Donald Tusk zapowiedział możliwe powołanie instytucji zajmującej się w rządzie sprawami energetyki. To oznacza, że docelowo możliwa jest wymiana kolejnego szefa resortu, tym razem środowiska. Zwłaszcza, że Marcin Korolec startuje na szefa jednej z organizacji międzynarodowych. Tymczasem koalicja szykuje się do wyborczego maratonu: w ciągu dwóch lat Polacy pójdą do urn cztery razy. Dlatego kolejni nominaci będą politycznie mocniejsi od poprzedników.
To nie czas na apolitycznych fachowców – ocenia jeden z członków rządu. Tak się stało w przypadku ministra skarbu. Z nieoficjalnych informacji "DGP" wynika, że za następcą Mikołaja Budzanowskiego premier zaczął się rozglądać po ujawnieniu groźby bankructwa LOT-u. Jeszcze zanim stało się głośno o memorandum w sprawie Jamału II, jeden z szefów instytucji finansowych miał być pytany, czy się zgodzi zostać ministrem. Ostatecznie nowym szefem resortu nie został nikt z rynku. Będzie nim polityk PO z doświadczeniem rządowym, samorządowym i biznesowym Włodzimierz Karpiński, do tej pory wiceminister administracji i cyfryzacji, a także – w przeciwieństwie do poprzednika – poseł.
Budzanowski to było ciało obce, a ten jest nasz – mówi jeden z posłów PO. Faktycznie poprzedni minister dystansował się od polityków Platformy. Do tego usuwał ze spółek Skarbu Państwa nominatów swojego poprzednika Aleksandra Grada. Dlatego politycy PO za nim nie przepadali. Miał na koncie sukcesy, takie jak pertraktacje z Gazpromem w sprawie obniżki cen gazu, decyzje w sprawie rozbudowy infrastruktury gazowej czy presję na spółki zależne od skarbu państwa w sprawach energetyki. Ale prowadziło to do konfliktów z szefami największych spółek.
Efektem był brak pisemnej informacji z PGNiG o planowanym memorandum między Gazpromem a EuRoPol Gazem, co wynika z raportu szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. Jak tłumaczy jeden z polityków PO, to kolejna po Locie wpadka w nadzorze nad spółkami. Efekt? Premier nie dostał na czas potrzebnych informacji. – Tusk doszedł do wniosku, że jeśli teraz obroni ministra, nie będzie mógł go odwołać przy lipcowej rekonstrukcji – słyszymy od kilku polityków.
Reklama