Minister zapowiedział też, że przyjazdowi wielonarodowego batalionu wojsk NATO do Polski na początku kwietnia będą towarzyszyły spotkania z mieszkańcami.

Reklama

PAP: W przeddzień rocznicy wstąpienia Polski do NATO poparcie dla członkostwa jest bardzo wysokie, rekordowo wysoka jest też akceptacja dla obecności sojuszniczych wojsk. Jakie są pana zdaniem powody takiej postawy?

Szef MON Antoni Macierewicz: Moim zdaniem wielu Polaków jest przekonanych, że w polskiej sytuacji geopolitycznej jedynie wspólne działanie wojskowe może zagwarantować bezpieczeństwo. Że żaden traktat, żadne obietnice, żadne umowy nie są tak skutecznym środkiem gwarantującym bezpieczeństwo, jak trwałe stacjonowanie wojsk sojuszniczych. I nic dziwnego: Polska przez lata byłą okupowana przez Sowietów, a przedtem-zdradzona przez aliantów. Brak więc zaufania do słów, liczą się tylko czyny.

Przez dziesiątki lat obecność wojsk amerykańskich, wojsk NATO na terenie zachodniej Europy była traktowana przez tamte narody i cały świat jako gwarancja bezpieczeństwa przed agresją sowiecką. Więc dzisiaj Polacy słusznie uważają, że taka obecność jest istotnym wzmocnieniem siły naszej armii i naszego bezpieczeństwa.

Reklama

I jeszcze jedna uwaga. Być może wysoka akceptacja wojsk sojuszniczych związaną jest także z tym, że bardzo długo, przez osiem lat rząd Donalda Tuska mówił, że obecność tych wojsk w Polsce jest nierealna i że co najwyżej będą one w Polsce mogły prowadzić manewry, ale nigdy nie będą stacjonowały na stałe. Okazało się, że jest inaczej, że ten pesymizm i defetyzm, ta wszechogarniająca niemożność to po prostu zasłona dymna dla faktycznej niechęci przeciwstawienia się Moskwie. Więc ludzie odetchnęli, że wreszcie ktoś zabrał się za działania na rzecz bezpieczeństwa kraju.

PAP: Amerykańska brygada jest już w Polsce, wkrótce w regionie mają zostać rozlokowane wielonarodowe bataliony. Czy wiadomo już coś o datach i trasach przejazdu sojuszniczych pododdziałów.

A.M. Tak, znamy te szczegóły dokładnie, ale trzeba dodać jeszcze jedno. W stosunku do decyzji, jakie podjęliśmy podczas warszawskiego szczytu NATO w lipcu 2016 r., obecność wojsk, zwłaszcza amerykańskich będzie dużo szersza. Ostatnio podjęto decyzje o dodatkowych siłach lotniczych Stanów Zjednoczonych, które będą usytuowane w Powidzu w liczbie co najmniej tysiąca żołnierzy wraz ze sprzętem lotniczym, wspierającym obecność wojsk amerykańskich w Polsce i na wschodniej flance. Będzie to bardzo zróżnicowany sprzęt lotniczy, gotowy od razu do użycia, tak jak w ogóle, wojska amerykańskie przygotowane są do natychmiastowego działania: "ready fight tonight" (ang. gotowi do walki nawet dziś w nocy - PAP).

Reklama

Trzeba podkreślić, że nie jest prawdą, że wojska NATO-wskie i amerykańskie są usytuowane na zachodzie kraju. Znaczące, siły są umiejscowione zarówno w centrum, jak i na wschodzie Polski. Wojska NATO-wskie będą usytuowane począwszy do 1 kwietnia br. Co do trasy przejazdu, wszyscy się o tym przekonają, bo będą się one zatrzymywały i spotykały z mieszkańcami. Chcemy, żeby ten element wzajemnej relacji między wojskami NATO-wskimi a społeczeństwem był jak najbardziej widoczny i jak najgłębszy. Amerykanie w sposób otwarty do tego podchodzą, wielu żołnierzy amerykańskich już stacjonujących w Polsce uczestniczyło w biegu w Dniu Żołnierzy Niezłomnych.

PAP: Czy są planowane jakieś zmiany lub przesunięcia proporcji w planie modernizacji technicznej?

