Chodzi o projekt rozporządzenia, które ma powiązać wypłatę unijnych środków z przestrzeganiem zasad praworządności. Jest to jeden z dokumentów okołobudżetowych na kolejną perspektywę finansową po 2020 r. Nad projektem budżetu pracują równolegle kraje członkowskie i europarlament. Posłowie przyspieszyli prace i już na pierwszym posiedzeniu plenarnym w listopadzie izba ma przyjąć swoje stanowisko.
Chociaż na razie nie wiadomo, co ostatecznie przegłosują eurodeputowani, to propozycja finansowego dyscyplinowania krajów łamiących zasady praworządności ma wielu zwolenników. Popiera ją większość w największej grupie politycznej unijnych chadeków liczącej 219 posłów na 751 mandatów. Europejska Partia Ludowa chce mieć jednak pewność, że wstrzymanie lub ograniczenie wypłat nie zaszkodzi projektom realizowanym ze środków europejskich. – Większość popiera rozporządzenie, ale z założeniem, by nie dotknęło ono beneficjenta końcowego, który nie może ponosić konsekwencji za działania rządu. Chcemy chronić samorządy, przedsiębiorców – mówi DGP Jan Olbrycht z PO, członek komisji budżetu i sprawozdawca projektu dotyczącego kolejnej „siedmiolatki”. Oznacza to, że realizację planowanych projektów zabezpieczałyby rządy krajów, które z praworządnością są na bakier. – W ramach programów operacyjnych to rząd jest władzą zarządzającą projektami, która podejmuje decyzje i podpisuje umowy. Potem dopiero przesyła do Brukseli prośbę o zwrot pieniędzy, ale rozliczenia projektów odbywają się pomiędzy władzą zarządzającą a beneficjentami – podkreśla europoseł.
– Zgodnie z opiniami, które teraz pojawiają się w europarlamencie, nie może być tak, że w momencie zawieszenia pieniędzy beneficjenci końcowi nie zostaną rozliczeni. To rząd i poszczególne ministerstwa powinny ponosić konsekwencje – powiedział Olbrycht.
Reklama
Eurodeputowani chcą uniknąć karania obywateli za grzechy rządu, bo mogłoby to się odbić na postrzeganiu Wspólnoty. – Polskie społeczeństwo, które jest w zdecydowanej większości proeuropejskie, nie powinno być karane. W europarlamencie wygrywa podejście, by karać rząd, a nie obywateli – mówi DGP prof. Bogusław Liberadzki z SLD.
Reklama
W przypadku Polski sprawa nie jest jednak tak oczywista, ponieważ mamy wiele programów regionalnych, w których władzą zarządzającą są zarządy województw. Zawieszenie unijnych funduszy mogłoby więc mocno uderzyć regiony po kieszeni, niezależnie od unijnych gwarancji. – Chociaż żadnych konkretnych pomysłów na razie nie ma, myślę, że można by wprowadzić dodatkowy przepis mówiący o tym, że w przypadku programów zarządzanych na poziomie poniżej szczebla rządowego rząd będzie musiał się wywiązać z obowiązków również w stosunku do tych programów – powiedział Olbrycht.
W europarlamencie ścierają się skrajne wizje dotyczące praworządności. Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS, nie widzi uzasadnienia dla rozporządzenia. – Projekt powinien zostać odrzucony, a jeżeli są grupy polityczne, które chcą uczynić z praworządności jeden z filarów polityki europejskiej, to powinny one dążyć do tego, by dokładnie zdefiniować kryteria, potwierdzić je prawnie i traktatowo oraz stosować wobec wszystkich jednakowo – mówi wiceprzewodniczący europarlamentu Zdzisław Krasnodębski (PiS). Jak podkreśla, obecnie praworządność jest wykorzystywana w Europie jako oręż polityczny, by dyscyplinować jedne kraje, podczas gdy drugie – takie jak Rumunia czy Malta – są traktowane ulgowo.
Po drugiej stronie barykady w europarlamencie są socjaldemokraci, którzy proponują maksymalne poszerzenie zakresu obowiązywania nowego prawa. Kranik z unijnymi pieniędzmi byłby zakręcany nie tylko w przypadku łamania standardów państwa prawa, ale też naruszania unijnych wartości określonych w art. 2 unijnego traktatu. I tak pojawiają się pomysły, by dostępu do środków nie miały kraje, które łamią zasady dotyczące podatków.
Podczas gdy europarlament finiszuje już prace nad swoim stanowiskiem, kraje członkowskie dopiero zaczynają negocjacje. Wczoraj ministrowie do spraw europejskich odbyli dyskusję na ten temat, ale – jak słyszymy – była to „ogólna, stylistyczna rozmowa”. Podczas posiedzenia poruszono również kwestię praworządności w Polsce i na Węgrzech w kontekście procedury przewidzianej art. 7. Sytuacją w tych dwóch krajach najbardziej niepokoi się Bruksela i to z myślą o nich przyszykowany został projekt rozporządzenia warunkujący unijne fundusze praworządnością.
W rozmowie o budżecie państwa utknęły na etapie sygnalizowania ogólnych stanowisk, bo są zbyt duże różnice pomiędzy nimi. Główna linia podziału przebiega pomiędzy państwami opowiadającymi się za większym budżetem, a tymi, które chcą jego uszczuplenia. W kolejnej perspektywie bud żetowej do unijnej kasy nie będzie dokładać się Wielka Brytania, która szykuje się do opuszczenia Wspólnoty. Londyn do tej pory dorzucał rocznie ok. 14 mld euro. Teraz tę lukę Komisja Europejska próbuje zasypać, zarówno tnąc wydatki, jak i zwiększając składki – co dla obu siedzących po przeciwnych stronach stołu grup państw jest nie do przyjęcia.
Komisja Europejska, autorka projektu budżetowego, chce, by prace nad bud żetem zostały ukończone na wiosnę, jeszcze przed wyborami europejskimi. Chociaż na ten moment to scenariusz mocno nierealistyczny, pozytywnym zwiastunem jest przyspieszenie prac przez prezydencję austriacką. Wiedeń nie chce większego budżetu, dlatego spodziewano się, że nie będzie nadmiernie gorliwy w procedowaniu projektu. Według naszych informacji prace jednak przyspieszyły na poziomie technicznym, ale nadal brakuje rozmów o konkretach. Nie wiadomo więc, czy Austria do końca roku przekona kraje członkowskie do podjęcia wspólnego politycznego stanowiska.
Polska nie chce zgodzić się na cięcia w polityce spójności oraz wspólnej polityce rolnej. Może liczyć na wsparcie innych krajów środkowo europejskich, które współtworzą grupę „przyjaciół polityki spójności”. To kraje od lat zabiegające w unijnym budżecie o środki na rozwój regionów. Polska starała się o reanimowanie grupy, by skuteczniej forsować swoje stanowisko w walce o nowy budżet. Grono państw jest jednak teraz nieco uszczuplone, bo kraje południa, które wcześniej należały do grona „przyjaciół spójności”, pomimo cięć w polityce spójności dostały więcej.