Dla przyjaciół był po prostu "Cisem". Żartowano, że nie jest wybitnym ekspertem od piłki nożnej i zalicza mnóstwo wpadek. Jednak wszyscy przyznawali, że nikt jak on nie potrafi zbudować napięcia. Słuchając jego głosu, widzowie czuli się częścią wielkiego piłkarskiego spektaklu.

Reklama

"Ciszewski bardzo przeżywał niemal każdy mecz, szczególnie gdy grała reprezentacja lub jego ulubiony Górnik Zabrze. Widziałem, jak po każdej transmisji miał niemal mokrą od potu koszulę. Kiedy 17 października 1973 roku komentował mecz Anglia - Polska na Wembley, który zakończył się remisem 1:1, na koniec relacji swoim charakterystycznym głosem niemal zapłakał: "Mój Boże, co ja mam Państwu powiedzieć... Tyle lat na to czekałem". Remis otworzył polskim piłkarzom drogę do finału Mistrzostw Świata w 1974 roku" - wspomina inny znany komentator Andrzej Zydorowicz.

Przypisuje mu się też takie powiedzonka jak: "u Nigeryjczyka błyskają białka spod oczu" czy "dobre okazje można policzyć na palcu".
Na falach eteru i w telewizji relacjonował największe sukcesy polskiego sportu: letnie Igrzyska Olimpijskie w 1972, 1976 i 1980 roku, piłkarskie mistrzostwach świata w 1974, 1978 i 1982 roku oraz występy Górnika Zabrze w europejskich pucharach.

Wśród sprawozdawców sportowych był ikoną. Dariusz Szpakowski, rozpoczynając swoją pierwszą relację z Wembley, powiedział: "Dzień dobry państwu. Ze stadionu Wembley wita Dariusz Ciszewski".

Komentator w IPN
Jednak to nie jest cała prawda o Janie Ciszewskim. DZIENNIK dotarł w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej do teczki kontaktu operacyjnego "Sprawozdawcy". Tak Służba Bezpieczeństwa nazwała Jana Ciszewskiego


Reklama

"Janek współpracował z SB? Wtedy niemal każdy z dziennikarzy sportowych współpracował ze służbami w ten czy inny sposób. Ja też… Z każdego wyjazdu zagranicznego musieliśmy pisać sprawozdania, a po powrocie czasem wzywano na <spowiedź>" - nie jest zdziwiony redaktor Tadeusz Janik. W latach 50. był szefem działu publicystyki i informacji katowickiej rozgłośni.

Zaryzykował i przyjął 20-letniego Jana Ciszewskiego do pracy w Polskim Radiu w Katowicach. "Ciszewski kochał żużel. Dorabiał sobie jako spiker w czasie zawodów. Ktoś go namówił do nagrania - jak dziś powiedzielibyśmy - "taśmy demo", którą wysłał do rozgłośni w Katowicach. Relację adepta odsłuchał Witold Dobrowolski, w owych czasach najważniejszy polski sprawozdawca. Spodobała mu się. Dobrowolski został potem pierwszym nauczycielem "Cisa" - mówi Janik.

"Janek miał to "coś" w głosie, ten potencjał emocji, mimo że czasem popełniał rażące błędy stylistyczne, mylił zawodników czy nie znał się za bardzo na przepisach, nie znał też języków obcych. Źle wymawiał nazwiska zagranicznych sportowców czy sędziów, chociażby jego słynne "Paduranu" (rumuński sędzia piłkarski Victor Padureanu - przyp. T.S.). To wytykali mu jednak kibice i widzowie, a nie słuchacze. Z radia ściągnąłem go w 1962 do telewizji w Katowicach, gdzie byłem szefem redakcji sportowej, i rozpoczęła się jego wielka kariera" - dodaje Janik.

"Sprawozdawca" dla bezpieki…

26 lutego 1971 roku kapitan Ryszard Wanik, starszy inspektor Grupy VII Wydziału II KW MO w Katowicach (kontrwywiadu), napisał do swego przełożonego Raport o zezwolenie na utrzymywanie kontaktu operacyjnego z Janem Ciszewskim.


