Tadeusz Mazowiecki, Henryk Wujec, Jan Lityński - dawni liderzy Unii Wolności - zbierają się wieczorem w Pałacu Prezydenckim i radzą przy herbacie i ciasteczkach - opisuje "Rzeczpospolita". Często ma do nich dołączać sam Bronisław Komorowski. To właśnie podczas jednego z takich spotkań miała zapaść decyzja o odesłaniu do Trybunału Konstytucyjnego rządowej ustawy pozwalającej zwolnić 10 procent urzędników. Decyzja podjęta za namową doradców wielkiej burzy w PO nie wzbudziła, ale "osad pozostał" - twierdzi gazeta.

Reklama

Dlatego z ust polityków partii dowodzonej przez Donalda Tuska można usłyszeć coraz bardziej kąśliwe uwagi pod adresem prezydenta. "Bronkowi doradzają goście, którzy sami przegrali wszystko w polityce" - mówi anonimowo jeden z członków Platformy Obywatelskiej. Dawni politycy Unii są w PO nazywani "familią".

Według "Rzeczpospolitej", Tomasz Nałęcz - doradca Bronisława Komorowskiego, który często bryluje w mediach - nie jest do "familii" dopuszczany. A Sławomir Nowak, który do Pałacu przyszedł z klubu PO, jest spychany na margines. "Nowak jest tam obcym ciałem. Starzy politycy za dobrze pamiętają, jak wyprowadzał młodzieżówkę Unii Wolności do Platformy" - mówi gazecie polityk z otoczenia prezydenta.

Jest jeszcze jeden powód niechęci do byłego szefa gabinetu politycznego premiera Donalda Tuska. Polityk z władz PO tak to wyjaśnia: "Kierownictwu Kancelarii niespecjalnie się podoba, że Nowak przyszedł do pracy tymczasowo, że gra na siebie. I patrzą krzywo na jego częste wizyty w TVN 24, których Nowak z nikim nie uzgadnia".

Reklama



Podobno najbardziej wpływowym ministrem w Pałacu jest Jaromir Sokołowski. Odpowiada za kalendarz i umawianie wizyt zagranicznych Bronisława Komorowskiego. Polityk PO mówi, że jest "bezwzględny i próbuje grać pierwsze skrzypce".

Działacze PO narzekają, że w Kancelarii Prezydenta nie ma jasnego podziału obowiązków. Panującym tam bałaganem tłumaczą wpadki prezydenta takie jak odsłonięcie tablicy poświęconej ofiarom katastrofy Tu-154 z błędem w nazwisku Izabeli Jarugi-Nowackiej, czy sesję zdjęciową dla "Gali" z wymienionymi sponsorami pod zdjęciami.

Politycy PO mówią "Rzeczpospolitej", Bronisław Komorowski nie przejmuje się tym wszystkim, bo ma świadomość swojej pozycji. "Wie, że ma czas do 2015 roku i teraz to on jest bardziej Tuskowi potrzebny niż odwrotnie" - tłumaczy jeden z nich.