"Fakt" napisał w poniedziałek o politycznych plotkach krążących wśród polityków Platformy Obywatelskiej. Według tabloidu następcą Bartłomieja Sienkiewicza, jednego z bohaterów afery taśmowej, ma zostać Roman Giertych, wicepremier i minister edukacji w rządzie PiS, a od lat wzięty adwokat. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
- Był uosobieniem politycznego obciachu. Chociaż u boku Tuska jestem sobie w stanie wyobrazić nawet Cicciolinę, jeśli tylko taki będzie jego interes polityczny - mówi Joachim Brudziński w rozmowie z "Super Expressem".
- Jestem też sobie w stanie wyobrazić, że na konferencji prasowej będzie tłumaczył Polakom, że ta bogata w różne doświadczenia i doznania polityczne kobieta jest potrzebna, żeby powstrzymać wraży PiS przed powrotem do władzy. Nikt bowiem bardziej niż Tusk i jego wypomadowani ministrowie nie wie, ile mają za uszami i dlaczego mają powody ku temu, żeby PiS u władzy się obawiać - dodał Brudziński.
O Giertychu mówi wprost - to sprawny i niezwykle cyniczny polityk. Zdaniem Brudzińskiego Giertych stracił w oczach jego niedawnych partnerów politycznych, którzy widzieli w nim antyestablishmentowego polityka walczącego o jakąś sprawę.
- Dziś okazuje się, że ta sprawa, która była na ustach zarówno Romana Giertycha, jak i jego ojca pana prof. Macieja Giertycha, czyli myśl Romana Dmowskiego, jest, moim zdaniem, sprzedawana za cenę ewentualnych politycznych synekur - mówi polityk PiS.
I na koniec drwi z Giertychów: - Z ewolucją miał problem jego ojciec, który mówił, że smok wawelski był dinozaurem. Być może pod wpływem analizy drogi życiowej swojego syna pan prof. Maciej Giertych zmienił swój pogląd na temat ewolucji. (śmiech).
Czlowiek bez usmiechu,zgryzliwy pisuar majacy tylko jedno w glowie jak kogos opluc, zglosic do prokuratury, zrobic donos, naslac policje , zniewazyc i skopac..Pis nie przypomina partii politycznej a raczej sektechorych umyslowo zboczoncow i do tego bez poczucia humoru.
keram.keram 06.01.10, 09:29 Skasujcie
Odpowiedz
"Od objęcia premierostwa przez J. Kaczyńskiego Joachim Brudziński to sekretarz
generalny i przewodniczący zarządu głównego PiS, a od jesieni ubiegłego roku
prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego. Teraz władza w PiS rozkłada się tak:
Jarosław Kaczyński ma rząd, Kuchciński odpowiedzialny jest za klub
parlamentarny, a Brudziński za partię. W kuluarach sejmowych szeptano, że
Brudziński spodobał się prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu bardziej niż
Marcinkiewicz, dlatego że nie ma parcia na medialny rozgłos. Być może wiemy,
dlaczego nie chciał medialnego szumu wokół siebie. Prawdopodobnie bał się, że
ktoś rozpozna w nim dawnego łobuza z Zespołu Szkół Rybołówstwa Morskiego w
Świnoujściu. Brudzińskiego koledzy nazywali Jojo.
– Jojo wyleciał ze szkoły za rozbój i kradzież, której dokonał na torach przed
budynkiem szkoły – mówi w rozmowie z nami ówczesny wicedyrektor szkoły i
przewodniczący szkolnego zespołu wychowawczego Czesław Hinc. – Matka
poszkodowanego chłopca powiadomiła mnie, że Jojo okradł jej syna, który
zamiast do internatu wrócił z płaczem do rodzinnego domu.
W tym samym dniu Joachim przyznał się do winy i został skreślony z listy
uczniów i wypisany z internatu. Hinc żałuje, że po roku dał Brudzińskiemu
jeszcze raz szansę i przyjął go z powrotem. Mówi, że po tym, jak Brudziński
wrócił do szkoły, wielu uczniów zgłaszało pretensje, że taki łobuz został
zrehabilitowany przez dyrekcję. Twierdzili, że kradzież na torach to nie
jedyne przestępstwo, jakiego dopuścił się Jojo. Niektórzy uczniowie donosili
na przykład, że przed wpadką jeździł specjalnie kilkadziesiąt kilometrów
pociągiem, aż do Wolina, aby na tej trasie okradać młodszych mieszkańców
internatu. Wicedyrektor szkoły nie przeprowadził dochodzenia w tej sprawie,
ponieważ Brudziński już raz poniósł karę.
