Zbigniew Ziobro był pytany o wypowiedź pełnomocnika Lecha Wałęsy mec. Jana Widackiego w sprawie ponownego zbadania dokumentów dotyczących Wałęsy - tak by zrobili to biegli z różnych instytucji, a nie tylko z podległego resortowi sprawiedliwości Instytutu Ekspertyz Sądowych im. dr. Jana Sehna. Jak mówił Widacki, instytut Sehna specjalizował się dotychczas w innych dziedzinach niż grafologia.

Reklama

To jest przede wszystkim adwokat, który szuka dziury w całym i tak naprawdę pomawia przedstawicieli instytutu Sehna w Krakowie, którzy pracują tam od lat. Przecież kierownictwo instytutu Sehna w takim kształcie było ustanowione przez poprzednie rządy - powiedział o Widackim Ziobro. Dodał, że w świecie prawniczym instytut ma opinię bezstronnego.

Oczywiście w każdym wypadku można i jest to prawo obrońcy, adwokata, podnosić zastrzeżenia, bo nawet w najbardziej utytułowanych, elitarnych ośrodkach dochodzi czasami do nieprawidłowości i zjawisk, które wymagają wyjaśnienia, ale trzeba to opierać na jakichś racjonalnych podstawach, a nie gołosłownie rzucać pomówienia i kalumnie - mówił minister. Podkreślił, że sam nie miał "żadnego wpływu na skład personalny" instytutu Sehna ani jego kierownictwa.

Reklama

Myślę, że pan Widacki ma dużą pretensję do samego siebie, bo doradził panu prezydentowi Lechowi Wałęsie strategię działania, która była, delikatnie mówiąc, nieskuteczna - dodał Ziobro.

Zastępca prokuratora generalnego Bogdan Święczkowski zaznaczył, że statut krakowskiego instytutu pochodzi z lat 20. i mówi, "jakiego wpływu nie ma minister sprawiedliwości" na funkcjonowanie instytutu, "najlepszej w Polsce, jeśli nie w Europie, instytucji badawczej zajmującej się różnego rodzaju dziedzinami kryminalistyki, badań fizykochemicznych czy badań dokumentów".

Według przedstawionej we wtorek opinii biegłych w sprawie dokumentów teczki personalnej i teczki pracy TW "Bolek" zobowiązanie do współpracy z SB i pokwitowania odbioru pieniędzy podpisał Lech Wałęsa.

Zdaniem Widackiego opinia instytutu Sehna to dopiero początek sprawdzania autentyczności dokumentów. Prof. Widacki dopuścił możliwość zlecenia przez pełnomocników sporządzenia kolejnej opinii. Jak mówił we wtorek, pełnomocnicy dotychczas nie otrzymali opinii IES, mimo prośby wysłanej do prowadzącego śledztwo białostockiego pionu śledczego IPN. Zapowiedział zgłoszenie uwag do opinii i wystąpienie o przesłuchanie biegłych w ich obecności, a być może także o powołanie innych biegłych. Według niego biegli ci powinni pochodzić z różnych placówek, aby "nie byli oni zależni od jednego organu państwowego".

Reklama

Wcześniej Widacki podkreślał, że "jakiekolwiek wnioski w tej sprawie są przedwczesne". Wątpliwości pełnomocników Lecha Wałęsy w telewizyjnej prezentacji IPN wzbudziło m.in. użycie jako materiału porównawczego rękopisów Wałęsy z ostatnich lat. - Pismo Lecha Wałęsy dzisiaj i pismo Lecha Wałęsy z 70 roku, kiedy był prostym robotnikiem i niewiele pisał (...) jest jednak trochę inne - podkreślił mec. Widacki.

Prawnik powołał się także na doświadczenie sądowe, argumentując, że często w jednej sprawie opinie grafologiczne są sprzeczne.

Ekspertyzę teczki tajnego współpracownika o pseudonimie "Bolek" zlecono w ramach śledztwa prowadzonego przez białostocki pion śledczy IPN w sprawie podejrzenia poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy SB w dokumentach "Bolka", w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. W dokumentach, które w ub.r. znaleziono po śmierci gen. Czesława Kiszczaka w jego domu, jest m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z Służbą Bezpieczeństwa, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek".

Były prezydent Lech Wałęsa neguje autentyczność dokumentów przejętych przez IPN od wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku; stanowczo też zaprzecza, by kiedykolwiek był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.