Reklama

"Wymieniony pracuje w redakcji sportowej TVP Katowice jako komentator piłkarski, imprez hokejowych i żużlowych, zarówno w kraju jak i za granicą, gdzie jest delegowany służbowo. Z racji wykonywania tej funkcji wszedł w kontakt z szeregiem dziennikarzy prasy kapitalistycznej, głównie sportowej. Przeprowadzona z nim rozmowa operacyjna w listopadzie 1970 roku wykazała możliwość wykorzystania go do celów rozpoznania prowadzonego przez SB, zwłaszcza że jest on byłym Tajnym Współpracownikiem organów MO ps. »Walek«. Biorąc powyższe pod uwagę, wnoszę o wyrażenie zgody na utrzymywanie z wymienionym kontaktu operacyjnego i zarejestrowanie go w Wydziale »C«. Dostarczane przez niego informacje będą szyfrowane pseudonimem »Sprawozdawca«" - melduje kpt. Wanik. Jego szef, mjr Mirosław Rak, zgodził się na to.

Jana Ciszewskiego zarejestrowano w Wydziale "C" KW MO w Katowicach pod nr OMA-1-19629 w dniu 27.02.1971 roku. W ten sposób najpopularniejszy komentator sportowy został źródłem informacji bezpieki. Z zachowanej w archiwum IPN w Katowicach teczki "Sprawozdawcy" wynika, że oficerowie SB wiele razy spotykali się z dziennikarzem.

Gra rozpoczęła się niemal rok przez zarejestrowaniem oficjalnie Jana Ciszewskiego jako Kontakt Operacyjny (KO), 9 marca 1970 roku kpt. Wanik razem z mjr Rakiem przeprowadzili w kawiarni w Katowicach z komentatorem rozmowę operacyjną. Był ku temu powód: Jan Ciszewski na drugi dzień wyjeżdżał do Szwecji, aby relacjonować kibicom Mistrzostwa Świata w Hokeju, w których w grupie "A" brała udział reprezentacja Polski.

Używając terminologii sportowej, to spotkanie możemy nazwać rozgrzewką. Oficerowie kontrwywiadu mieli coraz większy apetyt na informacje od "Sprawozdawcy" - uzasadnione, o czym świadczą zachowane dokumenty.

"Redaktor Ciszewski pod pseudonimem »Sprawozdawca« wykorzystywany był w poprzednim okresie przez ppłka J. Baszkiewicza. Ponieważ na Mistrzostwach będzie on jedynym dziennikarzem z województwa katowickiego, niezależnie od obiekcji wysuwanych pod jego adresem, zdecydowano się na przeprowadzenie rozmowy o charakterze profilaktycznym, z jednoczesnym zobowiązaniem go do przekazania nam swoich spostrzeżeń dotyczących antypolskiej działalności uprawianej w Szwecji przez wrogie ośrodki syjonistyczne.

Uwzględniono przy tym, że »Sprawozdawca« posiada szereg znajomości wśród dziennikarzy prasy kapitalistycznej, znał się osobiście m.in. z Lempartem i red. K. Grudą oraz utrzymuje kontakt ze sprawozdawcami sportowymi RWE - Trojanowskim, Jasiewiczem i Bonieckim" - pisze Wanik.

Hazard i donosy
Jan Ciszewski po powrocie do kraju miał zdać dokładną relację z pobytu za granicą. SB najbardziej interesowały informacje o osobach, z którymi spotykali się członkowie polskiej ekipy, o czym zawodnicy rozmawiali między sobą. Bezpieka chciała też widzieć, czy dziennikarze emigracyjni, RWE i byli działacze sportowi kontaktowali się z polską ekipą.


Cieszewski jednak niezbyt palił się do wypełniania podjętych zobowiązań. "Mając na uwadze, że z terenu Warszawy wyjeżdża również red. TVP Stefan Rzeszot, »Sprawozdawca« zwrócił się do nas z prośbą, aby po powrocie nie robić mu zarzutów, jeśli - jak powiedział - »Rzeszot złoży relację odbiegającą w niektórych szczegółach« od jego sprawozdania. Powiedziałem, że ocena jego osoby będzie zależała wyłącznie od tego, na ile dokładnie zrelacjonuje swój pobyt i zaistniałe fakty, w tym również dotyczące jego osobiście" - dodawał Wanik.

