- Było tam kilka transparentów rasistowskich, haniebnych i uważam, że powinny być oceniane pod kątem ewentualnej odpowiedzialności karnej - powiedział Jaki pytany o sobotni Marsz Niepodległości podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Warszawie. Zdaniem Jakiego te hasła nie powinny przesłaniać idei całego marszu.

Reklama

-Przede wszystkim widziałem tam ludzi z biało-czerwonymi flagami, rodziny z dziećmi, które chcą raz do roku być w takim miejscu, gdzie mogą poczuć tę dumę z narodu, gdzie mogą przejść wielką grupą i pokazać - my kochamy Polskę, mogą to wykrzyczeć, bo za wielu takich okazji nie ma. Państwo nie stwarza niestety za wielu takich okazji - powiedział.

-Nie chciałbym, żeby kilka incydentów, związanych z tymi transparentami przesłoniło to, co było głównym przesłaniem tego marszu. Jak państwo wiecie hasłem tego marszu było "My chcemy Boga" i wiele osób w Polsce to dzisiaj chce wykrzyczeć - chce mieć miejsce, by to wykrzyczeć, wtedy, kiedy narzuca się te zlaicyzowane wartości, jakie narzucają niektóre stacje telewizyjne - mówił.

Źródło: Agencja X-news

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

- Są ludzie, którzy chcą się spotkać i to wykrzyczeć, i nie chcę, żeby pewne incydenty przesłoniły to główne przesłanie marszu - dodał wiceminister sprawiedliwości.

Jego zdaniem w przyszłości powinno się zrobić wszystko, żeby podczas Marszu Niepodległości "nie było już prowokatorów". - Nie wykluczam, że osoby, które pojawiły się z tymi haniebnymi transparentami to byli ludzie, którzy mieli za zadanie prowokować i popsuć to całe fantastyczne wydarzenie - powiedział Jaki.- Dokładnie tak, jak się to działo za rządów naszych poprzedników, kiedy wymyślono spalenie budki pod ambasadą rosyjską, żeby popsuć to wydarzenie. Bo wszyscy słyszeliśmy to nagranie u "Sowy" - powiedział Jaki. - Dlatego ja nie wykluczam, że to jest prowokacja - dodał.

- Tak samo, jak prowokacją była próba ustawienia się ludzi, tzw. Obywateli RP na trasie Marszu - stwierdził. - No co to było - to była prowokacja, żeby się ludzie bili - dodał.- Naszym zadaniem jest zrobić wszystko, aby do konfrontacji nie dochodziło. Oni chcieli konfrontacji, policja robiła wszystko, żeby do tej konfrontacji nie doszło i udało się policji to zrobić - podkreślił.

Reklama

Jaki o zmianie ulic

Jaki pytany w poniedziałek podczas konferencji prasowej o zmiany nazw ulic przeprowadzone przez wojewodów, po tym, jak radni nie zmienili ich w ustawowym terminie, podkreślił, że ustawa dotycząca dekomunizacji ulic ma prawie dwadzieścia lat opóźnienia.

- Jak przeprowadza się taką operację, możliwe są jakieś błędy, ale błędy można korygować, ale co do istoty i co do celu uważam, że jest ona słuszna - podkreślił wiceminister pytany o zmiany nazw ulic niezgodne z wolą mieszkańców.

Zaznaczył, że patrząc na inne silne państwa - Niemcy, Francję, USA - ich polityka w sprawie wyznaczania nazw ulic jest jednokierunkowa.

- Nagradza się osoby, które pozytywnie zasłużyły się dla danego narodu, dla danej wspólnoty właśnie po to, żeby pokazywać młodym ludziom: popatrzcie - jeżeli będziecie odważni, zasłużycie się dobrze dla naszego narodu, możecie być nagrodzeni w postaci wyeksponowania waszego nazwiska w nazwie jakiejś ulicy - zauważył Jaki. - Ta idea ma głęboki sens, bo stosują ją wszystkie państwa - dodał.

Według wiceministra jeśli nawet zostały popełnione jakieś drobne błędy podczas zmian nazw ulic, to te drobne błędy można korygować. Dodał, że jeśli chodzi o sytuację z Warszawy, to radni mieli tu czas na takie zmiany i nie powinni mieć teraz do nikogo pretensji.

- To dokładnie tak, jak z reprywatyzacją - oni mieli tyle czasu, żeby korygować ten system - oni są za to odpowiedzialni - podkreślił. Ocenił, że radni dzisiaj nagle się budzą, że wcześniej nic nie zrobili - nie wprowadzili punktów na sesję rady miasta, nie przeprowadzili audytu.

- Jeżeli oni do kogoś mają pretensje, to w tym przypadku powinni mieć pretensje do siebie - powiedział Jaki.

W piątek wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera (PiS) poinformował, że w związku z obowiązywaniem tzw. ustawy dekomunizacyjnej, wydał zarządzenie o przemianowaniu ulic m.in. al. Armii Ludowej na Lecha Kaczyńskiego oraz Dąbrowszczaków na Borysa Sawinkowa. Nowe prawo, które zakazuje "propagowania komunizmu lub innego systemu totalitarnego", dało samorządom czas do 2 września 2017 r. na zmianę nazw 943 ulic, które – jako podlegające ustawie – wskazał Instytut Pamięci Narodowej. Podobne zarządzenia wydali też inni wojewodowie.

Lider warszawskich radnych Platformy Obywatelskiej Jarosław Szostakowski zapowiedział w rozmowie z PAP, że "na najbliższej sesji rady miasta klub PO będzie składał projekty uchwał dotyczące odwołania się od zarządzenia wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego". Jak dodał "rada rozpatrzy te projekty na sesji w czwartek". Chodzi m.in. o zmiany nazw ulic: Armii Ludowej i Dąbrowszczaków.