Zdaniem Kuźniara, nikt przy zdrowych zmysłach nie może założyć, że stronie rosyjskiej wrak tupolewa wciąż jest do czegokolwiek potrzebny. Przypomniał, że na przygotowanie raportu MAK potrzebował zaledwie 9 miesięcy. Dlatego, jego zdaniem, zwrot tego wraku się należy.
Prezydencki doradca docenił inicjatywę Radosława Sikorskiego, który z prośbą o interwencję zwrócił się do Catherine Ashton. Punkt minister Sikorski już ma, dlatego że wywołał złość i niemal histerię właściwie po stronie rosyjskiej, bo sposób, w jaki zareagowało rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wskazuje, że oni mają świadomość nieczystego sumienia - powiedział Kuźniar. Stwierdził, że Rosja boi się utraty twarzy, gdyby ta kwestia faktycznie została podniesiona przez Wspólnotę.
Inną kwestią, jak przyznał Kuźniar, jest to, czy i co Unia z tą sprawą zrobi. Gdyby na miejscu pani Catherine Ashton był ktoś z takim, nazwijmy to łagodnie, większym charakterem, większą charyzmą, także z większą kompetencją w tej dziedzinie, to być może tak. Ale sam fakt wniesienia, niezależnie od rezultatów, niezależnie od skuteczności, wniesienia tego do programu spotkania grudniowego na szczycie już Rosjan stawia w defensywie - podkreślał prezydencki doradca.
Roman Kuźniar przestawił również swoją teorię na temat powodów, dla których Rosja nie zwraca Polsce wraku tupolewa. Między innymi po to ten wrak trzymają przecież, żeby wywoływać spory wewnątrzpolskie, żeby pożyteczni idioci Moskwy mogli, że tak powiem, formułować swoje bzdurne oskarżenia, żeby tutaj była niezgoda narodowa. To leży w interesie Rosji - wyjaśniał. Podkreślił, że sytuacja wewnętrzna zmusza Rosję do szukania wroga na zewnątrz.
Reklama
Kuźniar nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy prezydent Bronisław Komorowski był uprzedzany o planach umiędzynarodowienia sprawy zwrotu wraku tupolewa.
Reklama