Kontakt z SB gwiazdy polskiego dziennikarstwa nie zaskakiwał. Ciszewski lubił się bawić. Miał też inną kosztowną namiętność - hazard. Grywał w pokera i typował "koniki". Obstawiał też ze zmiennym szczęściem w nielegalnych kasynach, które działały wtedy w Katowicach. Bywalcy opowiadają, że często Ciszewski w latach 70. grał w pokera w… saunie, w katowickim "Spodku".

"Zdarzało się, że spotykaliśmy się w moim domu w Szczyrku. Czasami, gdy wzięło go na zwierzenia, rozczulał się nad sobą. "Gdybyś wiedział, Stasiu, ile ja na Służewcu na konikach siana zostawiłem". Czasem jeździł do domów piłkarzy i pożyczał pieniądze, bo albo przegrał, albo był umówiony na partyjkę" - mówi Stanisław Oślizło, w latach 60. wielki piłkarz i kapitan Górnika Zabrze.

"Od 1950-62 r. pracował w charakterze sprawozdawcy sportowego w Polskim Radiu w Katowicach. Od 2 lat pracuje w Agencji Imprez Artystycznych w Katowicach, gdzie pełni funkcję organizatora oraz konferansjera imprez artystycznych organizowanych przez agencję. Praca ma charakter przejściowy, gdyż został zawieszony w czynnościach redaktora przez Dyrekcję Polskiego Radia na okres 2 lat za hazardową grę w karty, w wyniku której zadłużył się na znaczne kwoty pieniężne u wielu osób" - taką charakterystykę Ciszewskiego, napisaną przez funkcjonariusza MO, znajdujemy w jego teczce w IPN.

"Niestety, to prawda. "Cis" lubił grać w pokera. Mógł grać godzinami. Jednak nie miał szczęścia ani w kartach, ani w miłości, czego dowodem niech będą trzy żony i stracona fortuna przy karcianym stoliku i na wyścigach konnych. Nie raz i nie dwa szukali go w redakcji wierzyciele, aby odebrać swoje pieniądze, bo często pożyczał i grał nie za swoje. Krążyła nawet anegdota, że swoją pierwszą żonę przegrał w karty" - dodaje Janik.

"Nie w karty, tylko wykupił jej rejs statkiem. Żona Janka zakochała się w czasie tego rejsu w kapitanie statku i małżeństwo się rozpadło. Ciszewski tak się zdenerwował rozwodem, że zażądał od tego pana odszkodowania - zwrotu kosztów wycieczki. Podobno nawet dostał te pieniądze" - prostuje Zydorowicz.

"Walek" dla milicji…
"Ciszewski bardzo łatwo nawiązywał kontakty. Z piłkarzami, naturalnie nie wszystkimi i nie od razu, bardzo szybko przechodził na przyjacielską stopę. Znał bardzo wiele osób z różnych sfer. Na niektóre imprezy sportowe za granicę jeździliśmy razem. Widziałem, jak "Cisa" na Okęciu, niemal do samolotu eskortował wysoki rangą oficer MO w mundurze" - wspomina Andrzej Zydorowicz. "Miał niesamowity talent do wpadania w kosztowne kłopoty - podsumowuje Janik.


Trudno, żeby hazardzista i do tego dziennikarz z niesamowitą liczba kontaktów nie wpadł w oko milicji. Tak też się stało. Jako informatora MO pseudonim "Walek" Ciszewskiego zwerbowano 20 czerwca 1964 roku. "Pozyskania" dziennikarza dokonał ppor. Stefan Piasecki z sekcji VII Wydziału do walki z Przestępstwami Gospodarczymi KW MO w Katowicach. Raport z werbunku "Walka", do którego dotarł DZIENNIK, doskonale oddaje atmosferę tego spotkania.

"Rozmowę werbunkową z kandydatem odbyłem wspólnie z kierownikiem sekcji VII Zbigniewem Stańczykiem w dniu 20 czerwca 1964 roku w gmachu KW MO. (…) W toku prowadzonej dyskusji scharakteryzował swoje kontakty i znajomości, podał informacje o osobach, które grają hazardowo w karty, przegrywając znaczne kwoty pieniężne.

