Jedynie przypadek i o. Tadeusz Rydzyk spowodowali, że to oni wygrali. Żeby nie było powtórek, to musimy wpisać do prawa badania psychologiczne i prawo do referendum ws. odwołania władz. Nie może być przecież tak, aby niektórzy uważali, że wygrane wybory dają mandat na wszystko - mówi w rozmowie z portalem gazeta.pl były prezydent, Lech Wałęsa. Zapytany, czy prezes PiS ma dziś większą władzę, niż on, jako prezydent, odparł, że mógł mieć mieć większą, ale byłem za demokracją i nie chciałem wykorzystywać takiej możliwości. A Jarosław Kaczyński nie może, ale i tak wykorzystuje okazję. Moja władza była silniejsza, miałem wielkie poparcie społeczne. On takiego poparcia nie ma, ale rozpycha się i w sumie władzę ma większą - zauważył Wałęsa.

Reklama

Były przywódca Solidarności uważa też, dopóki rządzi PiS nie ma szans na zakończenie wojny polsko-polskiej. Teraz to nie jest możliwe. Ludzie, którzy dziś mają władzę, nie nadają się do pojednania i nie są w stanie rozumieć innych. Ich najpierw trzeba poddać badaniom medycznym - powiedział. Jego zdaniem, Kaczyńskiemu w pewnym momencie trzeba postawić ultimatum: referendum [w sprawie odwołania władz i przeprowadzenia nowych wyborów - red.] albo wyskakujesz z okna. Wyjaśnił od razu że to nie jest nawoływanie do przemocy, a do przeprowadzenia plebiscytu. Dodał też, że przez poczynania obecnych władz jest wstyd wyjechać na Zachód. Od razu wszyscy pytają: tak pięknie z komuną walczyliście, a teraz co wyprawiacie - stwierdził.

Zapytany, czy nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego, odparł, że nie szanuję jego decyzji. Szanuję jego diagnozy, ale nie metody leczenia, które stosuje. Tylko tyle i nic więcej.

Dziennikarze portalu chcieli też wiedzieć, co Lech Wałęsa sądzi o protestach przeciw wjazdowi Jarosława Kaczyńskiego na Wawel. Moim zdaniem PiS wykorzystuje tragedię smoleńską i modlitwy do celów politycznych. To jest obrzydliwe i właśnie to napędza protesty przed Wawelem. W religii katolickiej nie ma zwyczaju, aby żałoba trwała aż tak długo. Jest to więc gra polityczna. Wiem, że sumienie nie pozwala Kaczyńskiemu zapomnieć - on czuje się i jest odpowiedzialny za 10 kwietnia 2010 r. Kolejnymi akcjami politycznymi chce zagłuszyć poczucie własnej winy - uznał Wałęsa. Stwierdził też, że nie można mówić, że prezes PiS stracił brata, bo on go wystawił. Lech nigdy nie podejmował decyzji. Lądowanie w Smoleńsku musiało być decyzją Jarosława, a nie jego brata. Za moich czasów zawsze było tak, że to Jarosław kierował Lechem i w przypadku lotu do Smoleńska też pewnie tak było - powiedział Wałęsa.

Reklama

Były prezydent komentował też sprawę Bolka i teczki znalezionej w domu Kiszczaka. Jestem pewien, że prędzej czy później ludzie z IPN staną przed sądem. Albo historii, albo tym zwykłym. Sprawa "Bolka" jest od początku do końca sfingowana - uznał. Zarzucił też prezesowi PiS, że tak dobiera ludzi na stanowiskach, aby zwyciężała koncepcja, że byłem agentem. Pytany, czy nie boi się zarzutu składania fałszywych zeznań w sprawie podejrzeń o współpracę z SB powiedział, że to najlepszy kawał, jaki w życiu słyszałem.

Stwierdził też, że prawda o fałszowaniu papierów wyjdzie na jaw i zabije dr Sławomira Cenckiewicza. Upadnie cała jego koncepcja ws. "Bolka". On miał czelność podnieść na mnie rękę i za to zapłaci - dodał.

Zapytany, czy boi się wizyty agentów ABW, którzy mieliby sprawdzić, ile i jakie dokumenty UOP przechowuje w domu powiedział, , że obawia się jedynie Pana Boga. I nikogo więcej. Nic nie mam - żadnego papieru, którego mogliby się przyczepić. Przecież ja o tym, że mogą mi zrobić przeszukanie, wiem od dawna. Ci ludzie są do tego zdolni. Wyczyściłem wszystko, więc mogą do mnie przyjść. Ja już dawno się przygotowałem na przyjście służb do mojego domu. Tyle już zniosłem w życiu, że agentów ABW też zniosę. Spokojnie - powiedział.

Reklama

Dodał też, że z drugiej strony, może też zachować się jak kiedyś rosyjski generał. Przyszli do generała tacy rosyjscy ubecy. Chcieli go zamknąć. On ich oczywiście wpuścił do swojego domu, ale jak! Na ścianach miał porozwieszaną różną broń. Podszedł do największego karabinu. Zdjął go. Przeładował. Tamci wyrwali drzwi razem z futryną i w tym momencie już ich nie było. Ja nie mam w domu broni, ale jakiś łuk jest - podsumował.