Brudziński przyznał, że nie opowiadał o tym, co działo się pod Smoleńskiem po katastrofie 10 kwietnia aż do dziś. "Ale teraz chcę to powiedzieć wyraźnie" - podkreślił. Relacjonował opowieść ministrów z Kancelarii Prezydenta o tym, jak najbliżsi współpracownicy premiera mieli zadać pytanie: "Którym miejscem będzie wchodził Kaczor?". Padła odpowiedź: "Tym". Na co urzędnicy mieli odpowiedzieć: "To my spieprzamy tamtym".

Reklama

"Premier to tolerował, a parę minut potem ściskał się z Putinem pod namiotem, a padał deszcz" - mówił dalej Brudziński. Wytknął Tuskowi, że sam schronił się pod namiotem i "w świetle kamer wykazywał swoją rozpacz i swój ból, a parę metrów dalej na błocie, na zwykłej czarnej folii zostawił ciało prezydenta Rzeczpospolitej w ruskiej trumnie". "I nie pomyślał o tym, że w tym autokarze, którym ścigał się z bratem prezydenta, przywieźć żołnierzy Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego, nie pomyślał o tym, żeby zażądać od Putina, aby nad ciałem prezydenta Rzeczypospolitej został rozpostarty namiot. Jeśli nie pomyślał o tym, żeby ciało polskiego prezydenta wróciło do Polski w polskiej trumnie, nie jest godzien mojego szacunku. I tylko tyle, albo aż tyle" - zakończył Brudziński.

Zdaniem posła PiS, do katastrofy pod Smoleńskiem przyczynił się "poziom agresji sprzed 10 kwietnia". "Gdyby nie było dezawuowania głowy państwa w polskim życiu politycznym, tego wszystkiego by nie było" - podkreślił.