W rozmowie opublikowanej w serwisie rmf24.pl rzecznik Sądu Najwyższego skomentował przyspieszenie przez KRS posiedzeń dotyczących naboru nowych sędziów.

Reklama

Rozmówca przyznał, że spodziewał się takie go ruchu.

To nie jest zaskoczenie. Wydaje się, że chodzi o to, by zdążyć z zakończeniem wszystkich procedur przed ewentualnymi ruchami Trybunału Sprawiedliwości czy Unii Europejskiej.

Reklama

Jego zdaniem możliwym jest, że prof. Małgorzata Gersdorf zostanie zmuszona przez okoliczności do opuszczenia budynku Sądu Najwyższego, gdyż spośród wybranych na posiedzeniu osób, będzie ta, której prezydent powierzy kierowaniem SN.

Rzecznik skrytykował sposób wybierania sędziów.

Procedura naboru, z którą teraz mamy do czynienia, jest zupełnie niespotykana, skrótowa w porównaniu z tym, z czym mieliśmy do czynienia dotychczas. Ale także jest skrótowa nawet w porównaniu z procedurą naboru sędziów na stanowisko w sądzie okręgowym. To znaczy, jeśli sędziego sądu rejonowego chciałby awansować do sądu okręgowego. Tam wszystko się odbywa na podstawie pisemnych opinii kolegium, zgromadzenia ogólnego różnych ciał i dopiero na końcu tego całego dosyć długiego procesu jest Krajowa Rada Sądownictwa. Tymczasem w odniesieniu do Sądu Najwyższego mamy procedurę, która ogranicza się do Krajowej Rady Sądownictwa - podkreślił.

Dotychczas kandydaci do Sądu Najwyższego byli poddawani drobiazgowej ocenie, analizowano poszczególne decyzje procesowe, merytoryczne, ich prawidłowość, zgodność z wzorcami. Tego wszystkiego teraz nie dostrzegam. Nie wiem, na czym ta procedura polega. Być może będziemy wiedzieli więcej po posiedzeniu plenarnym. Ale ta skrótowość jest zaskakująca, wydaje się zupełnie nielogiczna w odniesieniu do sędziów Sądu Najwyższego. Można by tę dysproporcję zrozumieć w drugą stronę, gdyby do Sądu Najwyższego była jeszcze bardziej rozbudowana procedura niż na stanowiska sędziego sądu okręgowego. Trudno to wyjaśnić, poza okolicznościami, z którymi mamy do czynienia. W przyszłości należałoby to zmienić. Sędziowie Sądu Najwyższego - bez względu na to, jaki sąd to będzie - powinni mieć na ten wybór jakiś wpływ. Być może warto byłoby też nabór uzupełnić o dodatkowe elementy - na przykład publiczne wysłuchania. Natomiast takie drastyczne skrócenie tej procedury wydaje się całkowicie bezzasadne - wyjaśnił.

Reklama

Laskowski tłumacząc swoje obawy wskazał, że Sąd Najwyższy "stoi na szczycie tej całej drabiny, można tutaj uchylić najróżniejsze, prawomocne już orzeczenia, wydawane przez wszystkie sądy w kraju - po rozpoznaniu oczywiście określonych środków. Wydawało się, że tu powinni trafiać ci najlepsi sędziowie, najlepsi naukowcy czy tacy, którzy są i jednym, i drugim. Po to, żeby w rozsądny sposób kształtować orzecznictwo w innych sądach, we wszystkich sądach w kraju. Wpływać na rozumienie przepisów, na ich interpretacje, na to, żeby te orzeczenia były jednolite".

Niestety jego zdaniem "szanse na to maleją".

W nowej procedurze łatwo przeoczyć jakiegoś kandydata, który tych bardzo wysokich wymagań nie spełnia. Być może są wśród nich sami doskonali i ryzyko jest minimalne, ale wydaje się, że przy tak krótkiej procedurze bardzo łatwo przepuścić osobę, doprowadzić do objęcia stanowiska przez osobę, która nie jest dostatecznie sprawdzona.