A.M.: Decyzja o zmianie kształtu modernizacji technicznej została podjęta przeze mnie, uzgodniona z kadrą kierowniczą wojska i przekazana opinii publicznej w zeszłym roku, podczas odprawy kadry kierowniczej. Te proporcje i kierunki, które wówczas zostały zarysowane i pozostają niezmienne, nadają zdecydowany priorytet obronie antyrakietowej, ale także wskazują na konieczność znaczącego dozbrojenia Marynarki Wojennej, wojsk artyleryjskich i rakietowych oraz cybernetycznych. Jak wiadomo zasadniczą wagę przykładam do rozwoju wojsk obrony terytorialnej a przede wszystkim podkreślam konieczność zwiększenia liczebności armii.

PAP: Na jakim jesteśmy etapie i kiedy możemy się spodziewać podpisania kontraktu na obronę przeciwrakietową, czyli w programie "Wisła"?

A.M.: Gdyby to ode mnie zależało kontrakt byłby już podpisany. Ale w tej dyskusji biorą udział trzy podmioty, które muszą uzgodnić tysiące szczegółów: jest Ministerstwo Obrony Narodowej jako reprezentant rządu polskiego, są prywatne firmy (Raytheon bądź MEADS) i jest rząd USA. Dlatego wstrzymam się przed podaniem daty. Mogę jedynie powiedzieć, że zrobię wszystko, żeby to się stało w tym roku.

PAP: Czyli dalej w grze są MEADS i Raytheon, producent systemu Patriot?

A.M.: Powiedziałbym Raytheon i MEADS, jeżeli miałbym formułować to w kategoriach zaawansowania uzgodnień.

PAP: Oferty na samoloty średniej wielkości do przewozu VIP-ów okazały się zbyt drogie. Co dalej?

A.M.: Jest już nowe postępowanie ze zmienionymi warunkami, które po wstępnych analizach i rozeznaniu sytuacji pozwoli zakupić średnie samoloty.

PAP: Nowe czy używane?

A.M.: Nie przesądzam, czy wszystkie z nich będą nowe.

PAP: Czy zmieniają się wymagania, czy też może zwiększa się kwota przeznaczona na ten cel?

A.M.: Kwota się nie zwiększa.

PAP: Przed miesiącem uczestniczył pan w spotkaniu wojska i przemysłu poświęconym uzbrojeniu i wyposażeniu Wojsk Obrony Terytorialnej. Czy od tego czasu zostały podpisane jakieś kontrakty z myślą o WOT?

A.M.: Te wszystkie zamówienia, które wtedy omawialiśmy, są już bardzo zaawansowane, zwłaszcza na sprzęt z Łucznika, ale także na noktowizory, drony oraz inne wyposażenie dla obrony terytorialnej. To jest bardzo dobrze prowadzone przez Polską Grupę Zbrojeniową.

PAP: Jak przebiega rekrutacja do WOT?

A.M.: Wbrew zarzutom niektórych mediów zostało już podpisane rozporządzenie w sprawie powoływania do terytorialnej służby wojskowej i sposobu jej pełnienia. Jest ono wdrożone a rekrutacja się rozpoczęła.

PAP: Ilu ochotników przeszło już rekrutację?

A.M.: Jesienią zgłosiło się blisko 10 tysięcy osób. Nie wiem ilu z nich zostało już zarejestrowanych jako ochotnicy na obszarze działania wszystkich trzech brygad ściany wschodniej. Obliczenia wstępne, jeżeli chodzi o ziemie południowo-wschodnie mówią o trzech tysiącach.

PAP: Niedawno powiedział pan, że z ustaleń podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej wynika, iż odpowiedzialność Rosjan za tę tragedię jest przesądzona. Jakie ma pan na to dowody?

A.M.: Chętnie bym państwu dzisiaj przedstawił ten materiał, ale nie jestem Komisją Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Pozwólcie, że zrobi to komisja w czasie, który uzna za właściwy, a nie jest on odległy, proszę się nie martwić. Na pewno będzie specjalne spotkanie z mediami, na którym te materiały zostaną przedstawione. Znam te prace i dlatego mówię o odpowiedzialności rosyjskiej.

Analizy i dowody, o których mówimy, to uzupełnienie, rozszerzenie i pogłębienie materiału dowodowego, który już w ciągu tych ubiegłych sześciu lat był zbierany zarówno przez naukowców z konferencji smoleńskich, jak i przez ekspertów zespołu parlamentarnego, przez badaczy, którzy zajmowali się tą kwestą za granicą. Trzeba też pamiętać o wielu danych ukrywanych przez poprzednią Komisję zajmującą się tragedią smoleńską. Duży wkład jest pana prof. Franka Taylora i jego grupy, która jak wiadomo, stanowi zespół ekspertów przy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Więc jest to wynik analiz i prac szerokiego gremium oraz eksperymentów, jakie zostały dokonane. Przeprowadzone eksperymenty nie miały charakteru jaki próbowano przypisać komisji, gdy konfabulując próbowano jej prace ośmieszyć. Za takimi działaniami stoi strach i słabość ludzi odpowiedzialnych za kłamstwo smoleńskie.

