"Już nie zamierzam startować w wyborach szefa SLD" - oświadczył w czwartek w radiu TOK FM wiceszef klubu SLD Ryszard Kalisz. Dodał, że podjął taką decyzję po tym, jak klub Sojuszu, który - jak to określił - jest "kwintesencją partii" nie zaakceptował jego wizji lewicy. Podczas środowych wyborów szefa klubu SLD na Leszka Millera głosowało 14 posłów Sojuszu, 11 poparło Kalisza, jeden głos był nieważny. Nieobecny był poseł Sławomir Kopyciński, który w czwartek przeszedł do Ruchu Palikota.

Reklama

"Klub to kwintesencja partii. Jeśli (...) nie uznał moich racji, nie mam zamiaru startować" - oświadczył Kalisz. Przypomniał, że w wyborach na szefa klubu SLD między nim a Millerem była różnica tylko czterech głosów. "Ale w demokracji większość wygrywa" - zaznaczył. Dodał, że nie ma pojęcia, kto będzie ubiegał się o stanowisko szefa partii. "Jestem oczywiście za prawyborami" - powtórzył.

Jak powiedział, klub SLD nie przyjął jego sposobu uprawiania polityki, "koncepcji politycznych, wizerunku". A także - kontynuował - jego chęci otwarcia partii na wszystkie środowiska lewicowe i współpracy z nimi.

Kalisz wyjaśnił, że jego intencją było sprowadzenie klubu SLD do roli koordynatora współpracy między organizacjami pozarządowymi a partiami. "Taka powinna być lewica, lewica nie może być, w przeciwieństwie do partii konserwatywnej, wodzowska i to nie zostało przyjęte. Ja po prostu wyciągam z tego wnioski i już nie zamierzam startować na szefa SLD" - podsumował Kalisz.

Reklama

Jak mówił w późniejszej rozmowie z dziennikarzami, jest "politykiem bardziej parlamentarnym" i ma swoją dziedzinę - prawo i wolności obywatelskie. Kalisz zapewnił, że SLD "jest jego partią i życzy jej jak najlepiej". "Potrzebna jest konsolidacja SLD" - podkreślił. Dopytywany, czy mógłby odejść z Sojuszu, zapewnił, że nie wchodzi to w grę. "Jestem członkiem SLD i pozostanę członkiem SLD" - zaznaczył.

Część działaczy Sojuszu wiązała nadzieję z tym, że Kalisz wystartuje na szefa partii. Po jego decyzji od razu zaczęli mówić, że jest to otwarta droga dla Millera, który po jakimś czasie może zmienić zdanie i będzie kandydować. W środę po wyborze na szefa klubu, Miller zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o funkcję przewodniczącego Sojuszu. Na 29 października zaplanowana jest Rada Krajowa Sojuszu, która zdecyduje o przyszłości partii; prawdopodobnie zwoła kongres partii, który wybierze nowe władze ugrupowania.

"Powiedziałem koleżankom i kolegom na posiedzeniu klubu, że jestem za tym, aby nowy szef SLD został wybrany w głosowaniu powszechnym, w prawyborach i nie będę ubiegał się o tę godność" - oświadczył Miller. Według niego, "jeśli szef klubu chce wykonywać porządnie swoją robotę, nie będzie miał siły i czasu na kierowanie partią".

Reklama

"Za jakiś czas może powiedzieć, że znowu do niego przychodzili, dzwonili, namawiali i nie miał wyjścia" - mówił PAP jeden z działaczy Sojuszu. Inny polityk SLD także jest przekonany, że "będzie jeszcze - Leszku wróć". Kalisz mówi natomiast, że wierzy w zapewnienia Millera, iż ten nie chce startować na szefa partii.

Jak mówią działacze Sojuszu, którzy byli przeciwni kandydaturze b. premiera na szefa klubu, koncepcja prawyborów, która jest lansowana m.in. przez Millera, miałaby przedłużyć funkcjonowanie Grzegorza Napieralskiego jako szefa partii, ponieważ trwałaby mniej więcej do połowy przyszłego roku. Zwracają też uwagę, że prawyborów nie ma w statucie partii.

Inni politycy SLD są zdania, że Miller dotrzyma zdania i nie będzie kandydował, ale namówi do tego kogoś młodszego. Pojawia się w tym kontekście m.in. nazwisko wiceszefowej partii Katarzyny Piekarskiej.