Powinniśmy prowadzić - wzorując się, idąc za panem prezydentem Lechem Kaczyńskim - twardą, zdecydowaną politykę historyczną. Politykę prawdy - powiedział prezydent w niedzielnym wywiadzie dla TVP Historia, która 3 maja będzie obchodzić 10-lecie działalności kanału.

Reklama

Duda zaznaczył, że były w naszej historii momenty trudne, "gdzie trzeba skłonić głowę, ale to były momenty; w całym wielkim procesie historii to były tylko momenty".

Prezydent zaznaczył, że polityka historyczna prezydenta Lecha Kaczyńskiego jest głęboko w jego pamięci i jego świadomości. Jak mówił, poza polityką historyczną Lecha Kaczyńskiego mamy długo, długo nic. Przykro mi to powiedzieć, ale takie są fakty. Bo jeżeli porównamy politykę historyczną, która była realizowana przez pozostałych prezydentów w historii Polski po 1989 roku i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, to trzeba powiedzieć, że pod tym względem był absolutnym ewenementem - stwierdził Duda.

Według prezydenta, lata 90. to był czas, kiedy polskiemu społeczeństwu "wciskano pedagogikę wstydu", a do czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego "patriotyzm był niemodny". Fałszowano obraz nas w nas samych. To kompletna aberracja - mówił. Duda powiedział, że nie był też zwolennikiem polityki "radosnego patriotyzmu", prowadzonej przez Bronisława Komorowskiego.

Reklama

Według prezydenta dzisiejsza "moda na patriotyzm" to "odreagowanie pedagogiki wstydu, którą nam wciskano przez całe lata 90.". To, że dzisiaj młodzież wychodzi i że jest dumna ze swojego pochodzenia, że mówi w polskim języku, że ma tę wielką, polską historię to jest wspaniałe zjawisko i cieszę się, że w ten sposób zaprzeczamy tamtemu, co w tedy było realizowane, nie wiem po co. Po to, żeby łatwiej było nad nami zapanować w ramach jakichś wielkich organizmów międzynarodowych, żebyśmy byli pokorniejsi w ramach UE? Nie wiem, po co to robiono, ale fakt jest taki, że robiono? - mówił prezydent.

Mamy z czego być dumni i powinniśmy być dumni, to inni mają się czego wstydzić - dodał. Według prezydenta powinniśmy więcej mówić o sukcesach i budowniczych II Rzeczypospolitej. Jak ocenił, dokonania tamtego okresu pozwalają przypuszczać, że gdyby nie niemiecka, a potem sowiecka napaść na Polskę w 1939 r., nasz kraj byłby dzisiaj gospodarczo na poziomie bogatych krajów Europy Zachodniej.

Reklama

Prezydent został zapytany, co sądzi o głosach krytyki wobec tego, że prowadzona przez niego polityka historyczna jest mocno skoncentrowana na Żołnierzach Wyklętych i że powinien on bardziej "niuansować" ocenę Żołnierzy Wyklętych.

Bardzo wiele wpływowych miejsc we współczesnej Polsce zwłaszcza po 1989 r. w mediach i innych wpływowych instytucjach, fundacjach, zajmują osoby, których rodzice czy dziadkowie aktywnie walczyli z Żołnierzami Wyklętymi w ramach utrwalania ustroju komunistycznego, czyli krótko mówią byli zdrajcami - dzisiaj byśmy tak powiedzieli wprost, ja w każdym razie bym tak powiedział - stwierdził prezydent.

Miejmy tego świadomość, że dzisiaj dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk w różnych miejscach. Nigdy nie będą chcieli się zgodzić na to, żeby prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną, będą zawsze przeciwko temu walczyli - powiedział Duda.

Według Dudy "trudno się w związku z tym dziwić, że oni nie są zainteresowani tym, żeby Żołnierze Niezłomni byli nazywani bohaterami i żeby pokazywać prawdę, kto rzeczywiście walczył o wolną Polskę, a kto ją oddawał w sowieckie ręce i był sowieckim namiestnikiem w naszym kraju" - powiedział Duda.

To jest starcie ideologiczne, starcie historyczne, ale to jest starcie również o to, kto w naszym kraju ma sprawować rząd dusz, czy nadal ma on być w rękach postkomunistów. Ja takiemu czemuś mówię "nie" - powiedział prezydent.

Duda zaznaczył, że nie zgadza się jednak z "czarno-białą" oceną całego PRL. Nigdy nie pozwolę nazwać czernią żołnierzy pierwszej czy drugiej armii Wojska Polskiego, późniejszego Ludowego Wojska Polskiego, czyli tych, którzy bardzo często nie zdążyli do armii gen. Władysława Andersa, a którzy szli ze Wschodu - powiedział. Jak dodał, "bardzo niewielu z nich to byli ideologicznie ustawieni, przysłani do ideologicznego urabiania przedstawiciele de facto sowieckiego imperium".

PRL nie jest jednobarwny. Władza oczywiście była ludowa i była sterowana z Moskwy, byli ci polityczni, którzy również byli sterowani z Moskwy, byli zdrajcy, byli ci, którzy służyli systemowi, a więc w efekcie także Moskwie i także ich dzisiaj nazwiemy zdrajcami, ale oprócz tego była zdecydowana większość zwykłych ludzi, którzy po prostu chcieli żyć. Szli na różne kompromisy, część tych kompromisów na pewno dziś nie odbieramy dobrze, ale trzeba na to często spojrzeć z pewną wyrozumiałością i zrozumieniem - powiedział prezydent.

Jak dodał, nie od każdego można wymagać heroizmu; za heroizm należy się "szczególna nagroda, order, pomnik", ale nie można potępiać kogoś za to, że nie był heroiczny.