Kaczyński podkreślał na konferencji prasowej w Sejmie, że deklaracja "jest zobowiązaniem do nie posługiwania się w życiu publicznym sformułowaniami obraźliwymi (...), bez których można w polskim języku wyrazić nawet najbardziej krytyczny pogląd".

Prezes PiS Jarosław Kaczyński pytany, czy jeśli prezydent Bronisław Komorowski podpisze "deklarację łódzką", to rozważy spotkanie z nim, odpowiedział: "jeżeli podpisze, to tak".

Reklama

Kaczyński wyraził też nadzieję, że inni politycy podpiszą tę deklarację, łącznie z premierem Donaldem Tuskiem.

W "deklaracji łódzkiej" skierowanej do uczestników życia politycznego, osób zaufania publicznego, dziennikarzy i obywateli odrzucono "język nienawiści i wykluczenia". Podkreślono, że wyrażenia wzywające do przemocy i "życzące śmierci" są niedopuszczalne. Podobnie jak zrównywanie legalnie działających partii z "reżimami i partiami totalitarnymi", takimi jak KPP, czy NSDAP.

Reklama

Dziś jest ostatnia chwila, by zatrzymać eskalację przemocy - napisano w "deklaracji łódzkiej".

W deklaracji "przeciw przemocy i nienawiści w życiu publicznym i mediach" podkreślono, że walka polityczna trwająca od kilku lat "przyniosła ofiarę śmiertelną" oraz że kilka tygodni temu, "obywateli, którzy korzystali z konstytucyjnych swobód bito i lżono przy bezczynności policji".



Reklama

Za niedopuszczalne uznano w dokumencie m.in. "wypowiedzi przypisujące choroby psychiczne, wmawianie nienawiści i działania z niskich pobudek", a także używanie dla określenia oponenta słów powszechnie uznawanych za obelżywe, jak: "bydło, wataha", czy wypowiedzi takich jak "przyjedzie taki dzień, że Jarosław Kaczyński będzie już rozmawiał z siłami ostateczności".

"Dzisiaj usłyszałem, że wczoraj premier Tusk mówił, że jest określany jako ruski agent, że ma krew na rękach i że są to sformułowania, których ja używam. Bardzo proszę o cytaty, bardzo proszę, aby pan Tusk mnie zacytował" - powiedział szef PiS.

"Niczego takiego nigdy nie mówiłem, mówiłem wyraźnie o odpowiedzialności moralnej i politycznej, tego w żadnym wypadku nie cofam, to nie są sformułowania obraźliwe" - dodał.

Premier mówił w czwartek w Sejmie, że "jeśli są politycy w Polsce, którzy każdego dnia o konkurencji są w stanie powiedzieć najstraszliwsze i najcięższe oskarżenia, typu: zdrajca, agent, morderca, to ktoś, kto używa tego rodzaju słów, wyczerpuje możliwość uprawiania polityki poprzez słowa".