trzeciej organem kontrolnym. To nie jest optymalny proces" - wyjaśnia Szulc.

>>>Tak zmieni się polska służba zdrowia

Dzięki koszykowi decyzje mają być bardziej racjonalne. "Na przykład jeśli dane schorzenie można leczyć na dwa sposoby: taniej i mniej skutecznie, lub drożej, ale bardziej skutecznie, jasne jest, że wybierzemy tę drugą możliwość. Wcześniej było odwrotnie" - mówi Szulc.

Reklama

A jak te zapowiedzi przyjmują dyrektorzy szpitali? Krzysztof Bestwina ze szpitala w Turku obawia się, że teraz promowane będą metody leczenia wymagające kosztownego sprzętu: "Jeśli coś się sprawdziło, to po co z tego rezygnować na rzecz metod mało sprawdzonych?"

I zwraca uwagę, że NFZ uśrednił ceny leczenia danego schorzenia i szpitale przestawiły się na metody tańsze, niekoniecznie nowoczesne. "Ktoś to zauważył i próbuje wycofać się z błędu" - dodaje.

Plany resortu chwali opozycja, choć wątpi w realizację. "Liczy się skuteczność metody, ale w powiązaniu z kosztami. Obawiam się, że ministerstwo nie będzie w stanie tego obiektywnie ocenić. Zmiany będą więc śladowe, o znaczeniu PR-owym" - mówi Bolesław Piecha z PiS.