Nie trawię sposobu sprawowania władzy przez PiS. Tej inercji, polowania na innych, zastraszania, działania wbrew normom i przepisom demokratycznego państwa. Bo moim zdaniem demokracja to podział władz i rządy prawa, a nie – jak uważają członkowie PiS – jedynie wynik wyborów. Dla mnie wolność jest sprawą podstawową. Wiem, co znaczy, gdy nie można z niej korzystać, i nie dam sobie jej odebrać – mówi Jadwiga Staniszkis, profesor socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Jeszcze półtora roku temu ogromna zwolenniczka tej partii, dziś jej zagorzały przeciwnik. Jeden z naukowców, z którym rozmawiałam na temat konwersji poglądów, dziwił się, że pani profesor nie przewidziała, co się wydarzy po przejęciu rządów przez to ugrupowanie polityczne. Odpowiedź, jaką dostaję, gdy ją o to pytam, jest krótka: po prostu nie zakładałam takiego scenariusza powyborczego.
Piotr Gliński. Profesor socjologii w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN i na Uniwersytecie Białostockim. Były prezes Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Ekspert od ekologii i organizacji pozarządowych. Wcześniej kojarzony z liberalną lewicą. Uznawany za postępowca. Od jesieni 2015 r. wicepremier i minister kultury w rządzie Beaty Szydło. Wielu z jego środowiska było zaskoczonych metamorfozą światopoglądu. Czy on sam jest? Nie znam odpowiedzi. Nie wiem, czy ktokolwiek ją zna, włącznie z panem wicepremierem.

Ten sam duch, te same wartości

Reklama
Nie tylko ludzie ze świata nauki zmieniają poglądy. Więcej jest przykładów wśród osób pełniących funkcje publiczne, zwłaszcza w polityce. Bohater ostatnich miesięcy: Stanisław Piotrowicz. Obecnie poseł PiS oraz przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. W czasach PRL – prokurator. By uzyskać tytuł prokuratorski, zapisał się do PZPR. – Nie do końca tak to wyglądało. Oceny pewnych faktów nie można dokonywać w oderwaniu od czasów, w jakich miały one miejsce. Nigdy nie zmieniłem poglądów – tłumaczy, gdy proszę o wyjaśnienie, jak to się stało, że dokonał takiej wolty. Dorzuca kilka faktów na poparcie swojego stanowiska. – Od 2. roku życia wychowywałem się na plebanii i z niej poszedłem na studia. To ukształtowało mnie na całe życie. Uczyłem religii. Prowadziłem po parafiach nauki przedmałżeńskie. Nigdy nie opuściłem mszy świętej. Wykonując zadania prokuratorskie, zostałem członkiem rady parafialnej, byłem współzałożycielem i redaktorem gazety parafialnej, a także współzałożycielem wielu grup i organizacji katolickich. Byłem bowiem wychowywany w duchu katolickim. W tym duchu postępowałem całe życie. I tak też przygotowałem do życia swoje dzieci – przekonuje. Jak wartości religijne mają się do członkostwa w partii komunistycznej? – Przynależność do partii wcale nie musiała oznaczać zaangażowania politycznego, jak się powszechnie dziś uważa. W wielu przypadkach, w tym w moim, to była zwykła konieczność. Członkostwo w PZPR wymuszono na mnie w przededniu egzaminu prokuratorskiego, po dwóch latach aplikacji, grożąc, że jak się nie zapiszę, nie zostanę do niego dopuszczony. Legitymacja partyjna nie zmieniła jednak mojego katolickiego światopoglądu. Zawsze byłem, jestem i będę mu wierny. Nawet organizacje lewicowe, domagając się odwołania mnie z funkcji prokuratora, jako zarzut wskazywały „skrystalizowane poglądy prawicowe”. Dysponuje? takim dokumentem – zaznacza.
Reklama
Bartosz Marczuk. Były dziennikarz, w tym Dziennika Gazety Prawnej. Kiedyś zatwardziały liberał, który chciał likwidować kodeks pracy. Dziś wiceminister w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej w rządzie PiS, który na prawo i lewo wydaje publiczne pieniądze. I wprowadza państwo do każdego obszaru gospodarki, zapominając o wolnym rynku. To Marczuk stoi za programem 500 plus. – Nie czuję, że skonwertowałem swoje poglądy. Od wielu lat zajmowałem się polityką prorodzinną. I za nią właśnie odpowiadam w ministerstwie – tłumaczy. Jego zdaniem podstawy programu 500 plus są bardziej utopione w wartościach konserwatywnych, który zawsze głosił. Nie czuje się kreatorem całej polityki Rady Ministrów, bo podlega mu tylko mały wycinek państwowej rzeczywistości. Zapytany o to, czy wszedłby do każdego rządu, byleby zrealizować program polityki prorodzinnej, odpowiada: nie. – Do tego rządu wszedłem dlatego, że świat wartości jest mi bliski. Konserwatywno-tradycyjnych – uzasadnia. Według niego rząd PiS wcale nie zapomina o zasadach wolnego rynku. Ma o tym świadczyć program wicepremiera Mateusza Morawieckiego, którego celem jest dopieszczenie przedsiębiorców i walka z utrudnieniami dla biznesu. – Zgadzam się z tym programem. Zgadzam się z jego podstawami, że każdy kraj ma swoje interesy do ugrania i je ugrywa w wybrany sposób. Zgadzam się z tym, że kapitał ma swoją narodowość – argumentuje.
Lista osób, które przeżyły własną rewolucję światopoglądową, jest długa. Wymienię jeszcze tylko dwa nazwiska. Pierwsze: Michał Kamiński (zwany Miśkiem). Wiadomo, że nigdy nie zmienia poglądów, a jedynie ugrupowania polityczne. Drugie: Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu z ramienia PiS i przewodniczący klubu parlamentarnego tej partii od jesieni 2015 r. Okazuje się, że transformacja z aktywnego hipisa uwielbiającego trawkę i swobodę obyczajów w konserwatystę jest jak najbardziej możliwa. Jak się to osiąga? Pan marszałek nie był zainteresowany ujawnieniem.

