Przed wczorajszą nominacją nowej minister kultury Małgorzaty Omilanowskiej doszło do dwóch spotkań Bronisława Komorowskiego: z szefem NBP Markiem Belką i premierem Donaldem Tuskiem. Oba dotyczyły afery taśmowej. Dziś kolejne gorące rozmowy – w kierownictwie PSL. Ale ludowcy raczej nie wesprą gry opozycji na obalenie koalicjanta. Bardziej opłaca im się pozostanie przy PO.
Po spotkaniu z prezydentem premier nie miał szczęśliwej miny. Jak się dowiedzieliśmy, prezydent nie był zadowolony z łaskawych dla podwładnego ruchów Donalda Tuska. Liczył się bowiem z dymisją szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. W przemówieniu przy okazji nominacji zdystansował się jednak od sprawy.
– Klimat stworzony publikacjami powinniśmy potraktować jako wielkie wyzwanie związane z umacnianiem standardów polskiego życia politycznego w każdym jego wyrazie – oględnie mówił Komorowski. Wobec mocno uderzonego aferą premiera pozycja głowy państwa staje się coraz silniejsza. Mimo tego jednak, że ma rekordowe poparcie społeczne na poziomie 75 proc., nie chce ryzykować dalszego osłabiania PO i szefa rządu. Wiosną przyszłego roku odbędą się wybory prezydenckie i Bronisław Komorowski, który ma ambicje wygrać w pierwszej turze, musi mieć na kim oprzeć swoją kampanię. – Potrzebne są struktury i ludzie, którzy pójdą w teren. Jeśli PO będzie zajęta sobą, nie będzie w stanie tego dokonać – tłumaczy osoba z otoczenia Komorowskiego.
Prezydent dopuszczał też możliwość ustąpienia prezesa NBP. – Gdyby Tusk zdymisjonował Sienkiewicza, to zaraz cała uwaga skierowałaby się na Belce, pojawiłyby się pytania, skoro Sienkiewicz tak, to czemu nie on – mówi jeden ze współpracowników Komorowskiego. W takim przypadku, gdyby pojawił się wniosek o postawienie prezesa przed Trybunałem Stanu, rosłaby publiczna presja, aby Belka zrezygnował. A gdyby tak się stało, prezydent mógłby zaproponować na jego miejsce jednego ze swoich współpracowników – członka RPP Jerzego Osiatyńskiego lub doradcę ds. ekonomicznych Jerzego Pruskiego.
Reklama
Jednak prezes NBP nie zamierza rezygnować. Również wczoraj spotkał się z Radą Polityki Pieniężnej, o której niewybrednie wyrażał się podczas rozmowy z Bartłomiejem Sienkiewiczem – za co przeprosił. Po spotkaniu rada wydała lakoniczny komunikat: Rada Polityki Pieniężnej ubolewa, że wypowiedzi Prezesa NBP, zarejestrowane poprzez nielegalny podsłuch, mogą sprawiać wrażenie, że przewodniczący RPP włączył się w polityczny cykl wyborczy. Takie zaangażowanie byłoby niedopuszczalne”.
Reklama
Teoretycznie nadal istnieje możliwość wprowadzenia w życie scenariusza osłabiania prezesa NBP i presji na jego rezygnację. Solidarna Polska zaczęła szukać większości do wniosku o powołanie sejmowej komisji śledczej. – Logika jest taka, by następnym etapem był Trybunał Stanu, ale raczej w kolejnej kadencji – wyjaśnia Zbigniew Ziobro. Efektem prac takiej komisji mogłoby być wystąpienie do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej o przygotowanie wniosku wobec ministra i szefa NBP. Ale do tego trzeba mieć większość w komisji.
Inne partie opozycyjne mają własne pomysły na rozliczanie afery. SLD chce sprawdzić poparcie dla rządu poprzez wotum zaufania, PiS próbuje przeprowadzić konstruktywne wotum nieufności i powołać nowy rząd, Twój Ruch z kolei chciałby skrócić kadencję Sejmu. Czy któryś z tych scenariuszy dojdzie do skutku? To zależy od PSL. Sam lider ludowców nie wykluczał w tej sprawie spotkania z Jarosławem Kaczyńskim. Ale wydaje się, że nastroje w PSL przechylają się na korzyść koalicjanta. – Jeśli mieliśmy do czynienia z jedną publikacją, pozostawienie ministra Sienkiewicza to był błąd, ale jeśli będziemy mieli podsłuchowy serial, to już nie, bo kogo premier odwołałby następnym razem – tłumaczy jeden z ludowców. Kilku liderów partyjnych – jak Marek Sawicki czy Jan Bury – wręcz uważają, że trzeba podać rękę PO. Tym bardziej że opozycja nie zajęła jednolitego stanowiska i ma zupełnie różne pomysły, jak działać dalej. Dlatego niewykluczone, że ludowcy wykorzystają całą sprawę, by wzmocnić swoją pozycję w koalicji. Szczególnie że czują się zagrożeni słabymi wynikami wyborów do Parlamentu Europejskiego. – Gdyby wyniki ostatniego głosowania przełożyć na wybory do sejmików, to tylko w dwóch moglibyśmy mieć koalicję z PO – kalkuluje Stanisław Żelichowski. A wybory samorządowe już jesienią.