Następnie przystąpiono do konkretnej rozmowy werbunkowej. Pozyskanie nie nastręczało specjalnych trudności, ponieważ w 1959 roku Sekcja VII posiadała na niego materiały, w których przechodził jako podejrzany o handel zegarkami. Materiały nie kwalifikowały się jednak do wszczęcia postępowania przygotowawczego. Przeprowadzono wówczas z nim rozmowę i utrzymywano kontakt jako z osoba zaufaną.

W związku z tym jest on wdzięczny Organom MO, że sprawa pomyślnie się dla niego zakończyła, co pozwoliło kontynuować pracę w jego ulubionym zawodzie - sprawozdawcy sportowego Polskiego Radia. Rozmowę pokierowano w ten sposób, że propozycję współpracy wysunął sam pozyskany, nadmieniając, że będzie mógł udzielać informacji interesujących organa MO, ponieważ cieszy się zaufaniem w swoim środowisku i zdobycie jakichkolwiek informacji nie będzie sprawiało mu trudności.

Jednakże zastrzegł się, aby fakt utrzymywania współpracy z organami MO pozostawał w ścisłej tajemnicy, ponieważ obawia się przykrości, które mogłyby wyniknąć z ujawnienia tego faktu w jego środowisku. (…) Dlatego nie przyjmowano od niego dodatkowo zobowiązania o zachowaniu tajemnicy, ponieważ mogło by to u niego wywołać przykre wrażenie i spowodować pewien uraz psychiczny.

Ustalono pseudonim »Walek«. Jako pierwsze zadanie nowo pozyskany otrzymał polecenie zebrania dalszych szczegółowych informacji dot. osób przegrywających w karty znaczne kwoty pieniężne oraz osób żyjących ponad stan. Pozyskanie miało miejsce w drodze dobrowolności - na zasadach lojalności".

Agent wykiwał jednak milicjantów. Napisał kilka donosów, zresztą nieszkodliwych. Cztery lata później, 20 sierpnia 1968 roku TW "Walek" został przez MO wyłączony z sieci informatorów, bo - jak skarżył się kierownik Sekcji II PG KW MO Karol Bratek: "»Walek« na umówione spotkania często nie przychodził, tłumacząc to wyjazdami krajowymi i zagranicznymi".

Sprawozdania dla SB
Z dokumentów wynika, że arogancja i lekceważenie milicjantów przez "Walka" były spowodowane tym, że czuł się już bardzo pewnie. Był znany, sławny i jego kariera nabierała rozpędu. Opieką otoczyła go też wszechmocna Służba Bezpieczeństwa.


Z 5 lutego 1969 roku pochodzi zachowana w aktach "Sprawozdawcy" notatka służbowa kierownika grupy VII Wydziału II SB w Katowicach kpt. W. Popiołka: " (…) Od około dwóch lat wykorzystywany jest przez tut. Wydział w charakterze luźnego kontaktu obywatelskiego po zagadnieniu międzynarodowych imprez sportowych.

Szczególnie należy tutaj wymienić udzielaną pomoc przez wymienionego w okresie pobytu angielskiej drużyny Manchester United w marcu 1968 roku, gdzie znajdowało się 20 dziennikarzy i m.in. zaczęli zajmować się wypadkami studenckimi. Informowano wówczas o powyższym kierownictwo na bieżąco.

W ciągu 1968 roku udzielał on także informacji o działaczach i dziennikarzach sportowych przybyłych na nasz teren. Ponadto z uwagi na częste kontakty red. Ciszewskiego z dyscypliną sportową żużlową również informował o zachowaniu się zawodników i ich kontaktach. Ponadto red. Jan Ciszewski luźno przekazywał niektóre ogólne dane dot. sportu na terenie naszego województwa. Materiały te wykorzystywane były przez nas na bieżąco".

Czy zawodnicy, z którymi wyjeżdżał za granicę, przynajmniej domyślali się roli, jaką miał do odegrania "Caruso mikrofonu", jak uwielbiający go kibice nazywali Ciszewskiego? "Cis" często komentował krajowe i zagraniczne mecze Górnika Zabrze, drużyny, która wtedy odnosiła największe sukcesy. Wielu piłkarzy Zabrza trafiło do reprezentacji Polski. Jan Ciszewski miałpraktycznie wyłączność na komentowanie jej meczów.