Każdy przypadek jest inny

Konsekwencja w poglądach, słowach i czynach jest kluczową cechą relacji interpersonalnych. Tak twierdzi prof. Robert Cialdini z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie w swojej książce „Wywieranie wpływu na ludzi”, autor sześciu reguł wykorzystywanych zwłaszcza w marketingu i reklamie. Reguła konsekwencji pozwala przewidywać, że konkretna osoba zachowa się w określony sposób. – Niekonsekwencja jest zagrożeniem dla relacji. Nie wiemy, czego się po drugiej osobie spodziewać. Dlatego jest presja społeczna na bycie konsekwentnym. Ale trzeba być ostrożnym w ocenach – przestrzega dr Jarosław Kulbat, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. I dodaje, że jako nauczyciel akademicki jest zadowolony, gdy widzi zmiany postaw i poglądów swoich studentów jako efekt konfrontacji ich dotychczasowej wiedzy i doświadczeń z nowo zdobytymi.
– Każdy przypadek powinniśmy oceniać osobno. Każdy przypadek jest inny. Świat się przecież zmienia i trudno pozostać niewzruszonym. Popatrzmy na niemiecką politykę, która przeszła kiedyś ogromną falę konwersji, i jej liderów z Guenterem Verheugenem na czele, który z partii liberałów FDP przeszedł do socjaldemokratów SDP. I to nie sam – wskazuje prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Przypomina także dwie najważniejsze postaci okresu międzywojennego w Polsce: Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego, wzajemnie się zwalczające, które również zmieniły swoje poglądy. Pierwszy od bliskiego lewicy niepodległościowca do nacjonalisty i zwolennika kompromisu z Rosją, drugi od socjalisty do krytyka demokracji.
W podobnym tonie wypowiada się inny politolog prof. Radosław Markowski z Uniwersytetu SWPS. – Po pierwsze, ludzie mają prawo zmieniać poglądy, zwłaszcza że rzeczywistość wokół się zmienia i że nauka podpowiada nowe rozwiązania. Racjonalne i mądre jest więc dostosowanie swoich przekonań. Po drugie, wraz z wiekiem stajemy się trochę kimś innym, inne mamy potrzeby i dopasowujemy do tego swoje spojrzenie na świat – zaznacza.
Dr Kulbat zwraca uwagę, że konwersja poglądów odnosi się do wszystkich, a nie tylko do polityków. Jedno zdarzenie życiowe może zupełnie zmienić optykę, powodując, że kwestie dotychczas ważne tracą na znaczeniu, a ich miejsce zajmują inne, wcześniej nieistotne. – Ważne jest, czy zmiany mają charakter nagły czy ewolucyjny. I nie ma uniwersalnego mechanizmu dla wszystkich. Prawdą jest jednak, że jeśli ludziom udowodni się zmianę poglądów, doświadczają dysonansu i reagują w sposób gwałtowny. Każdy dąży bowiem do tego, by być spójnym w słowach i czynach – podkreśla.

