Na ostatniej prostej przed jesiennymi wyborami samorządowymi w stolicy dojdzie do politycznego przesilenia.
Choć PiS nie ma w mieście ani swojego prezydenta, ani większości w radzie, jego wpływ na to, co dzieje się w Warszawie, jest coraz wyraźniejszy (i nie chodzi tylko o sprawę pomnika smoleńskiego). A to nie podoba się rządzącej stolicą Platformie Obywatelskiej.
Rozważamy drogę sądową. Rozglądamy się za kancelarią prawną, która podejmie się sprawy – potwierdza urzędnik ratusza. Jako podstawę do działania wskazuje art. 2 ust. 3 ustawy o samorządzie gminnym: "samodzielność gminy podlega ochronie sądowej". Inny rozmówca twierdzi, że możliwy jest scenariusz, w którym skargę wniesie prezydent Warszawy, choć może się okazać, że konieczna będzie uchwała rady miasta.
W kontekście Warszawy na linii PiS-PO iskrzy od dawna (przynajmniej od czasu rozpoczęcia prac przez komisję weryfikacyjną ds. reprywatyzacji), jednak sprawa budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej przelała czarę goryczy. Po ustanowieniu placu Piłsudskiego terenem zamkniętym wojewoda wydał decyzję o lokalizacji pomnika w tym miejscu. – Obecnie trwające prace to przygotowanie terenu do rozpoczęcia prac archeologicznych. Do rozpoczęcia budowy jest potrzebne pozwolenie, wniosek nie wpłynął dotąd do urzędu – zastrzega biuro prasowe wojewody mazowieckiego. Władze Warszawy twierdzą, natomiast, że to gmina decyduje w drodze uchwały o wznoszeniu pomników. Niezależnie, czy mowa o terenie państwowym, samorządowym, czy prywatnym.
Reklama
Reklama
Były prezes TK Jerzy Stępień ma wątpliwości, czy sprawa pomnika wystarczy, by przed sądem powołać się na "samodzielność gminy". – To dyrektywa o charakterze ogólnym. Faktem jest, że plac jest w dyspozycji Skarbu Państwa, a miasto dotąd występowało w charakterze zarządcy. Z legalistycznego punktu widzenia trudno będzie postawić jakiś zarzut wojewodzie – stwierdza.
W ratuszu słyszymy, że powodów do sądowej batalii jest więcej. W grę wchodzi np. sprawa dekomunizacji ulic (spór o nazwy zaproponowane przez wojewodę, zwłaszcza zmiana al. Armii Ludowej na Lecha Kaczyńskiego) czy zablokowanie manifestacji narodowców przed ambasadą Izraela. Podstawą w tym drugim przypadku nie były przepisy o zgromadzeniach, lecz ustawa o wojewodzie i administracji rządowej (zgodnie z którymi wojewoda może wydać rozporządzenie porządkowe, by zapewnić bezpieczeństwo publiczne). – Marsz należało zablokować, ale pytanie, jak wojewoda będzie korzystał z tych uprawnień w przyszłości. To niepokojący precedens – mówi urzędnik ratusza.
Kością niezgody jest też najważniejszy dokument planistyczny wydany w Warszawie w ostatnich latach, czyli plan miejscowy dla Śródmieścia Południowego, pierwotnie zakładający m.in. budowę pięciu wieżowców, w tym Roma Tower (inwestycja archidiecezji warszawskiej). Na początku stycznia wojewoda częściowo uchylił plan – choć został przyjęty wspólnymi głosami PO i PiS. Na rozbudowę nie mogą liczyć Marriott, budynki Orange i banku PKO BP. Doprecyzować trzeba też zapisy dotyczące działek miejskich po liceum im. Hoffmanowej. Według wojewody plan został źle skonsultowany: po wprowadzeniu poprawek do projektu planu przez prezydenta miasta plan powinien zostać ponownie publicznie wyłożony. A tak się nie stało.
Decyzja wojewody ucieszyła wielu miejskich aktywistów, ale wśród osób zorientowanych w procedurach planistycznych dominuje pogląd, że wojewoda popełnił błąd merytoryczny. Posłuchał głośno protestujących przeciw PO aktywistów i jako urzędnik wpisał się w spór polityczny, co jest niedopuszczalne. – Wojewoda przyjął, że praktycznie każda zmiana jakiegokolwiek wskaźnika, np. w trybie rozpatrzenia uwag, rodzi konieczność ponownego wyłożenia planu. Czyli po każdym rozpatrzeniu uwag, nawet drobnych, plan trzeba ponownie wyłożyć. Tyle że wtedy pojawią się kolejne uwagi, i tak w kółko. To raj dla populistów i tych, którzy prowadzą interesy w oparciu o mętne procedury wuzetek. A dla procedur uchwalania planów miejscowych to istny koszmar – twierdzi ekspert rynku nieruchomości.
W kontekście walki PO-PiS to właśnie w częściowo uchylonym planie Jerzy Stępień dostrzega większy potencjał niż w kwestii pomnika smoleńskiego. – Wojewoda nie miał prawa do merytorycznej zmiany planu. Ta sprawa wyjątkowo dobrze nadaje się do powołania się na klauzulę sądowej ochrony samodzielności gminy – ocenia były prezes TK.