Szef PiS bardzo źle wspomina kampanię prezydencką. "Byłem w potwornym szoku po śmierci mojego brata" - mówi. "Musiałem brać bardzo silne leki uspokajające, co też miało swoje skutki. (…) Nigdy w życiu podobnych leków nie brałem, w związku z tym zadziałały na mnie bardzo silnie".

Reklama

Jednak nie był to największy problem kampanii. Porażka wyborcza była wynikiem ewidentnego zmiękczenia wizerunku Jarosława Kaczyńskiego. "To tylko zdemobilizowało nasz elektorat" - podkreśla szef PiS. - "należało mówić o katastrofie", "o różnych grzechach Komorowskiego".

Jednocześnie prezes PiS swoje cieplejsze uwagi o politykach SLD tłumaczy… poczuciem humoru. "Ja czasem w polityce żartuję, nawet jeśli jestem przygnębiony. Powiedzenie [o Józefie Oleksym - przyp. red.], że to polityk lewicy starszo-średniego pokolenia, było takim żartem". Wypowiedź o Grzegorzu Napieralskim Kaczyński kwituje zaś następująco: "Jaki z niego postkomunista, skoro ma 36 lat?"

Wiele gorzkich słów prezes PiS kieruje pod adresem Bronisław Komorowskiego. "Z tym nazwiskiem, z tymi wąsami, z pięciorgiem dzieci lepiej się wpisywał w ten wzór polityka, który może wejść po części w nasz ton kampanii. I on to zrobił" - zaczyna Kaczyński. A to dopiero początek. "Grzeszny to człowiek" - twierdzi szef PiS, obciążając go też współodpowiedzialnością za katastrofę w Smoleńsku. "On wpisywał się w kampanię przeciwko prezydentowi. Jest protektorem Palikota. Brał udział w ostatecznej rozgrywce z Rosjanami, aby wizyta mojego brata w Katyniu nie miała odpowiedniej rangi, a to doprowadziło do katastrofy".

Reklama

Resztki szacunku Kaczyńskiego do Komorowskiego zniknęły wraz z krzyżem z Krakowskiego Przedmieścia. "Mam niewielkie zaufanie do intelektu pana Komorowskiego, więc nie bardzo wiem, co chciał w ten sposób zrobić". Ale ręki prezydentowi Kaczyński już nie poda - tak jak nie przyjmie mianowania do Rady Bezpieczeństwa Narodowego.



Jego zdaniem, między Komorowskim a Lechem Kaczyńskim nie ma porównania: "Porównanie jest po prostu niegodziwe. Lech Kaczyński nie deptał elementarnych norm prywatności. Jego winą było to, że wygrał wbrew establishmentowi". To zresztą stojący za Komorowskim establishment jest głównym źródłem ataków na PiS i prezesa partii.

Reklama

Dlatego też prezes Kaczyński nie widzi dziś na scenie politycznej partnerów do ewentualnej przyszłej koalicji rządowej. W rozmowie z "Newsweekiem" wykluczył on zarówno PO, jak i PSL oraz SLD. Jedyną szansę widzi w odejściu z Platformy części posłów, "jeśli uznają, że lepiej nie szkodzić własnemu krajowi".

Ale przeciwnicy kryją się też w samym PiS. Ferment po ostatnim kongresie partii i wpis Pawła Poncyljusza na Twitterze ["Kongres potwierdził schyłek. Szkoda PiS-u" - napisał krytycznie Poncyljusz] prezes uważa za działanie sterowane przez "pewną grupę", posłowie, którzy "sami się przyznali". "Podjęli skrajnie szkodliwą działalność, za którą w zasadzie powinni być wyrzuceni" - powiedział tygodnikowi Kaczyński.

Z kolei katastrofa w Smoleńsku nie była błędem załogi. "Albo nie zadziałał sprzęt, albo była to forma zamachu" - podkreśla szef PiS. "Doszło do wprowadzenia pilotów w błąd, co wynikało albo z popsutych urządzeń w samolocie, albo z popsutych urządzeń na lotnisku, albo też z celowego działania, kompletnego braku kwalifikacji albo też z pijaństwa tych, którzy byli na lotnisku". Na odkrycie prawdy o Smoleńsku przyjdzie jednak poczekać.