Niespójność nagła lub ewolucyjna

– Niektóre konwersje to po prostu obrzydliwy, łajdacki oportunizm. Bardzo czytelny. Zwykle nagły. Jak w przypadku karierowiczów, którzy podciągają się pod jakąś partię, by zostać kimś ważnym – nie zostawia suchej nitki na takich przypadkach prof. Markowski, ale unika nazwisk. Do ewolucyjnej zmiany poglądów podchodzi z dużo większym dystansem. Uważa, że każde pokolenie jest nosicielem pewnych wartości, które z czasem mogą się zmodyfikować.
– Taki ewolucyjny proces przeszedł Piotr Gliński – nie ma wątpliwości prof. Chwedoruk. Nie chce jednak wystawiać jakichkolwiek not komukolwiek. – Jak ocenić Kazimierza Górskiego, który po latach sukcesów jako trener piłkarzy dał się namówić na wpisanie swojego nazwiska na listy najpierw ZChN, a potem Samoobrony? – pyta retorycznie.
Jak to wygląda z perspektywy psychologii społecznej? Jarosław Kulbat wymienia cztery wątki. Najpierw o dwóch: zmianie naturalnej i konwersji oportunistycznej. – Ta pierwsza ma związek nie tyle z wiekiem, co z dojrzewaniem w sensie nabywania doświadczenia życiowego (przyrostu mądrości). Jeśli ono zaczyna być w sprzeczności z wyznawanymi poglądami, następuje zmiana tych ostatnich. Zazwyczaj w kierunku łagodniejszym. Ewolucyjnie. Prosty przykład: młodzieńczy radykalizm z czasem blaknie – objaśnia. Po czym rozszyfrowuje „konwersję oportunistyczną” jako sposób widzenia świata wykorzystywany do autoprezentacji, by zrobić wrażenie na ludziach. Im większa publika, jak w przypadku polityków, tym większa reakcja. Dlatego aby zachować spójność, powinni pamiętać, co, kiedy i komu mówili. Inaczej ryzyko ujawnienia kłamstwa jest ogromne. Zwłaszcza w dobie internetu, który jest szczególnym narzędziem kontroli konsekwencji konkretnych osób. – Oportunizmu o naturze konformistycznej nie można ocenić jednoznacznie jako dobry lub zły. Są bowiem dwa rodzaje konformizmu: informacyjny (ja chcę wiedzieć) i normatywny (jak należy się zachowywać). Czy jeśli działam zgodnie z normami społecznymi, co jest konformizmem, to jest to złe czy dobre? Albo gdy jestem posłuszny wobec wskazań autorytetu? – pyta dr Kulbat.

