Zbigniew Ziobro, zapytany na konferencji prasowej, czy prokuratura badała wątek - którego dotyczą nagrane rozmowy - wsparcia finansowego dla byłego ministra skarbu Aleksandra Grada, odparł, że śledztwo toczyło się zanim on objął stanowisko i przed połączeniem funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Reklama

- Należy zadać pytanie politykom PO, jak to jest, że śledztwo prowadzone według ich reguł gry miało nie dopatrzeć jakichś okoliczności - powiedział. - Proszę pytać szefów ówczesnej prokuratury i tych, którzy nadzorowali śledztwo - dodał.

Według Ziobry "to jest sprawa godna uwagi w kontekście pytania o apolityczność i dystans od zgiełku sporów politycznych aktualnego Sądu Najwyższego". - Myślę, że warto odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to jest z tym zaangażowaniem i apolitycznością SN, jeżeli to SN udostępnia, i to tylko nielicznym spośród dziennikarzy takie informacje, i jak to jest, że dzieje się to przed rozpoznaniem kasacji; jak to się ma do rygorów prawa - mówił minister.

Dodał, że być może należałoby ustalić, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień przez sędziów SN, którzy udostępnili materiały.

Taśmy z Morawieckim trafiły tylko do konkretnych mediów? Jest odpowiedź Sądu Najwyższego

Reklama

Wszystko wskazuje na to, że taśmy, na których wypowiada się premier, wyszły z Sądu Najwyższego do konkretnych mediów, znanych ze swojego bardzo mocnego zaangażowania politycznego po stronie opozycji; SN wchodzi do gry w kampanii wyborczej - ocenił wcześniej szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin. Na te zarzuty odpowiedział rzecznik Sądu Najwyższego.

Tygodnik "Sieci" napisał w poniedziałek, że ws. taśm z wypowiedziami premiera Morawieckiego "źródłem ujawnionych nagrań i zeznań był Sąd Najwyższy", który - jak oceniono - "toczy otwartą wojnę z rządem". Dowiedzieliśmy się, że wystarczyły trzy tygodnie, aby Sąd Najwyższy zapoznał się z ponad 40 tomami akt afery taśmowej i udzielił zgody na wgląd do materiału dziennikarzom Onetu. Co ciekawe, SN wydał też taką samą zgodę m.in. tygodnikowi "Polityka" - napisał tygodnik.

Reklama

Sasin pytany w Jedynce Polskiego Radia o "imponujące tempo prac" SN, powiedział: Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, które mamy od kilku dni okazję obserwować, to informacje "Sieci" chyba nie zaskakują". Według niego, "można powiedzieć, Sąd Najwyższy wchodzi do gry, wchodzi do gry w kampanię wyborczą". Bardzo wyraźnie to widać - ocenił Sasin.

Na uwagę, że to mocne stwierdzenie i czy nie ma wątpliwości, że tak jest, Sasin odpowiedział: Nie mam wątpliwości, ponieważ bardzo wiele wypowiedzi - chociażby rzecznika SN - ma bardzo mocno polityczny charakter. Bardzo wielu również sędziów SN zabiera głos i bardzo politycznie się wypowiada - podkreślił.

Sasin powiedział, że wszystko na to wskazuje, iż taśmy wyszły z SN do "bardzo konkretnych mediów, znanych ze swojego bardzo mocnego zaangażowania politycznego po stronie opozycji". To nie jest przypadek, to pokazuje, że mamy do czynienia z zorganizowaną prowokacją, która ma uderzyć w pana premiera (Mateusza) Morawieckiego, uderzyć samym faktem, że został nagrany, bo jeśli ktoś chciałby się zagłębić w to, co jest na tych taśmach rzeczywiście mówione, to nie ma niczego, co by premiera kompromitowało - oświadczył Sasin.

Sąd Najwyższy odpowiada

Z kolei europoseł PiS Karol Karski powiedział, że dostęp do akt tzw. afery taśmowej, dostały tylko wybrane redakcje, a niektórym redakcjom tego dostępu odmówiono.

- Rzeczywiście zgłaszały się różne redakcje, kilku dziennikarzy Onetu, zgłaszali się także dziennikarze "Polityki", i z tych materiałów, które znam wynika, że wszyscy dostali te zgody, zresztą nie bardzo widziałbym podstawy do odmowy, a zwłaszcza do różnicowania jednych i drugich - powiedział w TOK FM Michał Laskowski, rzecznik Sądu Najwyższego.

Pytany o informację tygodnika "Sieci", że "ktoś z Sądu Najwyższego przesłał do kilku zaprzyjaźnionych redakcji cynk, że akta są do wzięcia", rzecznik SN powiedział: "Są ludzie, którzy wszędzie doszukują się jakichś spisków, była to sprawa ciesząca się dużym medialnym zainteresowaniem, z reguły w takich sprawach dziennikarze wnoszą o możliwość zapoznania się z aktami i z reguły takie zgody są udzielane".

Jak dodał, zgody nie udziela się jedynie na wgląd w zawarte w aktach materiały niejawne; zaznaczył, że materiały niejawne "są w odrębnych tomach i są przechowywane w kancelarii tajnej".

Laskowski zapewnił, że udostępnianie akt "to była normalna, rutynowa czynność".

Taśmy z Morawieckim

W zeszły poniedziałek portal Onet opublikował artykuł "Afera taśmowa. Kelnerzy obciążają Morawieckiego", w którym dziennikarze powołują się na akta afery taśmowej, do których mieli dotrzeć. Onet napisał, że kelnerzy skazani w wyniku afery taśmowej obciążyli w swoich zeznaniach obecnego premiera, w latach 2007-2015 prezesa banku BZ WBK. Na jednej z taśm - według portalu - "Morawiecki miał dyskutować o zakupie nieruchomości na tzw. słupy".

W zeszły wtorek Onet opublikował inną taśmę, na której znalazł się zapis rozmowy Morawieckiego w 2013 r. m.in. z prezesem PKO BP Zbigniewem Jagiełłą, prezesem PGE Krzysztofem Kilianem i jego zastępczynią Bogusławą Matuszewską. To w tej rozmowie pada kwestia rozważania kandydatury Morawieckiego na szefa resortu Skarbu Państwa w rządzie Donalda Tuska. Fragmenty stenogramu z tej rozmowy ujawniły w 2016 r. "Newsweek" i Radio Zet. W czwartek portal Onet opublikował kolejne fragmenty rozmowy obecnego szefa rządu z Jagiełłą, Kilianem i Matuszewską, w której pojawia się kwestia zatrudnienia byłego ministra skarbu w rządzie PO-PSL Aleksandra Grada.