Kiedy fragmenty donosów "Sprawozdawcy" czytamy Stanisławowi Ośliźle, nie ukrywa on zaskoczenia. Milknie, gdy dowiaduje się, kto jest ich autorem. "Ooo… Nigdy bym nie przypuszczał, że "Cis" w jakikolwiek sposób był powiązany z SB. Naturalnie, wszyscy staraliśmy się wtedy jak najmniej mówić na drażliwe tematy polityczne, a w czasie wyjazdów na mecze za granicę uważać, z kim się spotykamy" - mówi.

Ciszewski był sportową wyrocznią. Jerzy Szczakiel w 1973 roku podczas zawodów rozgrywanych na Stadionie Śląskim jako jedyny Polak wygrał i został indywidualnym mistrzem świata na żużlu. "Cis" jakby nie przyjmował tego do wiadomości. "Po zawodach podczas transmisji telewizyjnej do studia przyszli polscy zawodnicy. Ciszewski jednak ignorował Szczakiela. Tylko na końcu jakby od niechcenia rzucił jego nazwisko. Wyraźnie za to w czasie transmisji faworyzował innych żużlowców, szczególnie Zenona Plecha i Edwarda Jancarza" - wspomina Henryk Grzonka, sprawozdawca sportowy Radia Katowice.

"To proste. Janek był wściekły, bo przegrał zakład. Postawił fortunę u bukmacherów, że mistrzem zostanie Jancarz" - wyjaśnia Janik.
Zydorowicz opowiada inną historię: "Na olimpiadzie w Moskwie w 1980 roku "Cis" całą noc grał w karty z Maciejem Szczepańskim, szefem Komitetu do spraw Radia i Telewizji, w czasach Gierka osobą bardzo wpływową. Rano, zmęczony, ale zadowolony Ciszewski powiedział mi: "Wygrałem z nim i zobaczysz - po powrocie zostanę szefem redakcji sportowej". Został, ale tylko zastępcą ".

Kontakty z kontrwywiadem nie uchroniły Ciszewskiego od kłopotów. W lutym 1969 roku na przejściu granicznym w Cieszynie w czasie kontroli osób, które towarzyszyły rajdowcom do Monte Carlo, znaleziono u jednego z nich list, którego nadawcą był red. Ciszewski, a adresatem Jan Plaszczyk ze Sztokholmu. Ponieważ obowiązywała wówczas zasada, że listów nie wolno było wywozić z kraju, WOP przejął przesyłkę i powiadomił SB.

Z wyjaśnień Ciszewskiego, które składał "organom", wynika, że Plaszczyk to jego kolega, muzyk mieszkający w Sztokholmie. Sprawozdawcę spotkały duże nieprzyjemności w telewizji, był nawet zawieszony i nie mógł komentować meczów.

W wyjaśnieniu skierowanym do przełożonych w TV napisał: "Zostałem odsunięty od występowania na wizji, i nie pracuję już trzeci tydzień. (…) Jakakolwiek kara w obecnym okresie w kontekście brudnej i niesławnej sprawy »sportowców« Weinera i Karela (Antoni Weiner i Jan Karel to polscy rajdowcy złapani na przemycie - przyp. T.S.) spowodowałaby nie obliczone w skutkach konsekwencje. Wiąże się to z dużą popularnością mojej osoby jako komentatora, ponieważ sportem interesują się wszyscy. Wynikłe plotki i przypuszczenia mogłyby być dla mnie jako człowieka wręcz tragiczne. W sposób też właściwy zadziałaliby pseudoprzyjaciele - moi koledzy z warszawskiej TV".

Zapiski z zawodów, czyli kontakt operacyjny
Ciszewski jako dziennikarz TVP (w latach 1957-69) za żelazną kurtynę wyjeżdżał 48 razy. "Zawarł szereg prywatnych i osobistych znajomości z przedstawicielami »starej emigracji« w środowisku uciekinierskim jak i dziennikarzy oraz pracowników polskich rozgłośni radiowych działających w Krajach Kapitalistycznych. Stwierdził, że wszelkie informacje dotyczące tych kontaktów przekazywał sukcesywnie naszym Organom, łącznie z charakterystykami i wizytówkami" - pisze w jednym z raportów kpt. Wanik.


W innym kontynuuje: "Biorąc pod uwagę, że Ciszewski w chwili obecnej jest uważany za »1-go komentatora TVP działu sportowego« i osobę, która nadal będzie wyjeżdżać służbowo z ramienia tej instytucji do Krajów Kapitalistycznych, wyraził gotowość informowania nas o swoich spostrzeżeniach poczynionych w trakcie tych wyjazdów.

Dodał, że w tej sytuacji nie chce, aby istniały jakiekolwiek obiekcje w stosunku do jego osoby. Wykorzystując poruszony przez Ciszewskiego temat, wyjaśniłem mu, iż jesteśmy zainteresowani w utrzymaniu z nim kontaktu służbowego, ale na innej płaszczyźnie niż dotychczas. Przy tym podałem mu, że propozycja ta dotyczy ściślej mówiąc współpracy z nami o charakterze zakonspirowanym i odnosi się do poszczególnych osób czy faktów, które mogą nas interesować z różnych przyczyn, a jemu mogą być znane z racji wykonywanego zawodu.

Ciszewski wyraził zgodę na wysuniętą propozycję i zobowiązał się do przekazywania nam wszelkich informacji o swoich spostrzeżeniach poczynionych zagranicą. (…) W oparciu o przeprowadzoną rozmowę i fakt wyrażenia zgody na kontakt z nami, proponuję zabezpieczenie jego osoby w tut. Wydziale »C« jako kontakt operacyjny z perspektywą formalnego pozyskania w charakterze TW".

W czasie spotkania w kawiarni w Katowicach wyjaśniono z Janem Ciszewskim sprawę jego dotychczasowego kontaktu z SB. "Wszelkie informacje przekazywał w formie notatek, dołączając dokumenty przywożone z wyjazdów zagranicznych. Każdorazowo przed wyjazdem powiadamiał funkcjonariuszy, którzy zależnie od dysponowanego czasu, spotykali się z nim »na kawie«, względnie telefonicznie w sposób ogólny mówili mu, na co ma zwrócić uwagę.

Ta forma pracy prowadzona była do momentu odejścia tych oficerów z Wydziału. Ciszewski powiedział, że w tym samym czasie MO czyniła próby wejścia z nim w kontakt operacyjny, lecz na interwencje owych funkcjonariuszy SB, Milicja zrezygnowała z kontynuowania tych rozmów" - pisze esbek.

Esbecy nie ufali "Sprawozdawcy"
Esbecja nie darzyła Ciszewskiego jednak pełnym zaufaniem, bo wciąż go sprawdzano. Jak zauważa przełożony Wanika, mjr Rak: " (…) Złożona przez Ciszewskiego relacja z pobytu w Monachium pokrywa się z danymi »Aliento«, chociaż pominął sprawę upominków zabranych do Polski od właścicieli sklepów w Monachium.


Tematu tego nie poruszano z rozmówcą w obawie przed dekonspiracją »Aliento" (…) Osobiście uważam, że ścisłe sprecyzowanie mu warunków kontaktu z zaznaczeniem, że »prywatne« aspekty nie wchodzą w rachubę, przekonało go, że niedomówienia z jego strony mogą pociągnąć za sobą nieodwracalne dla niego następstwa. Sam zresztą oświadczył, że w pełni zdaje sobie sprawę z tego i wie, że wstrzymanie mu wyjazdu »kończy go jako komentatora sportowego TV«. Wnioski odnośnie sprawdzanie jego prawdomówności przez najbliższy okres są obecnie konieczne, a przedsięwzięcia będą realizowane tak długo, aż usunięte zostaną ostatnie wątpliwości w tym względzie" - tak oceniał działalność "Sprawozdawcy" major Mieczysław Rak. Kim jest TW "Aliente"? Na razie tego nie wiadomo.
Jego teczka w archiwach IPN liczy 136 stron. Zachowało się jedynie kilka doniesień, których źródłem był "Sprawozdawca". Reszta to analizy i raporty esbeków oraz materiały milicyjne.

