Oficjalnie głównym celem nowelizacji kodeksu jest uregulowanie kwestii ciszy przedwyborczej w internecie i montażu kamer w lokalach wyborczych. Wszystko wskazuje jednak na to, że przy okazji PiS zajmie się również wprowadzeniem mandatu związanego (imperatywnego). Jeśli tak się stanie, to odejście lub wykluczenie z partii będzie oznaczać utratę statusu parlamentarzysty.

Reklama

– Weźmiemy tę kwestię pod uwagę, ale musimy sprawdzić, czy obecna konstytucja pozwoli nam pójść aż tak daleko – mówi Grzegorz Schreiber z PiS. Jego zdaniem mandat związany ukróciłby koniunkturalizm polityczny.

Schreinerowi wtóruje Jacek Sasin. – Wyobraźmy sobie sytuację, w której naród powierza władzę określonej formacji politycznej, a ta ją traci tylko dlatego, że kilku posłów przechodzi do innego ugrupowania – obrazuje.

Co ciekawe, opozycja nie mówi „nie”. – Co prawda nie wydaje mi się, aby był to jakiś palący problem, ale warto go przedyskutować – słyszymy od Mariusza Witczaka z PO. – Przechodzenie posłów z jednego klubu do drugiego, czasami nawet na początku kadencji, budzi emocje i nie jest etyczne. Takie sytuacje z pewnością bulwersują wyborców – podkreśla. Zwraca jednak uwagę na to, że nowy typ mandatu z pewnością scementuje władzę partii, co nie wszystkim się spodoba.

Reklama

Podobne zagrożenie dostrzega Marta Golbik, posłanka z klubu Nowoczesna. – Z jednej strony chciałoby się przyjąć takie rozwiązanie, ale z drugiej część wyborców może być rozczarowana działaniami partii, na którą głosowali, i nie mieliby nic przeciwko, aby część jej posłów zmieniła partyjne barwy – komentuje.

Dyskusję nad mandatem związanym wykluczają natomiast Kukiz’15 oraz PSL. – Nie jest dobrym pomysłem, aby szef partii decydował o tym, kto zostaje w parlamencie, a kto z niego wylatuje – stwierdza Władysław Kosiniak-Kamysz, szef ludowców.

Zdaniem ekspertów wprowadzenie mandatu imperatywnego trzeba będzie poprzedzić zmianami w konstytucji.

Obecnie takie rozwiązanie funkcjonuje m.in. w Portugalii, częściowo także w Niemczech (w Bundesracie), a nad jego wprowadzeniem zastanawiają się Austriacy.

Reklama