"O cholera!" - tak zareagował jeden z krakowskich posłów PO, gdy zobaczył fragment filmu "Trzech kumpli", w którym Widacki pokazany jest jako adwokat w procesie esbeków oskarżonych o utrudnianie śledztwa w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa.

Reklama

Widacki jednak nie czuje dyskomfortu. I podtrzymuje wersję obowiązującą w PRL. "W moim przekonaniu to był nieszczęśliwy wypadek. Bezpieka miała różne rzeczy na sumieniu, ale tego akurat przypadku chyba nie" - mówi DZIENNIKOWI o śmierci Pyjasa. Według oficjalnej wersji PRL-owskich organów ścigania, Pyjas po pijanemu wypadł przez barierkę na klatce schodowej. "Ja mam inny pogląd na tę sprawę, ale Widacki wypowiada się jako prawnik, może ma więcej informacji..." - próbuje usprawiedliwiać partyjnego kolegę Bogdan Lis z PD.

Inni politycy nie są tak wyrozumiali. Jego wypowiedzi o Pyjasie budzą zdumienie. "Widacki brnie w rolę adwokata SB poza wszelkie granice rozsądku" - oburza się Jacek Kurski z PiS. Widackiemu mocno dziwi się też szef komisji Andrzej Czuma z PO. A Bogdan Klich, związany z krakowskim SKS, przypomina sobie wyraźnie: "Zaraz po śmierci Pyjasa poszedłem na Szewską do tej klatki. Ona była po remoncie i była tam wysoka barierka, naprawdę trzeba było chcieć i użyć sporej siły, by przez nią wypaść" - mówi obecny szef MON.

Widacki jednak idzie w zaparte. "Śledztwo w tej sprawie trwało kilkanaście lat, przez ten cały czas sprawdzano tylko tę jedną tezę o odpowiedzialności SB. I co? Nie została ona udowodniona. Prokuratura przez te wszystkie lata nie potrafiła wykazać związku Służby Bezpieczeństwa ze śmiercią Pyjasa" - upiera się.

Reklama

Ale Zbigniew Wassermann, który był na początku lat 90. prokuratorem w Krakowie, zarzuca: prokuraturze nie udało się znaleźć dowodów, bo jej prace blokował właśnie sam Widacki. Widacki był wiceministrem spraw wewnętrznych na początku lat 90., gdy bezskutecznie dobijaliśmy się o odtajnienie materiałów SB w sprawie Pyjasa. To wstrzymało prace śledcze w tej sprawie. Te zarzuty Widacki kwituje krótko: "Kłamstwo". I obarcza winą ówczesnego szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego.

Po rezygnacji Widackiego kuluary Sejmu huczały od spekulacji. Co jest prawdziwą przyczyną jego zaskakującej decyzji? Jedni wskazywali na film o Pyjasie, inni podkreślali, że w zeszłym tygodniu zapadła decyzja, że stanie on przed sądem oskarżony o nakłanianie do składania fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania. "Ten film to mogła być kropla, która przelała czarę. Przecież już wcześniej był akt oskarżenia przeciwko niemu, po prostu lewica nie miała już żadnego pożytku z Widackiego" - mówi Arkadiusz Mularczyk z PiS. A Sebastian Karpiniuk z PO, która do tej pory broniła obecności Widackiego w komisji, kwituje krótko: "Zrobił to, co w tej sytuacji powinien zrobić".

Sam Widacki jako jedyny powód swojej decyzji podaje presję ze strony SLD. Rzeczywiście, po rozpadzie LiD Sojusz postanowił wymienić członków konkurencyjnych ugrupowań lewicowych, którzy zajmują eksponowane miejsca w ważniejszych sejmowych komisjach. "Przewodniczący Napieralski i Olejniczak zapowiadali takie zmiany, ale akurat o Widackim mowy nie było" - mówi szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. O tym, że decyzją Widackiego zaskoczony jest sam SLD, może świadczyć to, że politycy Sojuszu dopiero zaczną się zastanawiać, kogo zaproponować na jego miejsce.

Reklama

Kariera Jana Widackiego

• obrońca Inkasenta, człowieka oskarżonego o seryjne morderstwa. To dzięki niemu Inkasent wyszedł na wolność.

• obrońca osób zamieszanych w aferę paliwową

• obrońca policjantki oskarżonej o przekazywanie policyjnych materiałów miesięcznikowi "Zły", który wydawała żona Jerzego Urbana

• pełnomocnik spółki Konsalnet zarządzanej przez byłych oficerów wywiadu PRL

• oskarżony o nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań - tak by były korzystne dla bronionego przez Widackiego szefa gangu pruszkowskiego Mirosława D. ps. Malizna. Podejrzany też o wynoszenie z więzienia grypsów aresztowanych gangsterów. Wkrótce stanie przed sądem Warszawa - Praga.

• miał naciskać na Marka Dochnala, by podczas zeznań przed sejmową komisją śledczą ds. Orlenu nie oczernił jego klienta Jana Kulczyka.

• trzy lata temu „Rzeczpospolita” zarzuciła mu, że tuż po wprowadzeniu stanu wojennego wykładał w szkole Służby Bezpieczeństwa w Legionowie. Widacki zprzecza.

• ostatnią wpadką Widackiego było zgłoszenie przez niego do komisji śledczej ds. nacisków eksperta Jerzego Stachowicza, który, jak się okazało, jest byłym esbekiem.