7 kwietnia 1970 roku "Sprawozdawca" relacjonuje SB swój pobyt na mistrzostwach świata w hokeju na lodzie w Szwecji oraz w Rzymie na meczu AS Roma - Górnik Zabrze. Opisuje próbę kontaktu z nim przez przedstawiciela RWE - Karela Drażdansky’ego.
"Pytał mnie o niejakiego Ryszarda Łysakowskiego z Warszawy, pracownika GKKF-u, twierdząc, że ma dla niego list od przyjaciela. Kontakt ich nastąpił po przyjeździe do Sztokholmu 20 marca i zapewne ten list został mu doręczony. Kiedy zaproponowałem, że w przypadku nieobecności Łysakowskiego list mogę ewentualnie doręczyć, Drażdansky ociągał się i nie był zdecydowany. (…) Nie zauważyłem także prób kontaktu z przedstawicielami tamtejszych grup syjonistycznych, których zasadnicze grupy przeniosły się do Uppsali.

Do Rzymu przyleciałem z 1-dniowym opóźnieniem. Kierownictwo ekipy zachowywało się kulturalnie i zdyscyplinowanie, podobnie jak zawodnicy. (…) W Wiedniu, gdzie drużyna Górnika Zabrze nocowała, powitał nas kompletnie pijany obywatel Bilig i dopiero kierownik placówki obyw. Szmidt był w stanie cokolwiek załatwić, przy czym pierwotnie proponował nam spanie i czekanie na samolot w fotelach poczekalni dworca lotniczego w Wiedniu. Nie zauważyłem także ze strony »górników« żadnych prób szmuglu ani prób nielegalnego przewożenia dewiz" - pisze Ciszewski.

"Cholera, rzeczywiście… Na lotnisku w Wiedniu była mała afera z noclegiem. Ciszewskiego zawodnicy lubili, często wręcz zabiegali o jego przychylność. Wiadomo, od tego, co powie w czasie transmisji telewizyjnej o piłkarzu, zależała opinia kibiców o zawodniku. "Cis" nie był rozrzutny. W czasie wyjazdów starał się jak mógł zaoszczędzić dolary z diet służbowych. Często było tak, że spał w hotelu razem z drużyną. Mówił: "Stasiu, znajdź mi jakieś miejsce na nocleg, no wiesz, z kasą cienko…." - wspomina Oślizło.

Leniwy "Sprawozdawca"

Oficer SB nie był jednak zadowolony z pracy Sprawozdawcy. Kpt. Wanik miał zastrzeżenia, co do jego aktywności: Przez 2 tygodnie, przebywając w Szwecji nie interesował się sprawami jemu zleconymi, a ograniczył się do ogólnego przypatrywania się na zjawiska w czasie Mistrzostw. raquo;Sprawozdawcalaquo; niechętnie mówi też o swoich osobistych kontaktach za granicą, traktując tą sprawę jako rzecz prywatną(hellip;).


Swoje doniesienia pisał na maszynie i dawał Wanikowi. Ten sporządzał z nich meldunek. Raz był za leniwy. Nie przepisał doniesienia "Sprawozdawcy", tylko dołączył je do jego teczki. W ten sposób zachowało się jedyne doniesienie, zatytułowane "Notatka z podróży do Szwecji i Włoch", podpisana przez "Sprawozdawcę", z ręcznie naniesionymi najprawdopodobniej przez niego poprawkami.

26 listopada 1970 roku "Sprawozdawca" informuje SB o swoim wyjeździe do Monachium, dokąd pojechał razem ze Stefanem Rzeszotem i Ryszardem Kowalskim: "Razem z Rzeszotem przesiedliśmy się na lotnisku we Frankfurcie a/M na samolot do Monachium, natomiast Kowalski udał się koleją do Monachium, przy czym w tym mieście zameldował się dopiero dwa dni później w dniu meczu Polska - NRF (mecz w hokeju - przyp. T.S.). Wiadomo mi, że miał jakiś kontakt po drodze, gdzie przez 2 dni zamieszkiwał, jak twierdził, u znajomego dziennikarza zachodnioniemieckiego. Po wylądowaniu w Monachium urwał mi się kontakt z Rzeszotem, który udał się do dziennikarza zachodnioniemieckiego o nieznanym mi nazwisku. Kontakt tego ostatniego z ekipą był luźny i ograniczył się do jednej wizyty w hotelu, jednego treningu i pobytu w czasie meczu".

