Iwona Dudzik: Wrócił pan do pracy, a lekarze zaostrzyli protest. Jak pan zamierza rozwiązać konflikt w szpitalu przy ul. Barskiej?
Prof. Zbigniew Religa: Proszę mi przybliżyć, co tam się dzieje.

W sobotę doszło tam do przepychanek między lekarzami i pacjentami, gdy z powodu głodówki lekarzy trzeba było ewakuować chorych. Dlaczego nie było tam nikogo z ministerstwa, kto mógłby załagodzić konflikt?

Lekarze nie są małymi dziećmi. Jako rozsądni, wykształceni ludzie wiedzą, co robią i jakie są konsekwencje takiego protestu: szpital przestanie funkcjonować, a wtedy jedynym wyjściem stanie się przeniesienie chorych do innych szpitali. Proszę więc nie obarczać odpowiedzialnością nikogo innego, oprócz tych osób, które do tego doprowadziły.

Ale czy minister nie powinien w takiej sytuacji pomagać chorym i ich rodzinom?
Musi się pani zapoznać z tym, za co w Polsce odpowiada minister zdrowia. Wszyscy myślą, że minister odpowiada za wszystko. A odpowiada właściciel szpitala. Czyli albo pani Gronkiewicz-Waltz w przypadku szpitala miejskiego, albo marszałek Andrzej Struzik na poziomie województwa, czyli szpitala przy Barskiej.

Mówi pan o odpowiedzialności lekarzy, prezydentów miast i marszałków. A jaka jest pana rola i odpowiedzialność?
Codziennie od właścicieli szpitali otrzymuję informację na temat strajków. Ale z poziomu ministra zdrowia ja nie mogę wszystkim zawiadywać. To musi być robione w terenie w zależności od sytuacji. Są za to odpowiedzialni z ramienia rządu wojewodowie. Tam, gdzie pacjenci zbyt długo czekają, trzeba ich zabezpieczyć i pokierować do innych szpitali. W wielu województwach powstały centra informacyjne, które się tym zajmują.

Lekarze zapowiedzieli też, że nie będą wywiązywać się z nowego obowiązku wpisywania na drukach recept numeru PESEL pacjenta. Co mają zrobić chorzy, gdy dzisiaj dostaną taką nieważną receptę, z którą w aptece nie wykupią leku?

PESEL po to został wprowadzony, by kontrolować wydawanie publicznych pieniędzy. Aby nie było tak, że ktoś otrzymuje wiele recept na ulgowe leki i nimi handluje. Jeśli mimo to lekarz nie chce wpisywać na recepcie numeru PESEL, to jest to jego decyzja, ja nie mam na to żadnego wpływu.

Więc minister nic nie może z tym zrobić?

Ale co ma zrobić? Wsadzić lekarza do więzienia? Może pani ma jakiś pomysł?

Może wyjątkowo apteka mogłaby przyjmować recety bez PESEL-u?
PESEL został wprowadzony, żeby publicznie pieniądze nie wyciekały z sytemu. Jeśli lekarzom zależy na tym, by nie można było kontrolować wydatków państwa na leki, to jest ich intencja i ja nie mam na to wpływu. Apteka nie może zrealizować takiej recepty.

Skoro i minister, i premier chcą dobrze, a biały personel się im sprzeciwia, to może premier ma rację, że kryzys w służbie zdrowia jest dziełem szatana?
Nie mam nic przeciwko takiemu stwierdzeniu. Natomiast nie byłoby strajków, manifestacji lekarzy, problemów z receptami, gdyby nakłady na opiekę zdrowia były wystarczające. Gdyby pracownicy systemu opieki zdrowotnej zarabiali odpowiednie pieniądze i gdyby starczało pieniędzy na leczenie. Szatan może i ma w tym swój udział, ale nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że zasadniczą przyczyną jest brak kilkudziesięciu miliardów złotych. Bez tych pieniędzy ani szatan, ani anioł nie rozwiąże problemów.

Opozycja mówi o dramacie, wręcz zapaści służby zdrowia. A jaka jest pana diagnoza sytuacji?

Trzeba pamiętać, że na 700 szpitali strajkuje 230. To jest ich decyzja, ich rozumowanie i w tym momencie nie będę mówił, co o tym myślę. Nie możemy jednak powiedzieć, że strajk przekłada się na pozostałe kilkaset szpitali, bo to nieprawda.
Determinacja dotyczy pewnej grupy ludzi, ale na pewno nie większości. Zdecydowana większość lekarzy, którzy także chcą mieć większe pensje, pracuje normalnie. Np. w Instytucie Kardiologii wykonuje się przeszczepy serca.

Czyli jest pan spokojny.
Ja patrzę na to przez pryzmat chorych. Na dzień dzisiejszy dramatu nie ma i bardzo bym chciał, by nikt nie starał się do tego dramatu doprowadzić. Powtarzam: liczby, które padają, w rzeczywistości nie są takie. Nie strajkuje 300, ale 200 szpitali. A z tym możemy sobie dać radę. A jeśli strajk będzie nadal polegał na pracy jak na ostrym dyżurze, to nie będzie realnego zagrożenia dla pacjentów.

W poniedziałek kolejna runda negocjacji rządu ze środowiskiem lekarzy i pielęgniarek. Co będzie najtrudniejsze?
Ja do tej pory nie brałem udziału w negocjacjach, nie wiem, jakie są nastroje. Z moich rozmów w białym miasteczku wynika, że jestem osobą, która ze strony rządu najbardziej stara się doprowadzić do realnej podwyżki płac. Ale powtarzam: od stycznia przyszłego roku. W tym roku wszyscy musimy się zadowolić tą podwyżką, która była w ubiegłym roku. Tymczasem pielęgniarki i lekarze chcą podwyżek już w tym roku. Żądanie natychmiastowego wzrostu płac jest moim zdaniem nie do spełnienia i trochę nieuczciwe. To może być istotny problem w tych negocjacjach.

Wrócił pan do pracy i od razu wszystko zwaliło się na głowę: w ministerstwie prezentacja tzw. koszyka świadczeń gwarantowanych, potem w Sejmie relacja przed posłami z bieżącej sytuacji w służbie zdrowia i wreszcie odwiedziny u pielęgniarek w miasteczku namiotowym. Jak pan zniósł tak męczący dzień?

Wiedziałem, że dzień powrotu zapowiada się ciężko. Ale nie był aż tak trudny, żeby powalił mnie z nóg. Mam satysfakcję, bo dotrzymałem słowa i przedstawiłem koszyk świadczeń gwarantowanych. Co do debaty w Sejmie, to w naszych warunkach nigdy nie należy ona do przyjemności. Posłowie opozycji wszystko negują. Chcę im zwrócić uwagę, że robię rzeczy zupełnie nowe.






























Reklama

O koszyku wszyscy mówili, ale nikt go nawet nie usiłował wprowadzić. Podobnie z ustawą o sieci szpitali - jest to całkowicie autorska koncepcja mojego zespołu. Nawet wydawałoby się błaha rzecz, jak wprowadzenie zasady, że ofiary wypadków leczone są z ubezpieczenia OC kierowców. Nikomu wcześniej się nie udało się tego wprowadzić. A jeśli chodzi o wizytę u pielęgniarek, to nie była trudna. Poszedłem tam, by osobiście zobaczyć, jak wygląda to, co widziałem wcześniej tylko w telewizji. W żadnej twarzy w miasteczku namiotowym nie zobaczyłem wrogości, ale raczej przyjazne nastawienie. Nie wiem tylko, czy do poniedziałku się ono utrzyma.


prof. Zbigniew Religa – minister zdrowia