O decyzji, podjętej 30 września przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga, poinformował w poniedziałek PAP jej rzecznik prok. Łukasz Łapczyński. Powiedział, że po ponownej analizie sprawy i wykonaniu czynności zleconych przez sąd - który w kwietniu br. zwrócił prokuraturze jej akt oskarżenia wobec Kaczmarka - prokurator uznał, że jego działania "nie noszą znamion czynu zabronionego".

Reklama

Prok. Łapczyński nie ujawnił szczegółów, powołując się na niejawny charakter sprawy. Decyzja jest nieprawomocna; może się od niej odwołać kilka osób pokrzywdzonych.

W kwietniu br. Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił sprawę Kaczmarka i drugiego agenta CBA prokuraturze. Sąd uznał, że materiał dowodowy jest chaotyczny i niekompletny, a część protokołów nieczytelna. Sąd nakazał też prokuraturze ocenę nagrań ze sprawy i dokonanie identyfikacji nagranych głosów. "Stanowisko prokuratury jest zbieżne z ówczesnym stanowiskiem sądu" - dodał Łapczyński

PĘDZĄCY KRÓLIK, SOWA I PRZYJACIELE - OTO AFERALNA MAPA WARSZAWY>>>

Reklama

W grudniu 2014 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wysłała sądowi akt oskarżenia wobec Kaczmarka i drugiego agenta Mirosława G. Jak podawała ówczesna rzeczniczka prokuratury Renata Mazur, zarzucono im przekroczenie uprawnień przy wykonywaniu czynności służbowych (grozi za to do 3 lat więzienia) w ramach operacji prowadzonej w 2009 r. przez CBA oraz nakłanianie prezesa WNT Bogusława Seredyńskiego do przyjęcia korzyści majątkowej (kara do 8 lat więzienia). "Tomasza K. oskarżono dodatkowo o przekroczenie uprawnień przy realizowaniu w 2009 r. czynności służbowych związanych z zakupem kontrolowanym nieruchomości w Kazimierzu Dolnym" - mówiła Mazur. Uzasadnienie aktu oskarżenia utajniono z uwagi na informacje niejawne.

Sam Kaczmarek nie przyznawał się do zarzutów, które jego zdaniem miały "tło polityczne". Mówił wtedy, że ze spokojem czeka na proces, bo wskaże na nim szereg argumentów, które obalą argumenty prokuratury. Jego zdaniem całość dokumentacji sprawy willi w Kazimierzu powinna być ujawniona, tak by "każdy mógł sobie wyrobić opinię. Według niego nagrane słowa Jolanty Kwaśniewskiej nie pozostawiają wątpliwości co do charakteru sprawy.

Kaczmarek usłyszał zarzuty w maju 2014 r. W lutym 2014 r. sam zrzekł się immunitetu w sprawie zarzutów, jakie prokuratura chciała stawiać jemu i b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu (dziś - koordynatorowi służb specjalnych). W czerwcu 2014 r. Sejm nie zgodził się na uchylenie immunitetu Kamińskiego; przeciw wnioskowi prokuratury oprócz PiS głosowało m.in. siedmiu posłów PO, a 16 wstrzymało się od głosu.

Reklama

Śledztwo wobec Kamińskiego ta sama prokuratura umorzyła w końcu sierpnia br. - także z braku znamion przestępstwa. Pokrzywdzeni mogą i tu się odwołać.

Jak mówiła Mazur, w trwającym od 2010 r. śledztwie ustalono, iż we wnioskach do sądu i Prokuratora Generalnego o zgodę na działania operacyjne CBA z lat 2007-2009 zamieszczano "nierzetelne informacje". Mazur mówiła, że zarzuty wobec Kamińskiego dotyczą "doprowadzenia do wdrożenia kontroli operacyjnych bez podstawy faktycznej i prawnej" oraz "doprowadzenia bez podstawy faktycznej i prawnej do zakupu kontrolowanego nieruchomości w Kazimierzu". Te działania godziły nie tylko w interes publiczny, ale także w interes prywatny osób, wobec których te operacje były skierowane - dodała. "Działaliśmy legalnie, kierowaliśmy się interesem publicznym" - twierdzili wtedy Kamiński i Kaczmarek.

