Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) opublikowało dziś projekt rządowej uchwały, która da Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu (CBA) zielone światło do dalszych działań w okresie 2018-2019.

Zdaniem CBA obszary najbardziej zagrożone korupcją to m.in.: modernizacja i rozbudowa infrastruktury (np. manipulowanie specyfikacją istotnych warunków zamówienia przy przetargach), informatyzacja administracji publicznej (niejasne kryteria wyboru firm), obronność (zagrożenie wynikające z ograniczonej jawności postępowań przetargowych), ochrona zdrowia (np. kontraktacja usług medycznych, refundacja leków) czy wydawanie środków unijnych.

Reklama

Katalog tych zagrożeń pozostaje więc praktycznie niezmienny od lat. Jednak z dokumentów wyczytać można również, jakie główne cele stawia przed sobą zarówno rząd, jak i CBA na kolejne dwa lata.

Za priorytet uznano zintensyfikowanie działań w zakresie uszczelnienia i reformy systemu oświadczeń majątkowych, wprowadzenia jednolitego i spójnego systemu ochrony sygnalistów (osoba, która działając w dobrej wierze, donosi służbom o nieprawidłowościach - red.), wypracowania koncepcji publicznego systemu compliance, jak również uporządkowania kwestii związanych z finansowaniem partii - wynika z dokumentów CBA.

Reklama

Już sam kierunek działań, nakreślony zresztą dość ogólnikowo, niepokoi przedstawicieli opozycji. - Korupcja nie ma barw politycznych, to cecha ludzka i problem społeczny. Co jeszcze poseł może zrobić, oprócz ujawniania wszystkich dochodów i wydatków? Nieufność i podejrzliwość tkwi w DNA partii rządzącej - twierdzi poseł PSL Piotr Zgorzelski. - Jak do tej pory jedyny minister wyprowadzony w kajdankach za przekręty to Tomasz Lipiec, minister sportu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i potem Jarosława Kaczyńskiego w latach 2005-2007 - przypomina Piotr Zgorzelski.

Przedstawiciele PiS odbijają piłeczkę wskazując, że opozycja sama ma problemy z finansowaniem swoich kampanii wyborczych. We wrześniu ubiegłego roku Sąd Najwyższy podtrzymał decyzję Państwowej Komisji Wyborczej, która odrzuciła sprawozdania finansowe partii Razem i Nowoczesnej. Oba ugrupowania niezgodnie z przepisami przelały pieniądze z rachunku partii bezpośrednio na konto komitetu wyborczego. A zgodnie z Kodeksem wyborczym pieniądze powinny trafić wpierw na konto funduszu wyborczego partii, a dopiero potem na konto komitetu wyborczego. Ta pomyłka słono kosztowała ugrupowania Ryszarda Petru. W przypadku Nowoczesnej mowa o utracie kilku milionów złotych pochodzących z partyjnych dotacji i subwencji.

Opozycji ta argumentacja nie przekonuje. - Najpierw samo CBA wskazuje, że największe zagrożenie korupcją jest w przetargach infrastrukturalnych, związanych z obronnością czy wydawaniem funduszy europejskich. I zamiast skupić się na tych aspektach, zamierza się wziąć za partie polityczne. Nie rozumiem tej logiki - komentuje jeden z posłów.

Reklama

- CBA nie konsultuje z posłami planów swojego działania. Na tym polega oddzielenie prac takich urzędników od polityków - odpowiada mu Szymon Szynkowski vel Sęk z PiS. Jego zdaniem system oświadczeń majątkowych parlamentarzystów jest dziurawy. - Z jednej strony oświadczenia są dość szczegółowe i trudne do wypełnienia. Ale z drugiej strony zdarzały się nieprawidłowości - mówi. W rozmowie z Dziennik.pl poseł przyznaje, że być może plany CBA, to wstęp do szerszej dyskusji lub reformy funkcjonowania partii politycznych w Polsce. - Sprawa ta na pewno budzi emocje w społeczeństwie. Jedni uważają, że partie nie powinny otrzymywać ani złotówki w formie subwencji. Ale pytanie, czy nie prowadziłoby to do standardów wschodnich. Uważam, że partie muszą być choćby w minimalnym stopniu finansowane z budżetu państwa, by uchronić je przed wpływami pewnych środowisk i grup interesu - przekonuje Szymon Szynkowski vel Sęk.

CBA ma też ambicje dotyczące sfery edukacji. Plan działań zakłada m.in. wprowadzenie edukacji antykorupcyjnej do podstawy programowej kształcenia ogólnego oraz upowszechnienie materiałów dydaktycznych i informacyjnych wspomagających nauczycieli w realizacji zagadnień dotyczących przeciwdziałania korupcji (za realizację tych zadań odpowiadać ma minister edukacji narodowej oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego).

CBA szacuje koszty wdrożenia programu walki z korupcją w latach 2018-2019 na 3 mln zł. Jednocześnie autorzy dokumentu biorą pod uwagę możliwe komplikacje, jakie mogą się pojawić po drodze - wymieniane są np. brak porozumienia politycznego czy brak woli wdrażania przepisów prawnych, a także niewystarczające środki finansowe czy problemy z terminowym przygotowaniem regulacji w zakresie objętym programem.
Obawy te nie są bezpodstawne. Rządowy Program Przeciwdziałania Korupcji na lata 2014-2019 jak do tej pory napotykał na spore komplikacje. Po ponad dwóch latach funkcjonowania Programu, ocena dokonana przez Najwyższą Izbę Kontroli wykazała m.in. duże opóźnienia w jego realizacji, nieefektywny model wdrażania, niewłaściwe przypisanie niektórych realizatorów zadań/działań. Przede wszystkim jednak lata 2014-2016 uwidoczniły iluzoryczność samej instytucji zarządzającej RPPK na lata 2014-2019, tj. Międzyresortowego Zespołu do spraw Koordynacji i Monitorowania Wdrażania Rządowego Programu Przeciwdziałania Korupcji na lata 2014-2019 - czytamy w uzasadnieniu do projektu rządowej uchwały. Jej autorzy jednocześnie przyznają, że wdrażanie Programu skomplikował fakt wymiany rządu i związana z tym reorganizacja (w latach 2015-2016) wielu urzędów centralnych.