Palikot, który w poprzedniej kadencji był szefem komisji "Przyjazne Państwo", tłumaczył w środę, że przez to, iż komisja miała charakter nadzwyczajnej, "jej wnioski były przekazywane do innych komisji stałych parlamentu - infrastruktury, gospodarki, itd. - i tam oczywiście grzęzły na całe lata". Stąd - jak mówił - wynika potrzeba powołania stałej komisji zajmującej się m.in. walką z biurokracją. Komisja taka - jak dodał - mogłaby także sprawdzać projekty ustaw pod kątem "przyjazności dla obywatela".

Reklama

Jednocześnie przekonywał, że komisja "Przyjazne Państwo" była sukcesem. "Niestety, PO nie chciała tego sukcesu i tę komisję próbowała zabić" - oświadczył Palikot na konferencji prasowej w Warszawie.

"Teraz, żeby (...) sprawdzić autentyczność intencji nowego rządu - PO i PSL, który prawdopodobnie powstanie - będziemy zgłaszali propozycję do konwentu parlamentu właśnie powołania kolejnej komisji stałej" - powiedział. Jak zastrzegł, nowo powstała komisja mogłaby się nazywać inaczej niż "Przyjazne Państwo", jeśli miałoby to być warunkiem jej powstania.

Palikot powiedział, że komisja działająca w poprzedniej kadencji m.in. zgłosiła do marszałka Sejmu 152 projekty ustaw, z czego tylko 68 zostało podpisanych przez prezydenta. "Co się stało z pozostałymi? (...) Prawie 100 projektów komisji +Przyjazne Państwo+ zostało zablokowanych w stałych komisjach" - powiedział. Zaznaczył, że zasadą działania komisji "był dialog społeczny"; była ona także - według niego - najczęściej obradującą komisją sejmową.

Reklama

Palikot, odnosząc się do środowego spotkania prezydenta Bronisława Komorowskiego z premierem i szefem PO Donaldem Tuskiem oraz wicepremierem, prezesem PSL Waldemarem Pawlakiem ws. tworzenia nowego gabinetu, ocenił, że "polskie społeczeństwo nie głosowało na koalicję PO-PSL, nie chce tej koalicji, ocenia ją bardzo krytycznie". "Próbuje się ludziom dziś wmówić, że zwycięstwo PO i powtórzony wynik PSL to jest znak poparcia. Nie. Polacy nie chcą takiego samego marazmu" - dowodził.

Palikot nawiązał także do sprawy przerwanego w poniedziałek turnieju pokera w Szczecinie. W nielegalnym turnieju uczestniczyło ponad 100 osób. W poniedziałek o godz. 22 kilkudziesięciu policjantów i funkcjonariuszy Zachodniopomorskiej Służby Celnej wkroczyło do klubu i przerwało go. Rzeczniczka Izby Celnej w Szczecinie Monika Woźniak-Lewandowska tłumaczyła, że zgodnie z ustawą o grach hazardowych z 19 listopada 2009 r., wszelkie gry, w których wygrana materialna lub pieniężna zależy od przypadku, powinny być organizowane tylko w kasynach. Dodała, że gdy odbywają się w innym miejscu są nielegalne.



Reklama

"Oczywiście to jest kolejny skandaliczny przykład delegalizacji w Polsce wszystkiego. Poker, jeśli ludzie grają nie za pieniądze, jest dyscypliną sportową, która powinna być po prostu tak samo traktowana, jak wszystkie inne dyscypliny w wielu krajach" - powiedział. Zapowiedział, że jego partia oczekuje wyjaśnienia sprawy i będzie domagała się informacji w Sejmie w tej kwestii ze strony szefa MSWiA lub prokuratury.

Palikot pytany był też o posiedzenie klubu SLD. Na środowym spotkaniu ma zapaść decyzja, czy klubem pokieruje b. szef MSWiA Ryszard Kalisz czy były premier Leszek Miller. "Uważam, że to wygra Miller oczywiście. I to jest informacja paradoksalnie, z punktu widzenia politycznego, korzystna dla nas, bo Miller jest człowiekiem całkowicie niewiarygodnym z punktu widzenia lewicowych wyborców. To jest męski szowinista, człowiek, który wielokrotnie przehandlował różnego rodzaju idee lewicowe, w czasie kiedy był premierem, na rzecz Episkopatu" - powiedział.

Jego zdaniem, jeśli Miller zostanie szefem klubu, będzie to miało "pewnego rodzaju skutki w tym klubie raczej rozłamowe niż scalające". Pytany o ewentualne przejścia z SLD do Ruchu Palikota, odparł: "z góry powiem, że my się nie nastawiamy na przyjmowanie weteranów z SLD". "Ja nie wykluczam jakiegoś pojedynczego czy dwóch, czy trzech osób z klubu SLD, czy z innych klubów, które znajdą się w naszym klubie, to jest możliwe" - dodał.