Sprawa jest precedensowa, ponieważ nie było wcześniej procesu, w wyniku którego wystawa narracyjna miałaby zostać uznana sama w sobie za utwór. A poza tym nie było wcześniej sądowej obrony historii przed polityką – mówi mecenas Maciej Ślusarek, który w procesie o prawa autorskie do wystawy głównej w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku reprezentuje jej twórców: prof. Pawła Machcewicza, dr. Janusza Marszalca, dr. hab. Piotra Majewskiego i prof. Rafała Wnuka.
To nie kolekcja militariów
Szczyt pochylonej ceglano-szklanej bryły muzeum widzimy już idąc ulicą Szeroką w Gdańsku, na której kończymy spacer po Starym Mieście. Do wejścia prowadzi nas ścieżka wzdłuż kanału Raduni. Żeby zwiedzić wystawę główną, schodzimy 14 metrów pod ziemię – kiedy w 2012 r. ruszyła budowa, było tu jezioro.
1,7 tys. metrów kwadratowych, ok. 6 tys. fotografii, blisko 300 minut filmów, 100 map. I 40 tys. eksponatów zgromadzonych dzięki współpracy z kilkuset instytucjami w kraju i za granicą – oglądamy niecałe 5 proc. z nich. Bo każdy element został starannie wybrany, zastępuje kilkaset stron tekstu i ma swoje znaczenie dla opowieści.
A o czym ona jest? Druciane szkielety parasoli mówią o transportowanych do Auschwitz Żydach, którzy nie wiedzieli, co ich czeka. Wyprasowana koszula o żonie niepogodzonej ze stratą męża w Katyniu. Kufer wywiezionej do Kazachstanu rodziny Małachowskich – o utracie domu, tułaczce, zimnie i głodzie.
Reklama
"Jak wybrnąć ze sprzeczności między polską i niemiecką pamięcią?"
Kilkanaście akapitów dalej podał odpowiedź: nowy szef rządu Donald Tusk powinien w trakcie pierwszych wizyt w europejskich stolicach ogłosić budowę muzeum II wojny światowej, w którym historia byłaby pokazana z perspektywy kraju i regionu mającego za sobą doświadczenie totalitaryzmu nie tylko nazistowskiego, ale i radzieckiego. „Takie muzeum (…) miałoby też wielkie znaczenie dla wprowadzenia do kształtującej się europejskiej pamięci historycznej nieobecnych w niej praktycznie wątków, jak pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, radziecka okupacja wschodniej części Rzeczypospolitej i krajów bałtyckich, postępowanie Armii Czerwonej i NKWD w latach 1944–1945. Takie przedsięwzięcie mogłoby liczyć na poparcie nowych członków Unii, którzy często zderzają się z murem niezrozumienia i ignorancji ze strony zachodnich Europejczyków”.
Jedyne takie muzeum
Pisanie historii na nowo
W sali poświęconej sytuacji w ZSRR przed wybuchem wojny dr Nawrocki grę planszową o planie pięcioletnim zastąpił rewolwerem Nagant. Planszówka pokazywała skalę propagandy i proces budowy „Homo sovieticus” – nowego człowieka.
Zbliżając się do końca wystawy, przyglądamy się rekonstrukcji zniszczonego wojną miasta. Latem tego roku zmieniła się tu tablica informująca o statystycznej liczbie ofiar wojny w poszczególnych krajach z rozbiciem na żołnierzy i ludność cywilną. Na oryginalnej straty Niemiec i Rosji w liczbach bezwzględnych były większe niż Polski. Machcewiczowi, Marszalcowi, Wnukowi i Majewskiemu nowe władze muzeum zarzuciły więc „niegodną manipulację”. Nowa tablica ma „oddać rzeczywiste straty osobowe poszczególnych narodów”: teraz Polska jest krajem najbardziej poszkodowanym. Ale w wyliczeniach są błędy, np. rozmiar strat cywilnych poniesionych przez Czechosłowację jest zaniżony, straty cywilne poniesione przez Rumunię – pominięte.
Ingerencja w prawa autorskie
Dlaczego każda zmiana ma znaczenie? Bo wystawa główna, podobnie jak w Muzeum Powstania Warszawskiego i POLIN – Muzeum Historii Żydów Polskich, ma charakter narracyjny. Porównać możemy ją do filmu dokumentalnego, który ma początek, rozwinięcie i zakończenie, a każde słowo, dźwięk i ruch kamery są ważne.
– Wystawa główna jest przejmująca. Część poświęcona jeńcom radzieckim albo eksponaty, które oglądamy, poznając historię pogromu w Jedwabnem, silnie oddziałują na emocje. Każdy rodzic będzie poruszony, oglądając niemieckie ubranie przeciwgazowe dla niemowlęcia. Twórcom Muzeum udało się uniknąć zmilitaryzowania historii wojny. Opowiadają ją z perspektywy ofiar – podsumowuje prof. Michał Bilewicz. – Zasadniczo istnieją dwa sposoby uprawiania historii. Unikalna w skali światowej wystawa główna zbudowana była w duchu uniwersalizującym. Pokazuje więc losy ofiar wielu zbrodni, np. wykorzystywanych seksualnie Koreanek i jeńców radzieckich. Opowiadający historię w ten sposób i otwarci na nią odbiorcy nie czują się zwolnieni z odpowiedzialności za to, żeby ona się nie powtórzyła. Na drugim biegunie jest narracja partykularna, a więc skupiająca się na cierpieniu naszego narodu – dodaje prof. Bilewicz.
Po czyjej stronie jest racja?
Autorzy scenariusza, na podstawie którego powstała wystawa główna, nie poddali się. 19 stycznia br. przejęte przez PiS Muzeum otrzymało pozew o naruszenie ich praw autorskich. Historycy nie domagają się pieniędzy. Walczą wyłącznie o przywrócenie ekspozycji oryginalnego kształtu. Oczekują również przeprosin.
– Sprawa jest precedensowa, ponieważ nie było wcześniej procesu, w wyniku którego wystawa narracyjna miałaby zostać uznana sama w sobie za utwór. A poza tym nie było wcześniej sądowej obrony historii przed polityką – wyjaśnia reprezentujący ich mecenas Maciej Ślusarek z Kancelarii Leśnodorski, Ślusarek i Wspólnicy. Muzeum reprezentuje radca prawny dr Zbigniew Pinkalski z krakowskiej kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy. Krytycy autorów wystawy głównej przekonują, że to nie prywatne muzeum, bo historycy pracowali za publiczne pieniądze, dlatego ich oczekiwania są bezzasadne, a nowy dyrektor może wprowadzać dowolne zmiany. Do czego więc Pawłowi Machcewiczowi, Januszowi Marszalcowi, Piotrowi Majewskiemu i Rafałowi Wnukowi przysługują prawa? – Mają prawa autorskie do scenariusza i samej wystawy głównej. Ekspozycja miała współtwórców, ale powstawała w oparciu o scenariusz, którego autorami byli wyłącznie czterej wymienieni historycy. Prawa majątkowe przeszły na Muzeum, ale osobiste prawa autorskie do scenariusza są niezbywalne i nienaruszalne – odpowiada mecenas Maciej Ślusarek. – Osłabienie więzi z dziełem naukowym i artystycznym polega w tym przypadku na tym, że wystawa powstała w określonym kształcie, a nagle zaczęto wprowadzać w niej zmiany. Dołączone zostały do ekspozycji elementy, które nie odpowiadają narracji i które wprowadzają zupełnie odmienne przesłanie całej wystawy. Co więcej, wprowadzone elementy przeczą faktom historycznym. Takie zmiany naruszają zatem prawa osobiste autorów – twierdzi.
Jeszcze przed dokonaniem zmian w ekspozycji nowy dyrektor muzeum opowiadał, że są one konieczne, choćby ze względu na zastrzeżenia zgłaszane przez kombatantów. Dr Karol Nawrocki tłumaczył także: – Wprowadziliśmy zmiany dotyczące prześladowań ludności polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku (WMG). Przez osiem lat nie pomyślano o Polakach, którzy stracili tu życie po 1 września 1939 r. za przywiązanie do polskości.
W lipcu w Sądzie Okręgowym w Gdańsku ruszył proces. Do tej pory odbyły się trzy rozprawy. Zeznawali już Machcewicz, Wnuk, Majewski i Marszalec. Przez kilkanaście godzin łącznie mówili o tym, jak powstaje muzeum: od narodzin pomysłu i prac nad scenariuszem wystawy przez poszukiwanie eksponatów, pozyskiwanie praw do wybranych fotografii i rozmowy z firmą odpowiadającą za scenografie do ostatnich dni przed otwarciem, kiedy dopracowywane są szczegóły, takie jak np. umiejscowienie znaków prowadzących do wyjść ewakuacyjnych – by nie nakładały się na umieszczone na podłogach i ścianach mapy.
Historycy byli zgodni: przez 10 lat tworzyli muzeum, jakiego nie ma na świecie, zaplanowali każdy jego metr kwadratowy i nigdy wcześniej nie spotkali się z przypadkiem wprowadzania zmian w wystawie narracyjnej. Ich dzieło było spójne i zamknięte.
Czy zabezpieczyli swoje prawa w szczególny sposób? Nie, ponieważ nie przewidzieli, że po 1989 r. do muzealnych sal może wejść polityka: – Nasza wyobraźnia tak daleko nie sięgała.
Machcewicz, Wnuk, Majewski i Marszalec bronili też samej koncepcji wystawy głównej, a więc historii opowiedzianej z perspektywy ofiar i mało znanych postaci, a nie żołnierzy (jak np. ma to miejsce w amerykańskich muzeach) czy ich dowódców. – Interesowało nas, co odczuwał mieszkaniec Zamojszczyzny czy Paryża w 1942 r. Bardziej co myślał głodny i marznący żołnierz niż tryumfujący i co działo się w obozie jenieckim niż w sztabie. Szliśmy więc pod prąd dominujących w muzealnictwie tendencji. Gwałcona Polka, Kaszubka, Rosjanka to dla nas przede wszystkim kobieta, bo wyszliśmy poza ramy narodowe i zaproponowaliśmy uniwersalną opowieść – wyjaśniał w gdańskim sądzie prof. Rafał Wnuk.