"Sprawozdawca" pisze też o imprezie w restauracji przed meczem: "Jej właścicielką jest Halina - Helga Freitag, Polka z pochodzenia, urodzona w Mysłowicach. Jej wspólnik to uciekinier z NRD o imieniu Hubert. Było bardzo gościnnie. (…) Kiedy zawodnicy z trenerem Jegorowem udali się do hotelu, wódka polała się w ilościach przewyższających możliwości np. prezesa Wierzbickiego. Około 2. w nocy trudno było się zorientować, kto jest rzeczywistym waścicielem lokalu, bo p. Hubert oddał do dyspozycji Prezesa bar z wyszynkiem".

SB interesowała się nawet niezbyt ważnymi z pozoru informacjami. "Freitag przyjeżdża do Polski co roku jako tłumaczka jednej z zachodnich form przemysłowych na MTP do Poznania. W Polsce ma matkę, ojca oraz siostrę Małgorzatę i młodszego brata. Jest pozytywnie ustosunkowana do Polski i Polaków. Hubert przez wiele lat pracował jako technik w radio w NRD, będąc małżonkiem wysokiej osobistości władz partyjnych tego kraju. (…) Zespół w dniu meczu odwiedzili tradycyjni juz zresztą byli hokeiści polscy: Kąpała i Pawełczyk".

"Sprawozdawca" opisywał też kontakty polskiej ekipy sportowców z dziennikarzami z Zachodu oraz RWE.
Wanik po przeczytaniu raportu Ciszewskiego napisał: "Na uwagę zasługuje również informacja dotycząca pracownika RWE Władysława Poincet de la Rivierre. »Sprawozdawca« pozostaje z nim w osobistym, towarzyskim kontakcie, a fakt poznania nastąpił za pośrednictwem innego pracownika RWE Wojciecha Trojanowskiego. Źródło posiada możliwość wejścia z nim w bliższy kontakt podczas każdorazowego pobytu w KK i wykonania ewentualnych zadań w tej sprawie. Należy zaznaczyć, że całość informacji otrzymanych od »Sprawozdawcy« pokrywa się z danymi TW »Aliento« z 16 bm.".

Kolejne doniesienie w teczce "Sprawozdawcy" jest datowane na 24 maja 1971 roku. Tym razem Ciszewski informuje SB o wyjeździe na hokejowe mistrzostwa świata do Szwajcarii.
"Pokazali się jedynie pracownicy sekcji czechosłowackiej i rumuńskiej RWE. Był Drażdańsky wypytywał Łysakowskiego, któremu rok temu próbował doręczyć list z zagranicy".

Ogólnikowo "Sprawozdawca" informował SB o spotkaniach zawodników Górnika Zabrze w Anglii i Danii: "Z uciekinierem z Polski niejakim Kochem i innym Polakiem z NRF kontaktowali się następujący członkowie ekipy Górnika: dr Janusz Korycki, Henryk Latocha i Rainer Kuchta".

20 stycznia 1973 roku SB ze rezygnuje "Sprawozdawcy". Kapitan Mieczysław Mosur, starszy inspektor Grupy VII Wydziału II SB w Katowicach, składa "Raport o wyeliminowanie kontaktu służbowego ps. Sprawozdawca nr rej. 19629 - Ciszewski Jan, s. Czesława urodzony 22.5.1930 r.

Powyższe motywuję: wymieniony był wykorzystywany operacyjnie do zabezpieczania ekip sportowych wyjeżdżających do KK. Na przestrzeni tego okresu ujawniono, że był on nieszczery w stosunku do SB, a fakt współpracy wykorzystywał do swych celów prywatnych. Poza tym trudnił się przemytem i nielegalnym handlem, i jest w zainteresowaniu tutejszego wydziału Przestępstw Gospodarczych". Akta KO (kontaktu operacyjnego) "Sprawozdawca" zostają złożone w archiwum.

Czy informacje, które Jan Ciszewski przekazywał SB mogły komukolwiek zaszkodzić? - Nie ma nieszkodliwych donosów. Informacje mogły posłużyć jako np. "zahaczenie" Freitag przez SB, kiedy przyjechała następnym razem do Polski. Na pewno informacje o tym, że dziennikarz Radia Wolna Europa kontaktował się z przedstawicielem polskiej delegacji i miał dla niego list, sprowadziło na tego człowieka kłopoty. Może nawet złamało mu karierę - tłumaczy DZIENNIKOWI emerytowany oficer kontrwywiadu z Katowic, który pracował w latach 70. "na kierunku niemieckim".