- Przede wszystkim odczuwam radość, a także troskę. Tak, to jest wielka radość widzieć, że mój syn dobrze i godnie służy Polsce. Niepokój wynika z tego, że on się nie oszczędza. Wciąż tylko praca i praca. Ci, którzy mówią o nim jako "strażniku żyrandola" w Pałacu Prezydenckim, albo o "notariuszu", nie mają pojęcia, jakie głupoty plotą - mówi Jadwiga Komorowska w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Reklama

Podkreśla przy tym, że jej syn "zawsze był odpowiedzialny i pracowity, od dziecka też przejawiał cechy przywódcze". - Trudno nie zauważyć, że nie doceniają wagi urzędu prezydenckiego najczęściej ci z polityków, którzy sami wybory prezydenckie przegrali - zauważa także.

Jak zapewnia z Bronkiem - tak o nim mówi - i jego żoną oraz dziećmi jest blisko i często rozmawiają przez telefon.

- Nie mogę wymagać, by syn często mnie odwiedzał, jest zbyt zajęty. Zresztą nie tak dawno był w Gdańsku i przy okazji wpadł tu do nas - mówi.

W osobistej rozmowie wspomina także pierwsze lata życia Bronisława Komorowskiego. Początkowo w Józefowie koło Otwocka w niewielkiej zawilgoconej kuchni, którą wynajmowali w mieszkaniu rodziny pewnego milicjanta, a potem w Pruszkowie - w bloku na osiedlu robotniczym. Do Warszawy przeprowadzili się dopiero w 1966 roku.

Reklama