Jest popyt, jest podaż

Prof. Jadwiga Staniszkis: – Wspierałam PiS w czasie kampanii wyborczej, bo byłam bardzo krytyczna wobec PO. Wydawało mi się, że PiS potrafi połączyć politykę rozwojową z większą sprawiedliwością. Zakładałam, że będzie walczyć z korupcją, nepotyzmem, nicnierobieniem. Że w miejsce braku wizji Donalda Tuska wprowadzi rządy prawa i sprawiedliwości. Byłam w błędzie.
Prof. Radosław Markowski: W wyborach parlamentarnych z 2015 r. nie chodziło o jakiekolwiek programy. Prorodzinne, prospołeczne, probiznesowe. Chodziło o demokrację. Wielu odnosiło się krytycznie do poprzedniej władzy. I dało szansę PiS, by radykalnie zmieniało kraj. Nie przypuszczali, że będzie się to odbywać w niezgodzie z zasadami konstytucyjnymi.
Prof. Jadwiga Staniszkis: Pierwotna diagnoza Jarosława Kaczyńskiego brzmi: w Polsce od początku transformacji działał system oligarchiczny, na który nałożono rozwiązania demokratyczne, utrwalające oligarchię. Według niego walka z tym systemem usprawiedliwia działania rozmontowujące demokrację. Moim zdaniem myli się bardzo. Faktem jest, że korzyści ekonomiczne w Polsce są rozproszone na niskim poziomie. Demontaż instytucji demokratycznych nie pomoże jednak w zwalczaniu tego zjawiska i jest głęboko szkodliwy. Zwłaszcza jeśli chodzi o Trybunał Konstytucyjny. Tu nastąpiło wielokrotne łamanie prawa: od wybrania trzech sędziów do powołania Julii Przyłębskiej na prezesa trybunału, która usankcjonowała ten destrukcyjny proces, pozwalając tym sędziom orzekać. To jest po prostu nie do przyjęcia. Tym bardziej że PiS uznaje, że „powrotem do normalności” będzie akceptacja przez opozycję wcześniejszego działania wbrew prawu. Jest to łamanie charakterów i przyzwoitości w polityce. Wprawdzie partia rządząca zabiega o bezpieczeństwo energetyczne (sprawa gazociągu Opal) i rodziny, ale nie kompensuje to systematycznego niszczenia demokracji.
Prof. Radosław Markowski: – W polityce jest popyt i podaż. Jeśli prezes Kaczyński potrzebuje określonego typu ludzi, dostaje ich na tacy. Wdzięcznych dozgonnie, bezwarunkowo posłusznych. Jak obecna prezes TK, która w normalnych warunkach nie mogłaby być nawet członkiem trybunału, bo nie ma żadnego tytułu naukowego i jest – jak ujawniono – bardzo miernym prawnikiem. Jej poglądy w tej sytuacji nie mają żadnego znaczenia. Ani to, czy się zmieniły.
Dr Jarosław Kulbat: – Trzeci wątek w konwersji poglądów to dynamika grupowa. Będąc członkiem grupy, musimy się liczyć z dwoma mechanizmami. Pierwszy to polaryzacja postawy, która pod wpływem grupy się uskrajnia. Niestety takie zachowanie jest automatyczne. Drugi mechanizm to przesunięcie ryzyka na poziomie zachowania manifestującego poglądy. Oznacza, że ludzie traktują swoje poglądy jako silniejszą przesłankę tego, co ma być, np. jeżeli jestem zwolennikiem pewnej opcji politycznej, mogę zakładać, że postępowanie według jej wartości doprowadzi do sukcesu nieuchronnie. Powoduje wzrost ryzyka decyzji podejmowanych w grupie. Gdy zwykli ludzie decydują się na zmianę, oczekują na jej efekty w perspektywie czasowej. U polityków czy biznesmenów optymizm jest dużo wyższy. Taka „dobra zmiana” opisuje działania, które dopiero wejdą w życie i przyniosą efekty w przyszłości. W sumie to zaklinanie rzeczywistości. W dyskursie politycznym stosowane są jednak różne figury retoryczne, których celem jest efekt perswazyjny. Konwersja poglądów może być odzwierciedleniem używania właśnie innych figur retorycznych po przejściu z opozycji do obozu rządzącego.

Ideologia losowa

Polska jest krajem katolickim. Jest też krajem – przynajmniej w założeniu – kapitalistycznym. – Katolicyzm jest bardzo trudny do pogodzenia z wolnym rynkiem. A polskiej wrażliwości społecznej towarzyszy konserwatywny światopogląd. U nas trzeba być albo integralnym liberałem, albo socjalnym konserwatystą. Nikt nie jest taki czysty ideologicznie. Więc wielu albo wyostrza swoje stanowiska, albo je stępia – ocenia prof. Rafał Chwedoruk. Podaje przykład Józefa Piniora, który z działacza podziemia przez trockistę i umiarkowanego socjalistę stał się bliski liberałom. Wskazuje też paradoks związany z sytuacją Lecha Wałęsy, polegający na tym, że ci, którzy wynieśli go do władzy, teraz chcą go zdjąć z piedestału, a ci, którzy byli jego przeciwnikami, chcą mu stawiać pomniki. – To dopiero konwersja poglądów – śmieje się politolog.
W psychologii jest używane pojęcie „postawa online”. Czyni się tu założenie, że jak o coś pytamy, to uzyskamy odpowiedź. I domniemanie, że wiemy, co mówimy. Kłopot w tym, że wiele osób ma nieprzemyślanych wiele kwestii, o które są pytane. Celują w tym politycy, którzy najpierw odpowiadają według tzw. szybkiego myślenia, niepodpartego żadną twardą wiedzą. A potem, gdy ją uzyskają, zmieniają zdanie. – To konwersja losowa, czyli czwarty i ostatni wątek modyfikacji poglądów. Osoba publiczna zapytana przez dziennikarza o coś, czego nie wie, może coś palnąć. Potem trudno jej się z tego wywinąć, nawet jak rozmowa dotyczyła ideologicznych postaw. No chyba że mamy do czynienia z wyrafinowanymi graczami sceny publicznej, którzy potrafią zmianę swoich teorii i twierdzeń uzasadnić w taki sposób, że publika dopatrzy się spójności w obu wypowiedziach. Ale to dotyczy niewielu.