Projekt zakłada, że ten, kto będzie chciał wejść w skład rady nadzorczej, będzie musiał spełnić szereg kryteriów. Najważniejsze z nich to m.in. tytuł magistra (lub równorzędny) i pięcioletni staż zawodowy. Ale obowiązkowy ma być także tytuł albo doktora nauk ekonomicznych lub prawnych, albo radcy prawnego, adwokata, biegłego rewidenta, doradcy podatkowego, inwestycyjnego lub restrukturyzacyjnego. Jeśli tych nie będzie, to kandydat musi mieć ukończone MBA lub przedstawić branżowy certyfikat, w tym np. Chartered Financial Analyst (CFA) lub Certified International Investment Analyst (CIIA).

Reklama

Dana osoba - to też projekt doprecyzowuje - złoży egzamin dla kandydatów do organów nadzorczych przed komisją wyznaczoną przez Prezesa Rady Ministrów. I, co nie mniej istotne, nie może pozostawać w stosunku pracy ze spółką ani świadczyć pracy lub usług na jej rzecz. Jeśli posiada akcje w spółce zależnej, z wyjątkiem akcji dopuszczonych do obrotu na rynku regulowanym, zostaje automatycznie wykluczona.

"Nie wykonuje zajęć, które pozostawałyby w sprzeczności z jej obowiązkami albo mogłyby wywołać podejrzenie o stronniczość lub interesowność, lub rodzić konflikt interesów wobec działalności spółki" - o tym mówi z kolei ostatni punkt dokumentu.

– Mydlenie oczu – ocenia Paweł Pudłowski, poseł Nowoczesnej, która prowadzi akcję #Misiewicze (zweryfikowano już 255 osób, spośród około 3 tys. zgłoszonych). I wyjaśnia: – Jeśli wszyscy zostali obsadzeni, to mówimy o tych, którzy zrezygnują albo zostaną odwołani. To przecież mały procent ogólnej puli wybranych już managerów. Innymi słowy: PiS pokazuje, że tak to byśmy chętnie weryfikowali, no ale te 10 tys. osób wybraliśmy inaczej. Tak nie można prowadzić polityki! To kolejny, po aferze z TK, przykład hipokryzji władzy.

Reklama

Pudłowski, który zasiadał w zarządzie PLL LOT, a od razu po studiach wszedł do rady nadzorczej prywatnej spółki, opowiada się za rozpisywaniem konkursów ("koniecznie transparentnych"), w których zaufanie może być jednym z kryteriów dobory kandydatów. – Ale nie jedynym. Bo oprócz zaufania, które jak widać PiS hołubi, powinny to być kryteria merytoryczne związane z ukończoną uczelnią, doświadczeniem zawodowym, sukcesami... – zastrzega.

Będą teraz weryfikować wszystkich? Co to oznacza dla spółek skarbu państwa? Tego, na obecnym etapie, nie wiadomo. -Sytuacja jest trudna. Jeżeli wreszcie stawiamy na jakość, to jak najbardziej jesteśmy za. Tyle tylko, że to o rok za późno – kwituje poseł Nowoczesnej.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT W ŚRODOWYM WYDANIU DGP >>>
Reklama