PAP: A jakie eksperymenty wykonano?

A.M.: Istotne.

PAP: Jakieś przykłady?

A.M.: Będą przekazane publicznie wtedy, kiedy całość materiału zostanie zaprezentowana.

PAP: Czego dotyczą te dowody? Jakich obszarów?

A.M.: Dotyczą tragedii smoleńskiej i odpowiedzialności za tragedię smoleńską, ale dotyczą także odpowiedzialności za sfałszowanie postępowania po tragedii smoleńskiej, za świadome zaniechanie dojścia do prawdy w sytuacji, w której materiał dowodowy, wskazujący na odpowiedzialność rosyjską, był tym, którzy podejmowali decyzje, znany.

To nie są tylko nowe dowody. To w większości jest podsumowanie materiału, który był znany, lecz który nie był eksponowany, bądź był ukrywany, bądź minimalizowany, ale oczywiście są też istotne elementy zupełnie nowe.

PAP: Kiedy podkomisja przedstawi swoje materiały?

A.M.: Wkrótce.

PAP: Dlaczego zdecydował się pan na – cytuję komunikat MON – "szeroką wymianę kadr na najwyższych stanowiskach w jednostkach operacyjnych" i zmiany, które objęły "90 proc. stanowisk dowódczych w Sztabie Generalnym WP" i 82 proc. w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych?

A.M.: Przyczyn było wiele. Nie dokonywaliśmy żadnych czystek, nie zmienialiśmy oficerów, dlatego że założyłem, iż zmienię kadrę dowódczą. Każda decyzja była podejmowana indywidualnie i związana była z oceną zarówno możliwości i właściwości danego oficera, jak i potrzeb w nowej sytuacji geopolitycznej i w nowej strukturze armii polskiej. Ta kadra oficerska, często przecież na najwyższym poziomie, najwyższej jakości, służyła w wojsku, które nie było przystosowane do takich zagrożeń, wobec których Polska stanęła. Można by nawet powiedzieć, że wojsko było kształtowane w przekonaniu, że do takich zagrożeń nigdy nie dojdzie. W związku z tym często trzeba było inaczej wykorzystać danego oficera tak, by mógł swoje wszystkie zdolności realizować w sposób pożyteczny dla armii. Ale zawsze była to indywidualna decyzja, nigdy nie mieliśmy do czynienia z decyzjami zbiorowymi.

PAP: Były dowódca generalny gen. broni Mirosław Różański ocenił, że obecne zmiany kadrowe spowodowały wyrwę i będą negatywnie skutkowały przez lata. Co pan o tym sądzi?

A.M.: Rzeczywiście odczuwamy wyrwę, jakiej dokonano w kadrach w ubiegłych latach, minimalizując wojsko, ograniczając awanse, ograniczając nabór do oficerskich szkół wojskowych, pozbywając się doświadczonych kadr np. szeregowych czy żołnierzy po misjach. To były rzeczywiście straty, które niszczyły i demoralizowały wojsko.

Jeżeli krytycy, o których pan mówi, odnoszą się do własnych działań, to ich diagnoza jest trafna. Ale ich odpowiedzialność jest szersza, obejmuje np. zniszczenie jednolitego systemu dowodzenia czy pozbawienie zupełnie obrony ziem wschodnich RP. Osobną sprawą jest pleniąca się przez lata w wojsku korupcja.

PAP: Jak będzie wyglądała nowa struktura dowodzenia wojskiem?

A.M.: Projekt w tej sprawie wpłynie do Sejmu już wkrótce. Po raz pierwszy w historii polskiej armii, a na pewno po raz pierwszy od roku 1989 system dowodzenia został przetestowany. Dokonano tego na największych ćwiczeniach sztabowych, jakie były w ogóle realizowane w Polsce od wielu, wielu lat, z udziałem 1700 oficerów i żołnierzy. Wnioski z tego płynące posłużą nam do ostatecznego ukształtowania ustawy. Jej istotą jest przywrócenie jedności dowodzenia w polskiej armii.

PAP: Czy będą oddzielne dowództwa rodzajów sił zbrojnych?

A.M.: Zobaczymy, kształt ustawy zostanie przekazany do wiadomości publicznej po ustaleniu z panem prezydentem, rządem i Sejmem.