Nie wolno nikogo oskarżać bezpodstawnie, nie można insynuować. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy na złodzieju czapka gore - tak minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki skomentował zarzuty, jakie formułował pod jego adresem Mariusz Błaszczak. Polityk PiS zarzucał posłowi PO, że ten w czasie, gdy według dokumentów miał być w Strasburgu, faktycznie uczestniczył w głosowaniach w Sejmie. Halicki jeszcze przed południem odpierał te zarzuty, pokazując dziennikarzom bilety z tego wyjazdu i przekonując, że wrócił zza granicy wcześniej, nie pobierając przez to całości diet. W ciągu dnia Mariusz Błaszczak na korytarzu sejmowym przyznał rację Andrzejowi Halickiemu, jednak w "Kropce nad i" nie chciał się już pojawić.

Reklama

Wręczyłem mu kopie wszystkich moich biletów. Wydaje mi się, że nasza rozmowa spowodowała pewną refleksję u przewodniczącego Błaszczaka - relacjonował swoją rozmowę z szefem klubu PiS minister z PO. - Nie mam daru bilokacji - drwił z zarzutów pod swoim adresem.

Rzucane na prawo i lewo oskarżenia to nie jest metoda obrony. To, co zrobiła trójka posłów (Adam Hofman, Adam Rogacki, Mariusz Antoni Kamiński, którzy pobrali z Sejmu zaliczki na służbową podróż samochodem do Madrytu, a polecieli tam tanimi liniami lotniczymi - przyp. red.) kładzie się cieniem na polskim Sejmie i polskiej klasie politycznej - oświadczył Andrzej Halicki w programie Moniki Olejnik.