To był teatr, ale tragikomiczny. Słuchałem wczoraj Kaczyńskiego i nie miałem poczucia grozy. Miałem poczucie, że dziadziuś sadzi straszliwe androny. To było dość smutne - mówił w TokFM Tomasz Lis. Oglądając pana Jarosława, rozumiałem nieprawdopodobną tęsknotę i żal nieutulony naszej prawicy, że ten liderek wygląda tak, jak wygląda, a nie tak jak Orban. Że to nie jest facet grający w piłkę, mający kilkoro dzieci, tylko to jest taka żoliborska wersja Orbana - stwierdził naczelny "Newsweeka".

Reklama

Lis skomentował też wywiad dla "Gazety Polskiej" w którym Kaczyński mówił, że był w gorszej sytuacji, niż internowani. Zdaniem dziennikarza te słowa, to "PR-owskie seppuku". Uważa, że Kaczyński jż nie rozumie, że jego słowa mogą stać się przedmiotem kpin. To znaczy, że coś już nie styka. Świadomość kontekstu gdzieś uleciała. Przypisałbym to nie jakiemuś okrążeniu Kaczyńskiego z prawej strony. Następuje trwała i zupełna utrata kontaktu z rzeczywistością - stwierdził.