Jak pan, jako lekarz, ocenia sytuację, do której doszło kilka dni w jednym z warszawskich szpitali - ewakuację pacjentów z powodu głodówki lekarzy?
Prof. Zbigniew Religa: Jestem zszokowany postępowaniem pracowników szpitala przy ul. Barskiej. Lekarz nie może narażać życia ani zdrowia powierzonych mu pacjentów. Narodowy Fundusz Zdrowia to niezależna instytucja, ale brak opieki medycznej w placówce to podstawa do tego, żeby zerwać z tym szpitalem kontrakty i po prostu go zamknąć.

Ale lekarze to też obywatele, mają więc konstytucyjne prawo do strajku...

Ale nie mają prawa walczyć z pacjentami!

Kiedy zatem pacjenci będą mieli szansę być normalnie leczeni? Na jakim etapie są negocjacje ze związkami?

Ostatnie rozmowy nie przyniosły rozstrzygnięcia. Lekarze nie zamierzają wrócić do pracy.

... bo nie dostaną podwyżek, których się domagają od rządu?
W listopadzie 2005 roku obiecałem lekarzom i pielęgniarkom podwyżki. Słowa dotrzymałem. Potem powiedziałem, że w 2007 roku więcej podwyżek ponad te 30 procent, które było, nie będzie. I chciałbym, żeby te słowa były uszanowane. Szantażem w tym roku nic więcej na rządzie nie wymuszą. Możemy natomiast rozmawiać o kolejnych latach.

Czy już teraz jest pan w stanie złożyć konkretne deklaracje?

W przyszłym roku personel medyczny otrzyma podwyżki, które łącznie wyniosą 50 procent. Czy jakakolwiek grupa zawodowa otrzymała tak duże podwyżki w ostatnich latach?

Lekarze nie są jednak zadowoleni z takiego obrotu spraw.

Dziwię się, że lekarze nie chcą rozmawiać o podwyżkach w przyszłym roku. I nie rozumiem tego uporu, którego, niestety, zakładnikami są pacjenci. Dotychczas dotrzymywałem słowa, więc i tym razem wypełnię obietnice. Czuję się urażony, kiedy lekarze zarzucają mi, że nic nie zrobiłem dla środowiska lekarskiego.

Jaka jest teraz sytuacja w szpitalach? Czy jest tak zła, jak mówi opozycja?

Strajkuje 229 szpitali na 787.

Czy to oznacza, że jest ona dramatyczna?

Sytuacja jest dramatyczna wtedy, kiedy pacjenci muszą być ewakuowani z powodu braku opieki medycznej.

Co musi się stać, żeby lekarze przestali strajkować?

O to trzeba spytać lekarzy. Gdyby zechcieli słuchać, to usłyszeliby, że rząd konsekwentnie realizuje program przyjęty na początku kadencji. Kiedy zaczynałem pracę w ministerstwie, wszyscy wieszczyli, że mój plan jest nie do zrealizowania. Bo każdy z postulatów to były plany niezrealizowane przez ostatnie 17 lat. Nikomu się nie udało. Ja jestem w stanie to zrobić. Potrzebuję tylko więcej czasu.

Apeluje pan o cierpliwość?
Bardzo wyraźnie zarysowałem perspektywę czasową, w której sytuacja w służbie zdrowia ulegnie zasadniczej poprawie. Każdy z punktów programu, który obiecałem dotychczas, wypełniłem: koszyk świadczeń gwarantowanych, wprowadzenie ustaw o ratownictwie medycznym, o OC, o sieci szpitali. Dla mnie jednak jest jasne, że na ochronę zdrowia musimy mieć więcej pieniędzy. I to muszą być pieniądze z naszych składek. Każdy inny mechanizm nie będzie wystarczający, żeby sfinansować wszystkie potrzeby. Bez pieniędzy nie jesteśmy w stanie zażegnać żadnego konfliktu.

Ale każdy z nas już tę składkę odprowadza. Czy ona naprawdę musi wzrosnąć?

To składka jedna z najniższych w Europie. Jeśli Czesi, Słowacy - kraje, które nie odstają od nas tempem wzrostu gospodarczego - mogą płacić więcej, to i my możemy. Przecież z pustego w próżne nie naleję.

Czy jeśli dojdzie do dalszej eskalacji protestów i ewakuacji kolejnych pacjentów, brana jest pod uwagę możliwość korzystania ze szpitali wojskowych?

Niestety, nie. Te szpitale także mają swoich chorych. Gdyby ewakuować do nich pacjentów z zagrożonych strajkiem placówek, zabrakłoby w nich łóżek.

Czy ewentualne niedobory kadrowe wśród lekarzy mogą zastąpić ich koledzy po fachu zza wschodniej granicy?

Nie miałbym nic przeciwko temu. W Rosji i na Ukrainie jest wielu znakomitych fachowców. Lata temu, jeszcze za komuny, pracowałem w Stanach Zjednoczonych i wszyscy byli zadowoleni. Fachowiec pozostaje fachowcem niezależnie od kraju, z którego pochodzi.



























Reklama