Od momentu, kiedy Marek Dochnal został aresztowany, w mediach raz po raz pojawiały się materiały, których autorzy poddawali w wątpliwość, czy to słuszne posunięcie. Jak dowiedział się dziennik.pl, śledczy już od jakiegoś czasu mieli doniesienia, że mogła je tworzyć grupa dziennikarzy będąca na usługach Dochnala.

Reklama

Ostatnio sam Dochnal ujawnił, że Dorota Kania z "Wprost" wzięła pożyczkę od jego rodziny. Jednak, według naszych źródeł, podobnych przypadków wśród dziennikarzy może być więcej. Całe śledztwo, w którym prokuratorzy sprawdzają, czy Dochnal korumpował dziennikarzy, jest objęte klauzulą tajności.

Ale to nie wszystko. Jak ustalił dziennik.pl, kiedy w mediach Dochnal mówił, iż namawiano go, aby został świadkiem koronnym, to nie ujawnił całej prawdy. Z naszych informacji wynika, że pod koniec 2006 roku były lobbysta sam obiecał prokuratorom, iż powie wszystko, co wie o styku biznesu z polityką, w tym o zagranicznych kontach polityków. Ale postawił warunek - "powiem wszystko, jeśli wypuścicie mnie z aresztu".

Prokuratorzy długo zastanawiali się nad taką możliwością, ale ostatecznie nie uwierzyli Dochnalowi i nie przystali na jego warunki. Wtedy lobbysta przestał zeznawać i całkowicie zamilkł.

Pod koniec ubiegłego roku prokuratura w Katowicach, która prowadzi sprawę Dochnala, dostała ze Szwajcarii i Liechtensteinu długo oczekiwane materiały m.in. o operacjach finansowych byłego lobbysty. To 20 tomów opasłych akt, które - jak dowiaduje się dziennik.pl - są teraz tłumaczone. Nie wykluczone więc, że w sprawie pojawią się nowe wątki.

Reklama

Prokuratura w Katowicach odmawia wszelkich komentarzy na te tematy i zasłania się tajemnicą śledztwa.