Odrębny budżet, przywileje finansowe i wolność od kontroli. Tak będzie wyglądała nowo utworzona izba dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym przemodelowanym przez ministra Zbigniewa Ziobrę. Posłowie PiS pytani o jej status nabrali wody w usta. Sędziowie nie mają jednak wątpliwości, na czym będzie polegać jej aktywność.
Powstanie specsąd ze specsędziami, którzy w specsposób wyrzucą sędziów bez dopiska "spec" z zawodu – komentuje sędzia SN.
W świetle nowych przepisów całe postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów (nie tylko tych Sądu Najwyższego, lecz także niższych szczebli) będzie prowadzone w SN. W pierwszej instancji będzie orzekał wydział pierwszy izby. Co do zasady w składzie jednego sędziego, którego wyznaczy prezes izby – w praktyce wybrany przez ministra sprawiedliwości. W instancji odwoławczej, w wydziale drugim, orzekać już będzie trzech specsędziów. Także wyznaczonych pośrednio przez ministra.
Reklama
Pieczę nad postępowaniem ma sprawować rzecznik dyscyplinarny SN. Jego wybierze kolegium sądu. Ale i on będzie pod stałą kontrolą. Ziobro będzie mógł powołać własnego rzecznika spośród prokuratorów. Wtedy ten "sądowy" nie podejmie żadnych czynności.
Reklama
A co jeśli wybrany rzecznik uzna, że nie ma powodu do prowadzenia sprawy dyscyplinarnej wobec sędziego? Wystarczy, że minister stwierdzi inaczej. Będzie mógł nakazać mu działać w określony sposób. Wszystko po to, by – jak przekonują politycy PiS – przywrócić elementarną sprawiedliwość. I przeciwdziałać kastom, które mają problem z samooczyszczeniem.
Mydlenie oczu. Już teraz minister ma prawo do odwołania, jeśli jest niezadowolony z rozstrzygnięcia dyscyplinarnego. Wystarczy, by zaczął korzystać z tych uprawnień – zwraca uwagę radca prawny Jerzy Kozdroń, były wiceminister sprawiedliwości. Jego zdaniem jedynym celem powołania izby dyscyplinarnej jest wtłoczenie całego wymiaru sprawiedliwości pod but ministra. Tak, by sędziowie bali się konsekwencji, gdyby ich działania nie przypadły do gustu ministrowi.

Kozdroń był sędzią w latach 1978–1981. Został wyrzucony z zawodu. Odmówił stosowania dekretu o stanie wojennym. – Są dni, gdy te wspomnienia wracają – mówi.