Podczas czwartkowego posiedzenia zespołu parlamentarnego za pomocą telemostu połączono się z USA, gdzie prof. Kazimierz Nowaczyk, kierujący - jak powiedział Macierewicz - zespołem analizującym ostatnie minuty lotu Tu-154M do Smoleńska, przedstawił część wniosków z tej analizy. Według Macierewicza, jasno z niej wynika, że przyczyną katastrofy były "dwa wielkie wstrząsy".

Reklama

"Pan prof. Nowaczyk stwierdził, że - według niego - miały one charakter zewnętrzny w stosunku do mechanizmu samolotu.(...) Ja jedynie przekazuję jego zdanie, nie mam własnego poglądu na ten temat" - powiedział dziennikarzom Macierewicz.

Poseł PiS nie chciał mówić o naturze i pochodzeniu ewentualnych wstrząsów. "Nie interpretuję tego, na razie zbieramy fakty" - podkreślił. Dodał, że zespół prof. Nowaczyka w oparciu o zarejestrowane parametry lotów mógł stwierdzić jedynie, że takie wstrząsy miały miejsce i w którym miejscu nastąpiły. "Ale jakiej one były natury, jaka była ich przyczyna, tego nie wiemy" - zaznaczył szef zespołu.

"Wiemy, że powodem katastrofy nie było zahaczenie o brzozę" - podkreślił Macierewicz. "Samolot nie zmienił kursu po minięciu tej brzozy, zmienił kurs dopiero (...) dużo dalej" - powiedział.

Reklama

Macierewicz zaznaczył, że analizie amerykańskiego zespołu poddano dane zawarte w mechanizmach samolotu. "Mieliśmy do czynienia z chłodną analizą profesjonalisty, fizyka, profesora Uniwersytetu Maryland, który od wielu, wielu miesięcy pracuje nad danymi amerykańskimi pochodzącymi z przyrządów tego samolotu, które zostały zbadane w Redmond w USA i (...) stały się bazą do analizy całego zespołu, w imieniu którego dzisiaj prezentował jego wyniki pan profesor Nowaczyk" - powiedział Macierewicz.

Jak dodał, wnioski są następujące: samolot nie zmienił kursu po minięciu brzozy, tej - mówił poseł PiS - "której MAK przypisuje złamanie skrzydła i obrót (samolotu-PAP) wokół własnej osi i przebieg katastrofy". "Tak nie było, samolot nie zmienił tego kursu, nie ma co do tego cienia wątpliwości. To stało się dużo dalej, po minięciu punktu wyznaczonego przez aparaturę TAWS, a między punktem zamrożenia wszystkich funkcji, zamrożenia pamięci centralnego komputera. Wtedy, kiedy doszło - na skutek dwóch wielkich wstrząsów - do awarii systemu zasilania, systemu elektrycznego" - powiedział Macierewicz. Jak dodał, stało się to 15 metrów nad poziomem pasa.



Reklama

Macierewicz pytany był także o raport polskiej komisji pod przewodnictwem ministra SWiA Jerzego Millera, wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Raport ma zostać upubliczniony w piątek podczas specjalnej konferencji prasowej. Eksperci spotkają się też z bliskimi ofiar.

"Nie sposób się wypowiedzieć, zanim go (raportu) nie przeczytam. Wtedy będę mógł cokolwiek na ten temat powiedzieć" - stwierdził poseł PiS. Jednocześnie zaznaczył, iż "Miller już ponad pół roku temu zapowiedział, że po publikacji tego raportu Polaków będzie bardziej bolało" i że "większą część odpowiedzialności, winy ponoszą Polacy". "Więc on niejako przystąpił do tego badania już (...) z pewną założoną tezą. Czy ją przeprowadził, czy wymusił ją na ekspertach, czy też nie - tego nie wiem, to zobaczymy" - powiedział Macierewicz.

"Przede wszystkim zobaczymy, jak opisał własne działania, jak wskazał własną odpowiedzialność. Państwo sobie zdajecie sprawę przecież z tego, że gdyby dopełnił swoich obowiązków, gdyby na tym lotnisku (w Smoleńsku-PAP) byli funkcjonariusze BOR (...), gdyby był ich raport sporządzony na temat tego, jak wygląda to lotnisko, jak jest ono przygotowane, jacy ludzie będą przyjmowali polskiego prezydenta - to ten samolot nigdy by tam nie lądował" - uważa.

Dodał, że takiego raportu nie było, ponieważ Miller "nie dopełnił obowiązków i nie wysłał tam swoich funkcjonariuszy, nie dopilnował, by oni taki raport sporządzili". "Czy to będzie opisane? Zobaczymy" - mówił.

Według niego, w związku z katastrofą do dymisji powinien podać się premier Donald Tusk, który - jak powiedział poseł PiS - "przyczynił się" do niej.

Macierewicz był także proszony o ocenę tego, że rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej zostały zaproszone na prezentację raportu. "Dzisiaj na posiedzeniu zespołu czytany był list części rodzin, które były wstrząśnięte tym, że zaproszono ich na dzień wcześniej, że dano im 15 minut" - relacjonował polityk PiS.

Macierewicz powiedział też, że podczas swej wizyty w Waszyngtonie rozmawiał z członkami National Transportation Safety Board, organizacji zajmującej się badaniem katastrof. "Przewodnicząca powiedziała mi - jest regułą, że rodziny co najmniej tydzień wcześniej są zapraszane i przedstawia im się, po to by nie zetknęły się chociażby z ciekawością mediów, jeszcze nie otrząsnąwszy się po takiej prezentacji. Tak oceniam to, co robi pan Miller w tej sprawie" - powiedział Macierewicz.

Podczas czwartkowego spotkania zespołu, którym kieruje Macierewicz doszło też do utarczek słownych między jego uczestnikami a osobami oczekującymi na kolejne posiedzenie komisji sejmowych, mające również odbyć się w Sali Kolumnowej Sejmu. Sprzed sali padł m.in. okrzyk: "Czas minął!", na co jeden z uczestników posiedzenia zespołu odkrzyknął: "zamknij się!".

W piątek podczas specjalnej konferencji prasowej upubliczniony zostanie raport polskiej komisji pod przewodnictwem ministra SWiA Jerzego Millera, wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej.