Konferencja ma rozpocząć się w piątek o godzinie 10. Uczestniczyć w niej będą przedstawiciele Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, z jej przewodniczącym Jerzym Millerem. Równocześnie pełna treść raportu i jego tłumaczenia na języki: rosyjski i angielski mają zostać zamieszczone na stronach internetowych: www.premier.gov.pl, www.mswia.gov.pl, www.komisja.smolensk.gov.pl, www.mon.gov.pl.

Reklama

MSWiA nie chce na razie ujawniać szczegółów konferencji. Odbywać się ona będzie w kancelarii premiera, wiadomo też, że członkowie komisji przygotowali prezentację - prawdopodobnie na podobnej zasadzie jak w styczniu br., na konferencję po opublikowaniu raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Wówczas zostały zaprezentowane m.in. fragmenty zapisów rozmów zarówno pilotów, jak i kontrolerów z wieży na lotnisku w Smoleńsku. Przedstawiona została też symulacja feralnego lotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r.

Na upublicznienie raportu zaproszeni zostali bliscy osób, które zginęły w katastrofie. Konferencję będą mogli oni oglądać w oddzielnym pomieszczeniu, a później - bez udziału mediów - spotkają się z członkami komisji.

Po konferencji komisji - jak poinformował w czwartek rzecznik rządu Paweł Graś - ma odbyć się konferencja prasowa premiera Donalda Tuska. Ma on na niej ustosunkować się do treści raportu i przedstawić swoje decyzje.

Reklama

Prace komisji, którą kierował szef MSWiA, zakończyły się 27 czerwca. Wtedy dokument przekazany został premierowi i do przetłumaczenia na języki: angielski i rosyjski. W ubiegłym tygodniu szef rządu powiedział, że uznaje 29 lipca (piątek) za ostateczną datę prezentacji raportu, nawet jeśli tłumaczenie nie będzie kompletne.

Członkowie komisji nie ujawniają żadnych szczegółów dokumentu. Wiadomo, że liczy 300 stron, a jego forma - jak już wcześnie mówił minister Miller - jest podobna do raportu rosyjskiego MAK. Zawiera więc m.in. wnioski i rozdział dotyczący zaleceń na przyszłość, które mają zapobiegać podobnym tragediom.

Szef MSWiA wielokrotnie zapewniał, że w raporcie nie będzie żadnych nazwisk osób, które miałyby być odpowiedzialne za katastrofę. Wyjaśniał, że rolą komisji nie było rozpatrywanie czyjejkolwiek winy, a "analiza faktów".

Reklama



Wcześniej Miller informował, że obie strony - polska i rosyjska - były nieprzygotowane do lotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 r., a błędy popełnili zarówno polscy piloci, jak i rosyjscy kontrolerzy. Podkreślał równocześnie, że raport będzie dla polskiej strony bardziej surowy i bolesny, bo dotknie takich kwestii jak "ludzkie zaniechania i niefrasobliwość.

Komisja została powołana 15 kwietnia 2010 r. przez MON. Miała badać okoliczności tragedii równolegle do rosyjskiego MAK, działającego na podstawie konwencji chicagowskiej. W jej skład weszło początkowo kilkunastu ekspertów wojskowych, na czele z szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmundem Klichem. 28 kwietnia 2010 r. zastąpił go szef MSWiA; Klich został polskim przedstawicielem akredytowanym przy MAK. Ostatecznie w skład komisji weszło 34 ekspertów - m.in. pilotów cywilnych i wojskowych, prawników, meteorologów.

Eksperci pracowali ponad 14 miesięcy. Planowano, że raport powstanie do końca 2010 r. Później Miller informował, że ze względu na konieczność przygotowania uwag do projektu końcowego raportu MAK (opublikowanego 12 stycznia 2011 r.), prace mogą przedłużyć się do stycznia, a nawet do lutego 2011 r. W lutym zdecydowano o kolejnym przedłużeniu terminu ze względu na konieczność naprawy tupolewa podobnego do rozbitego samolotu, na którym miał zostać przeprowadzony eksperyment odtwarzający ostatnie minuty tragicznego lotu. Eksperci mówili, ze jest on kluczowy dla wyjaśnienie okoliczności katastrofy.

W kwietniu zostały przeprowadzone trzy loty testowe na tym samolocie. Komisja nie ujawniła ich wyników. Eksperci wcześniej informowali jednak, że mają one m.in. wykazać, czy załoga miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg bądź odlecieć na lotnisko zapasowe, a jeśli tak, to odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to się nie udało. Z odczytanych z czarnych skrzynek rozmów załogi wynika bowiem, że kapitan Arkadiusz Protasiuk na ok. 20 sekund przed katastrofą wydał komendę "odchodzimy". Zdaniem polskich ekspertów był to wystarczający czas na wyprowadzenie samolotu, piloci jednak nie zdołali tego zrobić.

Według doniesień medialnych eksperci sprawdzali, czy przycisk "uchod" znajdujący się na wolancie Tu-154M zadziałałby na lotnisku bez systemu automatycznego naprowadzania (ILS) i czy musiałby zostać wcześniej aktywowany.

Na przesuwający się termin publikacji miała mieć też wpływ konieczności odczytania rozmów m.in. załogi oraz kontrolerów z wieży Smoleński. Nad zapisami z czarnej skrzynki oraz kopiami nagrań z jednego z kanałów z wieży na lotnisku (komisja wielokrotnie mówiła, że Rosjanie mimo próśb nie pozwolili jej na zrobienie kopii tych nagrań w warunkach laboratoryjnych, a dysponowali jedynie kopiami zgranymi "metodą chałupniczą" - PAP) pracowali eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.