Iwan Mistrzurin został przyjęty do służby w Federalnej Służbie Celnej Federacji Rosyjskiej.
Pobrał przydziałowe sorty mundurowe, hełm letni i zimowy, kominiarkę, kamizelkę kuloodporną, kalosze, buty z cholewami i bez, lornetkę, noktowizor, pałkę, rękawice (dwie pary - z palcami i bez), długopis, kwitariusz-mandatariusz, kajdanki oraz broń długą i krótką, łom, granatnik i namiot!
Za kilka miesięcy wpadł zupełnie przypadkiem do centrali, bo mu amunicja "wyszła" na dziki i jelenie i łom się wykrzywił.
A na korytarzu chwyta go za łokieć pani z "rachuby" i mówi do niego z przyganą:
"Iwanuszka - a kiedy wy do mnie przyjdziecie po wasze zaległe pobory? Herbaty bym zaparzyła...
To już chyba za pół roku się tego uzbierało. I nawet jakaś premia została wam przyznana... Zaraz sprawdzę w komputrze!"
A na to Iwan wielce zdziwiony wykrzyknął:
"To nie dość, że mi dali buty, kalosze, lornetkę, karabin, granatnik, łom, kajdanki, namiot i inne takie przydatne rzeczy - to jeszcze jakieś pieniądze mi się należą? No, no, no! Tego się w najśmielszych marzeniach nie spodziewałem!". A potem z rozmachem klepnął księgową ze trzy razy w wydatne pośladki, serdecznie ją przytulił, czule pomacał i ucałował siarczyście w oba czerstwe od gorzałki policzki - na co ona aż się zaczerwieniła z uciechy!
I poszli razem do kasy!
Tak się Iwan dziwował, że po drodze "na odcinek" sześć razy przystawał, odkładał nowy łom, siadał na ciężkiej skrzynce z amunicją i liczył pieniądze i za każdym razem wychodziła mu inna suma i za każdym razem za duża! Może podniecona księgowa się pomyliła? Aż ręce mu się od tego liczenia spociły.
W sumie zaczął żałować, że księgowej w tak sprzyjających okolicznościach przyrody nie wydymał. Ale już się nie wracał, bo skrzynka bardzo ciężka.
Więc tylko machnął ręką, sprawdził, czy czysta, i zwalił konia.
Z tej radości kupił do kompletu skrzynkę koniaku czterogwiazdkowego i ukrył starannie w jednej ze swoich leśnych ziemianek - bo ten trzygwiazdkowy już mu się "przepił"!
i ten polityczny obcjach zapoczątkował PiS.
plus Samoobrona i Lepper
Iwan Mistrzurin został przyjęty do służby w Federalnej Służbie Celnej Federacji Rosyjskiej.
Pobrał przydziałowe sorty mundurowe, hełm letni i zimowy, kominiarkę, kamizelkę kuloodporną, kalosze, buty z cholewami i bez, lornetkę, noktowizor, pałkę, rękawice (dwie pary - z palcami i bez), długopis, kwitariusz-mandatariusz, kajdanki oraz broń długą i krótką, łom, granatnik i namiot!
Za kilka miesięcy wpadł zupełnie przypadkiem do centrali, bo mu amunicja "wyszła" na dziki i jelenie i łom się wykrzywił.
A na korytarzu chwyta go za łokieć pani z "rachuby" i mówi do niego z przyganą:
"Iwanuszka - a kiedy wy do mnie przyjdziecie po wasze zaległe pobory? Herbaty bym zaparzyła...
To już chyba za pół roku się tego uzbierało. I nawet jakaś premia została wam przyznana... Zaraz sprawdzę w komputrze!"
A na to Iwan wielce zdziwiony wykrzyknął:
"To nie dość, że mi dali buty, kalosze, lornetkę, karabin, granatnik, łom, kajdanki, namiot i inne takie przydatne rzeczy - to jeszcze jakieś pieniądze mi się należą? No, no, no! Tego się w najśmielszych marzeniach nie spodziewałem!". A potem z rozmachem klepnął księgową ze trzy razy w wydatne pośladki, serdecznie ją przytulił, czule pomacał i ucałował siarczyście w oba czerstwe od gorzałki policzki - na co ona aż się zaczerwieniła z uciechy!
