Zatrzymano mnie w pracy, dostałem tzw. sankcję, czyli areszt na 48 godzin, potem zamknięto mnie na 3 miesiące. Bałem się, wszyscy którzy byli w podziemiu bali się, bo to jest ludzka rzecz. Syn wtedy jeszcze nie chodził, a córka była dwa lata starsza - opowiadał o czasach stanu wojennego w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24Antoni Pikul, wiceburmistrz Jasła i dawny opozycjonista z czasów PRL.

Reklama

Wyjaśnia, że musiał zabrać głos, bo to jest jego zew rozpaczy. Stwierdził, że nie może być tak, że człowiek, który był w aparacie represji, dzisiaj ustala nowy moralny ład i oczekuje teraz ode mnie, jakoby się poświęcał dla mnie i ratował przed tym aparatem". Oburza go też, jak słyszy,dy na mównicy sejmowej Stanisław Piotrowicz krzyczał precz z komuną. Nie mieści mi się to w głowie - zauważył. Jego zdaniem to rechot historii. Zapewnił, że obecnie nic od posła PiS nie chce, nie chcę tylko być przez niego pouczany - dodał.

Powtarzam: Pan Piotrowicz nigdy mi nie pomagał. Jedyną działalność, jaką wobec mnie wykonywał, to stworzenie aktu oskarżenia - stwierdził. Notabene materiał przygotowany przez prokuraturę był tak kiepski, że sąd wojskowy umorzył sprawę z braku dowodów. Akt oskarżenia był więc pisany na zlecenie - wyjaśnił Pikuł. Zapewnił, że zarówno on, jak i jego koledzy nie słyszeli o jakimkolwiek przypadku pomocy dla opozycjonistów przez Piotrowicza.

Zapytany, czy boi się, że straci pracę, bo zadarł z PiS odpowiedział, że nie obawia się kroków negatywnych ze strony burmistrza, jednak przyznał, że brał wszystkie warianty pod uwagę. Musiał jednak to zrobić, bo nie można w różnych interesikach politycznych wykorzystywać opinii człowieka, który ma za sobą pewne życie, nawet jeśli by go za to znowu wyrzucono z pracy. Dodał też, że jego ostatnie komentarze dotyczące posła Piotrowicza spotkały się z podziękowaniami od członków i sympatyków PiS.

Reklama