- "Cywilna" instrukcja HEAD nie została złamana w związku z ubiegłotygodniowym lotem delegacji rządowej z Londynu - mówiła Beata Kempa w czasie briefingu dla mediów.

Reklama

- Nie ma czegoś takiego jak instrukcja cywilna. Nikt tego nie robił. Jest tylko jedna instrukcja HEAD-owska. Nie dwie. I to jest poza sporem - zastrzega w rozmowie z dziennik.pl były wiceszef MON Czesław Mroczek.

Mowa o wojskowej instrukcji HEAD podpisanej w 2013 roku przez jedną z komórek MON. Składa się z ona ośmiu rozdziałów i mówi o warunkach przewozu najważniejszych osób w państwie, w tym o tym, kto z najważniejszych urzędników w państwie nie może się znaleźć na pokładzie jednego samolotu. Ma także zastosowanie, kiedy maszyna jest czarterowana od innego przewoźnika, np. PLL LOT. Co zawiera instrukcja HEAD - CZYTAJ WIĘCEJ >>>

- W przypadku przewoźnika cywilnego postanowienia instrukcji HEAD należy stosować odpowiednio, bo wszystkich się na da. Te dotyczące składu delegacji z całą pewnością tak – zastrzega były wiceszef MON.

- Nie ma tajnej instrukcji HEAD – potwierdza dziennik.pl Tomasz Arabski, były szef Kancelarii Premiera. Jego zdaniem wyklucza to sama natura dokumentu regulującego zasady poruszania się VIP-ów. Te procedury muszą być uniwersalne.
Reklama

Mroczek kontra Kempa

Czesław Mroczek dopytywany o to, jak określić wypowiedź szefowej KPRM, odpowiada krótko: "To oczywiste, że rząd jest teraz w dużym kłopocie".

- To jest skutek polityki lekceważenia ustaleń związanych z katastrofą smoleńską, ignorowania zaleceń i podważania instrukcji i regulaminów. A przecież jest takie powiedzenie: instrukcje i regulaminy w lotnictwie pisane są krwią. W praktyce oznacza to, że zawsze powinno się wyciągać wnioski ze zdarzeń i katastrof lotniczych, żeby ponownie do nich nie dopuszczać - dodaje.

Jego zdaniem to, co się teraz dzieje wokół historii powrotu polskich polityków z Londynu, to próba ucieczki - jak mówi - "absolutnie nieudana": - Mamy do czynienia z bardzo poważną sprawą i dobrze by było, żeby urzędnicy rządowi sięgnęli teraz do dokumentów i odpowiadali konkretnie na pytania. W kilka lat po katastrofie smoleńskiej takie podejście, taka nonszalancja w stosunku do instrukcji, regulaminów i zdrowego rozsądku nie może by tolerowana. Absolutnie.

- Na razie PiS zbiera owoce fatalnej polityki, a chodzi przecież o to, żeby powrócić do dobrych praktyk - mówi też.

Reklama

Zaznacza, że poprzednie kierownictwo MON zdecydowało, by lotnictwo wojskowe w zakresie przestrzegania procedur bezpieczeństwa zbliżyć do lotnictwa cywilnego, w którym te ostatnie zawsze są przestrzegane w największym stopniu. W tym celu - jak mówi Mroczek - wdrożono system jakości i przestano tolerować jakiekolwiek niedociągnięcia. Według niego obecne zapisy sprawiają, że albo coś jest w pełni gotowe do wykonania zadania, albo nie jest. System w założeniu jest zero-jedynkowy.

- Nie ma zgody na pytania: "A może ktoś tam się jeszcze zmieści?" albo "Może ktoś jeszcze poleci". Są procedury i nie zmienia się ich w trakcie realizacji zadania – kwituje Czesław Mroczek.

Zbigniew Parafianowicz opisał w "Dzienniku Gazecie Prawnej" sytuację, do której doszło w czasie powrotu polskiej delegacji rządowej i towarzyszących jej dziennikarzy z Londynu. - Choroba, która - jako jedna z przyczyn - doprowadziła do śmierci 96 najważniejszych osób w państwie na lotnisku Siewiernyj, dała znów o sobie znać w ubiegłym tygodniu. Podczas powrotu szefowej polskiego rządu Beaty Szydło z Londynu. Tym razem za sprawą determinacji kapitana odpowiedzialnego za rejs i brytyjskiej obsługi naziemnej się udało - napisał.