I poszli razem do kasy!
Tak się Iwan dziwował, że po drodze "na odcinek" sześć razy przystawał, odkładał nowy łom, siadał na ciężkiej skrzynce z amunicją i liczył pieniądze i za każdym razem wychodziła mu inna suma i za każdym razem za duża! Może podniecona księgowa się pomyliła? Aż ręce mu się od tego liczenia spociły.
W sumie zaczął żałować, że księgowej w tak sprzyjających okolicznościach przyrody nie wydymał. Ale już się nie wracał, bo skrzynka bardzo ciężka.
Więc tylko machnął ręką, sprawdził, czy czysta, i zwalił konia.
Z tej radości kupił do kompletu skrzynkę koniaku czterogwiazdkowego i ukrył starannie w jednej ze swoich leśnych ziemianek - bo ten trzygwiazdkowy już mu się "przepił"!
Przecież ten mechanizm stosowała jeszcze carska "Och rana" i tylko niektóre techniczne sztuczki zostały udoskonalone.
Nawet Porfiry w podobny sposób osaczał, zaszczuwał i zwodził Raskolnikowa!
A w czyim jest ręku dostęp do tej "biblioteki narodowej hańby"?
Jest to pytanie oczywiście tyleż kluczowe, co retoryczne!
Ano zawsze, każdorazowo i nieodmiennie w ręku aktualnego ministra spraw wewnętrznych! Z biblioteki korzystają też wszyscy premierzy obecni, przyszli i przeszli, więc jasne jest, że ta para gruchających gołąbków, czyli B-elka i Siennikiewicz, dokładnie wiedziała, że ich GRU-GRU w tej bibliotece się znajduje!
A nawet mogli - bo taka operacja leży w ich zasięgu, nagrać sobie na użytek obecnej prowokacji dowolne "fake" GRU-GRU i wycisnąć na paletę z tubki tyle farby w dowolnym odcieniu, ile im jest potrzebne do namalowania "pamięciowego portretu" dowolnie wytypowanego przestępcy, którego intensywne poszukiwanie i spektakularne "ujęcie" następnie osobiście zlecą, żeby tylko czymś zająć, skołować i wyprowadzić w pole otumanioną publiczność!
Choćby to był tylko podpadnięty im niewinny anonimowy pomywacz z restauracyjnej kuchni, co to ich potrącił w przejściu do kibla, albo inny Bru non K..
A w czyjej gestii jest "malowanie portretu" na okładkę tej nowej płyty, kolejne "ujawnianie" na antenie wybranych piosenek i wreszcie wydanie ich pod wspólnym tytułem?
Ano w gestii producenta, który jakimś swoim sposobem "nabył prawa autorskie" do całej bogatej twórczości "Kapeli Czw orga" i może, kiedy zechce, wydawać płyty z jej przebojami w dowolnym układzie i formacie! Nawet MP3.
A nawet może wypuszczać na rynek rzekome wydania pirackie i następnie brutalnie, z całą surowością prawa ścigać "piratów" i likwidować ich meliny oraz zastraszać bazarkowych nabywców owych "podróbek" pod autentycznym hasłem "Idziemy po was!".
I jak ten bliżej nam nie znany producent zechce - to je sam będzie incognito sprzedawał na bazarku!
Albo postawi przy straganie na przykład Gie rty cha, który ma zapewne wobec tego producenta jakieś zobowiązania...
Może też wkrótce postawić kpt. Li sa albo ppk. Olej nik, albo jeszcze kilkoro innych towarzyszy, z którymi zdarzało mu się podrzucać Polakom pod poduszkę ucięte (albo co gorsza żywe!) końskie łby albo szyć im na miarę betonowe buty tak przydatne podczas wypraw na ryby głębinowe w Zalewie Rybnickim, a więc tylko samych zaprawionych i sprawdzonych towarzyszy Bro nia - bo niewykluczone, że niebawem dupa im się zacznie tlić w kilku miejscach naraz, tak jak poszycie smoleńskiego zagajnika...
I wtedy nawet koń swoimi obfitymi szczochami pożaru nie ugasi!
PS - JAK TAM JOJO ADIDASKI - ODDALES JUZ KOLEGOM ZE SZKOLY..?