Paweł Graś ostrzega, że wcześniejsze wybory będą konsekwencją utraty większości przez rząd w sejmie. Wypowiedź Grasia jest straszakiem. Ma pokazać determinację premiera, ze w razie potrzeby jest wstanie zrealizować autodestrukcyjny scenariuszem. Ale doprowadzenie do przedterminowych wyborów jest scenariuszem niemal z pogranicza utopii – mówi politolog dr Rafał Chwedoruk.

Reklama

Konstytucja, która reguluje te kwestie stawia tym którzy chcieliby wcześniejszych wyborów wysoko porzeczkę. Ustawa zasadnicza daje trzy możliwości doprowadzenia do nich. Żadna z nich nie jest prosta a każda jest ryzykowna politycznie.

Najszybsza droga do wcześniejszych wyborów to samorozwiązanie sejmu. Może być najszybsza, bo wystarczy do niej uchwała posłów. Jednak nie tak łatwo do niej doprowadzić bo potrzebna jest większość dwóch trzecich czyli 307 głosów. To oznacza, że PO albo potrzebuje do tego głosów PiS, albo wszystkich pozostałych klubów. To wątpliwe, bo ugrupowania musiałyby mieć polityczny interes w przyspieszonych wyborach, czyli wierzyć, że mogą po wyborach przejąć władzę lub nie stracą za dużo głosów. Tak się zdarzyło do tej pory tylko raz w 2007 rok gdy zgodziły się na to PO i PiS. Widać wyraźnie, że Jarosław Kaczyński przyjął strategię czekania na autodestrukcje PO. A poza SLD, które ma lepszą pozycję w sondażach niż rok temu nikt inny nie chce wyborów – podkreśla Chwedoruk.

Druga droga do wcześniejszych wyborów wiedzie przez dymisję rządu. Jednak jest ona trudna kręta i ryzykowana politycznie, bo zanim prezydent rozpisze musi zostać trzy razy podjęta próba sformowania rządu. Za pierwszym i trzecim razem kandydata Sejmowi przedstawia prezydent, za drugim wyłonić ma go sam Sejm. Za każdym razem nowy premier ma dwa tygodnie na uzyskanie wotum zaufania. Jeśli ta procedura nie uda się trzy razy prezydent skraca kadencję parlamentu i rozpisuje nowe wybory.

Reklama

Wreszcie jest jeszcze trzecia droga, ale także skomplikowana i niepewna. Jeśli Sejm nie uchwali budżetu w ciągu czterech miesięcy od złożenia przez rząd to prezydent może rozwiązać parlament i zarządzić wybory. Jednak w tym przypadku głowa państwa ma dowolność, więc rząd powinien porozumieć się najpierw z prezydentem czy faktycznie skróci kadencję. Do tego, by ta droga była maksymalnie pewna partie rządzące muszą tak poprowadzić głosowanie, by budżet padł. W Sejmie trwają właśnie prace nad budżetem, parlament ma czas do końca stycznia na jego przyjęcie. Gdyby do tego czasu nie zdążył prezydent może w lutym zdecydować o wyborach. Jak dotąd nikt z tej drogi nie skorzystał, choć taki wariant rozpatrywał PiS w roku 2006.

Wypowiedź Pawła Grasia o wcześniejszych wyborach padła w kontekście kryzysu w PO wywołanego nagraniem przez dolnośląskiego działacza PO Edwarda Klimka posła Norberta Wojnarowskiego, który m mu oferować pracę w KGHM w zamian za poparcie Jacka Protasiewicza na szefa regionu. Wieczorem tą sprawą ma się zająć zarząd PO.