Robert Winnicki oraz posłowie Rzymkowski i Józwiak w poniedziałek przybyli do stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, którego szefem jest Ewa Gawor. Chcieli zapoznać się z dokumentami dotyczącymi rozwiązania marszu w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Przed godziną 13 posłowie zostali wpuszczeni do biura.

Reklama

Stołeczny ratusz podjął 1 sierpnia decyzję o rozwiązaniu marszu Obozu Narodowo-Radykalnego, który miał przejść z ronda Dmowskiego na pl. Zamkowy. Gawor poinformowała 2 sierpnia, że przyczyną rozwiązania zgromadzenia był m.in. fakt, że zdaniem obecnych na marszu urzędników ratusza, "sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów".

Rzecznik stołecznego ratusza Agnieszka Kłąb, proszona przez PAP o komentarz ws. poselskiej interwencji, poinformowała, że "decyzja ws. rozwiązania marszu w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego wraz z uzasadnieniem jest - zgodnie z zapowiedziami - udostępniona w Internecie i każdy, również panowie posłowie, mógł i może się z nią zapoznać już od ponad tygodnia".

- Rozumiem, że przyjście z kamerami do Biura Bezpieczeństwa miało wywrzeć presję na urzędnikach Biura, podejmujących decyzje dot. zgromadzeń. Na to nie ma naszej zgody. Nasi urzędnicy pilnowali i będą pilnować przestrzegania prawa podczas zgromadzeń i przemarszów. Ostatecznie uzasadnienie naszej decyzji i argumenty organizatorów marszu będzie analizował sąd - powiedziała rzecznik stołecznego ratusza.

Reklama

Po zakończeniu interwencji poselskiej, Winnicki oświadczył, że sytuacja w Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego przypominała mu "film Stanisława Barei". - Przez blisko godzinę nikt nie chciał nas wpuścić, (...) kiedy zjawiła się policja, kiedy nasz nacisk nie ustawał, wreszcie zgodzono się nas wpuścić, po czym byliśmy prowadzani korytarzami i najróżniejsi urzędnicy podlegli pani Gawor, która dzisiaj jest na urlopie, odsyłali nas jedni do drugich, wreszcie udało nam się z kimś w miarę kompetentnym porozmawiać - relacjonował.

- Najbardziej szokującą informacją, jaką uzyskaliśmy podczas tej kontroli, jest fakt, że działacze radykalnej, skrajnej lewicy, tej lewicy, która w 2011 roku między innymi zapraszała anarchistyczne bojówki do Warszawy z Niemiec (...) czyli Stowarzyszenie "Nigdy więcej", a konkretnie pan Jacek Purski, który jest prezesem tak zwanego Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego, szkolił urzędników miasta stołecznego Warszawy, jak reagować na najróżniejsze symbole, które pojawiają się w przestrzeni publicznej - poinformował Winnicki.

Lider RN zapowiedział, że kontynuując interwencję posłowie, będzie chciał ustalić m.in. ile miasto zapłaciło za te szkolenia. Dodał, że dokumentacja o tym "jest w dziale kadr urzędu (m.st Warszawy)". - To właśnie dział kadr (...) podejmował ostateczną decyzję w sprawie szkolenia, które ma być przeprowadzane przez działaczy skrajnej lewicy - podkreślił Winnicki.

Reklama

Rzymkowski powiedział, że w poniedziałek posłom "okazano wyłącznie kopie decyzji" ratusza ws. rozwiązania marszu. Zwrócił uwagę, że jedynym uzasadnieniem było to, że "uczestnicy używali barwy biało-czerwone". - To flagi, które wiszą na tym budynku promują faszyzm, ideologie totalitarne? - ironizował Rzymkowski.

Józwiak powiedział, że bardzo istotną informacją, której udzielono ustnie posłom, było to, że za decyzją o rozwiązaniu marszu ONR 1 sierpnia "stoi personalnie, indywidualnie pani Ewa Gawor". - Tutaj zostało to wyraźnie wskazane - żaden inny urzędnik nie podjął tej decyzji, podjęła ją dokładnie pani Gawor - powiedział Józwiak.

Do sprawy odniosła się również prezydent stolicy. "Dla ONR-u i faszystowskich haseł na ulicach stolicy nigdy nie będzie zgody" - poinformowała Hanna Gronkiewicz-Waltz. Dodała, że decyzja o rozwiązaniu manifestacji jest dostępna na stronie urzędu miasta od tygodnia.

"Czy Posłowie wchodzący do urzędu chcą zastraszyć urzędników? Bo decyzja o rozwiązaniu marszu jest publiczna na stronie urzędu od tygodnia. Informuję tylko, że dla ONR-u i faszystowskich haseł na ulicach stolicy nigdy nie będzie zgody. Nigdy" - napisała w poniedziałek na Twitterze Gronkiewicz-Waltz.

Według informacji "Gazety Polskiej", Ewa Gawor ukrywała fakt, że była funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czesława Kiszczaka. Zgodnie z informacjami udostępnionymi w mediach społecznościowych przez szefa Wojskowego Biura Historycznego Sławomira Cenckiewicza, Ewa Gawor była w Departamencie PESEL MSW w latach 1979-1990, a w 1988 r. miała ukończyć Wyższą Szkołę Oficerską im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie.

Gawor nawiązując do decyzji o rozwiązaniu marszu Obozu Narodowo-Radykalnego, powiedziała PAP, że uważa, iż zrobiła "to, co do niej należało". - I nie ma to nic wspólnego z moją wcześniejszą pracą. To jest ocena teraźniejszych działań - podkreśliła.