Według "Gazety Wyborczej" Kamiński mimo "braku prawnych i faktycznych podstaw" miał zlecać agentom inwigilację otoczenia Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich i być może także ich samych. Zdaniem "GW" Kamiński miał wprowadzać w błąd sądy i prokuratora generalnego, informując, że pieniądze na dom w Kazimierzu Kwaśniewscy uzyskali z przestępstwa - a nie miał dowodów ani na to, ani na to, że dom do nich należy. CBA miało się opierać na słowach Józefa Oleksego o plotkach nt. "lewej" willi Kwaśniewskich, nagranych podczas jego rozmowy z Aleksandrem Gudzowatym.

Zdaniem "GW" Kamiński miał zacząć tajną operację, choć nie miał "wiarygodnych informacji o przestępstwie", a "kontrolowany zakup" willi przez agentów CBA przeprowadził, nie mając do tego podstaw, bo dom nie pochodził z przestępstwa. Zakup kontrolowany może dotyczyć tylko np. narkotyków, broni, fałszywych pieniędzy czy kradzionych rzeczy. "Tymczasem agent Tomek kupił legalnie willę za pośrednictwem notariusza, licząc, że pieniądze za nią trafią do Jolanty Kwaśniewskiej. Tak się nie stało" - napisała "GW".

W 2010 r. szef CBA Paweł Wojtunik złożył doniesienie o podejrzeniu nadużycia władzy i nielegalności działań operacyjnych CBA w związku z zakupem willi w Kazimierzu w 2009 r. Jak pisała "GW", CBA kupiło dom w Kazimierzu. Celem CBA było udowodnienie, że Kwaśniewscy kupili dom na podstawioną osobę. Agent "Tomek" za nieruchomość wartą 1,6 mln zł miał oferować dwa razy więcej, licząc, że pieniądze trafią do Kwaśniewskich. Ale w lipcu 2009 r. akcja została przerwana, bo pośredniczący w transakcji Jan J. wyjął część należności (1,5 mln zł) z torby, w której był nadajnik mający namierzyć, gdzie pieniądze zostaną zawiezione. Po publikacji Kamiński mówił, że część tych informacji jest "absolutnie nieprawdziwa".

W 2010 r. katowicka prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie legalności majątku Kwaśniewskich, bo dom w Kazimierzu nigdy nie był własnością byłego prezydenta i jego małżonki. PiS chciało powołania sejmowej komisji śledczej do zbadania sprawy majątku Kwaśniewskich.

Śledztwo praskiej prokuratury dotyczyło też działań CBA z 2009 r. wobec Seredyńskiego. Mówił on, że odmówił przyjęcia pieniędzy od dwóch udających biznesmenów agentów CBA, w tym Kaczmarka. W końcu po upojeniu go alkoholem w jego mieszkaniu podrzucili mu - jak mówił - 10 tys. euro. Gdy zażądał od nich spisania umowy na taką - jak mu tłumaczyli - "pożyczkę", zgodzili się, ale - jak mówił - "zamiast nich przybyło do mnie CBA, by mnie zatrzymać".

W sierpniu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie zwrócił sądowi I instancji sprawę zadośćuczynienia dla Seredyńskiego za niesłuszny areszt ws. rzekomej korupcji. Prawomocnie SA oddalił zaś jego żądanie odszkodowania. Seredyński żądał 1,5 mln zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę oraz 615 tys. zł odszkodowania za straty moralne i materialne. SA już po raz trzeci orzekał w tej sprawie. W 2013 r. uchylił pierwszy wyrok SO, przyznający mu 453 tys. zł, a w 2014 r. - wyrok przyznający mu 190 tys. zł.